Wesoły Olo
Ma wszystkie cechy gwiazdy. Jest jedyny w swoim rodzaju, trochę zwariowany, na pewno inny niż wszyscy. Robi, jak na gwiazdę przystało, rzeczy absolutnie wyjątkowe. Trudno znaleźć drugiego takiego jak on. Uwielbia o sobie mówić, a ludzie chcą tego słuchać. Tylko jedna rzecz odróżnia go od tłumu Bardzo Znanych Ludzi – jest całkowicie pozbawiony umiejętności „strzelania focha”.
Mimo sławy, która spadła na niego bardzo późno, Aleksander Doba (71 l.) to wciąż jeden z najskromniejszych ludzi na świecie. Może to woda, z którą na co dzień się zmaga, nauczyła go pokory, a może raczej zawsze taki był, dlatego tak dobrze mu idzie w starciu z nieprzewidywalnym żywiołem. Właśnie wrócił z trzeciej już wyprawy kajakowej przez Atlantyk. Tym razem trasa wiodła przez północne regiony oceanu i była najtrudniejsza z dotychczasowych. Doba wypłynął ze Stanów Zjednoczonych, a zakończył przeprawę we francuskiej miejscowości Le Conquet. Olo, jak mówią na niego fani i przyjaciele, tym razem nie miał łatwo: musiał w czasie trwającego ponad sto dni rejsu zmierzyć się ze sztormem o sile niemal dziesięciu stopni w skali Beauforta i stawić czoło dziesięciometrowym falom. Po drodze przydarzyła mu się też awaria steru, na szczęście z pomocą naszemu kajakarzowi pospieszyli dobrzy ludzie na wodzie i na lądzie. Udało się namówić załogę statku z filipińskimi marynarzami na pokładzie, by na dziesięć godzin zatrzymali się na środku oceanu i pomogli Polakowi. W dowód wdzięczności mieli najpierw dostać dobry rum, bo to przecież tradycyjnie ulubiony napój ludzi morza, ale ostatecznie ekipa Aleksandra Doby wysłała każdemu z życzliwych Filipińczyków symboliczną fotografię z dedykacją polskiego kajakarza. Na zdjęciu jednak – wbrew pozorom – nie był on, a polski papież czytający książkę w kajaku. To prawdopodobnie jedna z najsłynniejszych fotografii Jana Pawła II, który na Filipinach wciąż cieszy się wielkim szacunkiem. Spotkanie Aleksandra Doby z prasą odbyło się w mało jeszcze znanej warszawskiej restauracji Portowa. Położeniem bije na głowę niejeden popularny lokal. Portowa leży bowiem nad samą Wisłą, ale w miejscu, gdzie brzeg rzeki wygląda jeszcze na dziki i nie okupują go spragnieni rozrywek młodzi ludzie. Już kilkaset metrów dalej zaczyna się bowiem klubowo-barowe zagłębie, które od paru lat wzięli we władanie spragnieni rozrywki na nadwiślańskim piasku warszawiacy i goście. Tam impreza zaczyna się w piątkowe popołudnie, a kończy w poniedziałkowy poranek. W Portowej nasz tryskający humorem pan Aleksander miał też okazję zdmuchnąć świeczki na swoim urodzinowym torcie, który oczywiście musiał mieć kształt kajaka. Energią dzielnego Ola można by obdzielić pół Polski, a drugie pół powinno uczyć się od niego życzliwości dla ludzi i miłości do świata.
Niestety, Doba, kiedy nie pływa, mieszka w Policach, a to na tyle daleko od Warszawy, że jego dobry przykład nie dociera do stolicy. Warszawskie sławy to raczej ludzie zakochani w sobie, się połączyć trendy, faktury i wzory, tak by nie wyszedł z tego przypadkowy i niestrawny chaos, ale apetyczne kreacje na nadchodzącą jesień i zimę. Na widowni nie zabrakło gwiazd. Część z nich też najwyraźniej pokochała w tym sezonie wzory. Wzorzyste sukienki miały tego wieczoru na sobie Małgorzata Socha (37 l.) i Paulina Krupińska (30 l.), która po urodzeniu drugiego dziecka znów zaczęła bywać na warszawskich imprezach. Partnerka Sebastiana Karpiela-Bułecki (41 l.) zapowiada, że zajmie się teraz biznesem, ale na razie zajmuje się córką i synem, a w przerwach pozuje na ściankach. Co tu dużo mówić, jak zawsze wyglądała ślicznie. Dawno niewidziana Beata Sadowska (43 l.) też prezentowała się świetnie w białej zwiewnej sukience. Monika Olejnik (61 l.) w klasycznej czerni i w oryginalnym nakry-