Wrażliwy według rozkazu
Mamy wreszcie nową definicję wrażliwca. To ktoś, kto czujnie odbiera najsubtelniejsze sygnały od przełożonych i bez zwłoki sygnały te przyjmuje jako rozkaz do wykonania. Uosobieniem takiej wrażliwości jest komendant policji w Gorzowie, który – dotknięty do żywego rdzenia swej służbowej pałki – skierował do sądu wniosek o ukaranie Jerzego Owsiaka z powodu wykroczenia. Jeśli wrażliwość policjanta podzieli sąd – Owsiakowi grozi grzywna albo ograniczenie wolności. Wrażliwość gorzowskiego komendanta została narażona na tzw. szwank, gdy Owsiak zaczął ludzkim głosem wołać z estrady Woodstocku słowa uznane w niektórych kręgach za niecenzuralne. Nie wiemy, co znaczy: niecenzuralne, gdyż cenzury już nie ma, o czym wie każdy, kto przysłucha się grupie młodzieży licealnej (już po reformie), oddziałowi Obrony Terytorialnej albo ludziom na wycieczce zakładowej na grzyby. Widocznie gorzowski komendant nie ma nastoletnich dzieci, nigdy nie natknął się na szwejków z OT na przepustce, ani nie był na grzybach z kolektywem. Pewnie stąd jego specyficzna wrażliwość, a raczej – co zdiagnozować nietrudno – nadwrażliwość. Ale załóżmy, że komendant zareagować musiał, gdyż wie, że ludzie wrażliwi siedzą też na wyższych gałęziach tej samej palmy, zwanej Ministerstwem Spraw Wewnętrznych.
Owsiak podpadł miejskiemu komendantowi, wykrzykując czasownik pierdolić i rzeczownik kurwa, co służby zarejestrowały. Gwiazda Woodstocku w tych krótkich żołnierskich słowach odniósł się do polityków, którzy jak mogli utrudniali organizację tego największego festiwalu w Europie. Owsiak, gość rozgarnięty inaczej, chyba liczył, że nagranie przejęte przez mundurowych trafi na płyty, te się opchnie na Allegro i kupi ze dwa ambulansy, a może nawet radiowóz satelitarny dla gorzowskiego posterunku. Ale się przeliczył, aliści nie jestem też pewien, czy nie przeliczył się komendant. Sądzenie za słowną wulgarność przypomina sądy za opowiadanie dowcipów politycznych. Przypomina próby karania za nagość w sztuce albo nagość na plaży. Sugeruje kary za krytykę kontrowersyjnych decyzji albo prymitywnej propagandy. Karanie za słowa sprośne to karykatura prawa. Ażeby w Gorzowie nie zapanował klimat islamskiego szariatu, warto żeby komendant przeczytał książeczkę Melchiora Wańkowicza „Prosto od krowy”, w którym autor, wybitny pisarz – naprawdę, proszę mi wierzyć, panie komendancie – nie tylko broni obywatelstwa dupy w literaturze, ale staje w obronie „starej, jędrnej, a poczciwej kurwy, dzielącej od wieków dole i niedole polskie”. Wańkowicz, który długie lata spędził przy wojsku, wyjątkowo cenił żołnierską gwarę „z jej kluczowym słowem wytrychem pierdolić. Mógłbym tu zacytować całą sekwencję derywatów utworzonych od tegoż słowa wytrycha, które cytuje w druku Wańkowicz, ale boję się już na serio o stan psychiczny najwyższego stanowiskiem gorzowskiego policjanta. Rzadko kiedy psychiczna odporność rośnie ze stopniem. Życie raczej uczy, że dzieje się odwrotnie.
Polska polityka, której zbrojnym ramieniem staje się na naszych oczach policja, pełna jest wulgaryzmu. Sama w sobie jest wulgarna. Nieustannie obraża naszą wrażliwość słowami i obrazami. Wystawia na najcięższą próbę naszą odporność na głupotę, prostactwo, serwilizm i obłudę. Dlaczego za to nie karać? Tylko kto powinien orzekać? Wyborca? I nie chodzi tu o przysłowiowego Koguta, senatora Koguta, którego sfilmowano na jakimś meczu, gdy na sędziego bluzgał słowem chamskim. Tego folkloru mamy tyle – w Sejmie, domu i zagrodzie – że przestał on sprawiać jakiekolwiek wrażenie. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że zalew słownej agresji skutecznie osłabił społeczną wrażliwość, co sprawia, że większość ludzi nie zwraca już na to uwagi, zaś nierzadkie są przypadki, że pouczony przez jakiegoś wrażliwca słowny agresor, agresję zamienia w czyn, a dokładniej – w rękoczyn. I potem z wrażliwcem długą udrękę ma NFZ.
Przesłuchany przez policję Owsiak utrzymuje, że na finał festiwalu wykonał osobiście dzieło muzyczne, a jako artysta może w dziele użyć takich środków wyrazu, jakich chce. Fakt, nie było to oratorium i nie była to kantata, co potwierdza różnicę w rozumieniu definicji dzieła muzycznego. Tym bardziej że nikt nie wie, jaka definicja formy muzycznej obowiązuje na tamtejszym posterunku. Byłoby dobrze, gdyby do oberpolicmajstra Zielińskiego, przełożonego funkcjonariuszy, komendant napisał szyfrogram w tej sprawie. Uczeni uzgodniliby w ten sposób stanowiska.
I ja, choć rapuję gorzej niż Owsiak, nie jestem bez winy, gdyż zdarza mi się użyć w tekście słowa sprośnego. O efekcie ekspresywnym takiego zabiegu niech gadają studenci, czytelnik zaś ma dobitnie odczuć, com chciał przez to wyrazić. Nowa proza pełna jest słów brutalnych, często używanych bez uzasadnienia, co przypomina polskie filmy, w których nagość – zwykle młodych aktorek – też bywa niczym nieuzasadniona. Brutalizm stał się elementem kultury. Już nikogo nie gorszy (poza komendantem policji w Gorzowie!), ale też nie tworzy (bo niby jak?) żadnej jakości, utrzymuje nas na poziomie gumna. Pozostaje więc tylko przypomnieć stary epizod, w którym poczciwa babina strofuje wnuka: – Stasiu, nie mów tak brzydko, bo ci Bozia język upierdoli.
henryk.martenka@angora.com.pl