Wygodne korzystanie z tabletu
Mała, cenna rada
z Bobem Campbellem, szkockim fotografem i filmowcem dokumentalistą, który po kilku latach powrócił do żony, po romansach z asystentem, Sandym Harcourtem, który porzucił ją dla młodszej, i Peterem Weissem, żonatym lekarzem z miejscowego szpitala, zdecydowała się na samotność. Bardzo zdziwaczała, coraz trudniej było – nawet współpracownikom i studentom – porozumieć się z nią. Zostały jej tylko goryle. Każdy, kto zrobił im najmniejszą krzywdę, stawał się jej osobistym wrogiem.
A tych, co nastawali na jej podopiecznych, nie brakowało. Bezustannie atakowali je miejscowi Pigmeje, dla których zabicie goryla było dowodem męstwa, polowali na nie kłusownicy. Dian z własnych pieniędzy opłacała kilkunastu strażników, bez pardonu ścigała kłusowników i sama wymierzała im kary. Po tym, jak znalazła ciało swojego ulubionego goryla Digita z odciętą głową i dłońmi (robiono z nich kosztowne pamiątki, m.in. popielniczki), dosłownie wpadła w szał. Spaliła szałasy, w których mieszkali kłusownicy i ich rodziny, biciem wymuszała zeznania, nie cofała się przed straszeniem bronią i... magią. Rozwieszała na przykład na drzewach totemy mające sprowadzić na nich śmierć, na ich oczach odprawiała złowróżbne rytuały.
Z ostrzeżeń władz alarmowanych przez niechętnych jej tubylców nic sobie nie robiła. „Jesteście skorumpowani przez kłusowników, więc bronicie ich” – wykrzykiwała urzędnikom prosto w twarz. Oni zaś grozili jej odmową prawa dalszego pobytu w Ruandzie i starali się nakłonić towarzystwa naukowe, które sponsorowały założony przez nią Ośrodek Badawczy Karisoke, do odwołania jej ze stanowiska.
Nie było to jednak proste – wynikami badań Dian interesowała się już nauka światowa, a idea ochrony ginących gatunków zyskiwała coraz szersze grono zwolenników. Zyskiwała też poparcie, pisząc artykuły i wygłaszając prelekcje na renomowanych uczelniach.
Podobne przejścia miał trzeci anioł profesora Leakeya – Birute Galdikas. Kanadyjka litewskiego pochodzenia, prowadząca obserwacje dziko żyjących orangutanów na Sumatrze i Borneo, nie paliła wprawdzie niczyich domostw i nie wymachiwała nikomu przed nosem pistoletem, ale twardo domagała się od władz Indonezji wydania przepisów ograniczających niszczenie lasów tropikalnych, naturalnego siedliska orangutanów. Lasy jednak to cenne drewno, to ogromne tereny, które można przeznaczyć pod uprawę, to interesy, z których da się osiągać spore zyski. Cóż wobec nich znaczy jedyne w swoim rodzaju środowisko naturalne? Miejscowi biznesmeni robili wszystko, by doprowadzić do deportacji Birute z Indonezji, a przy okazji ograniczyć działalność prowadzonego przez nią ośrodka, który zajmował się leczeniem i przystosowywaniem do życia w naturze osieroconych orangutanów odebranych handlarzom lub odkupionych z niewoli.
Birute, jako jedyna z trzech aniołów Leakeya, była częściowo przygotowana do prowadzenia tego rodzaju badań – ukończyła wydział antropologii na Uniwersytecie Kalifornijskim. Pracę swoją podjęła dopiero w 1971 r., 10 lat po Jane Goodall i 5 lat po Dian Fossey. Mogła więc się podeprzeć ich doświadczeniami, a i opinie naukowców na temat wyników jej badań nie były już takie wrogie. Podobnie jak Jane i Dian uznała, że nie da się rzetelnie prowadzić tego typu badań z doskoku i spędziła w dżungli wiele lat. Tu osiedliła się wraz z mężem, fotografem Rodem Brindamourem, i między orangutanami sierotami, w komitywie z nimi, wychował się jej synek Binti Paul. Poświęciła na obserwację orangutanów ponad 100 tysięcy godzin i poznała bardzo dokładnie życie aż trzech generacji tych zwierząt.
Birute nie miała takich obaw jak Jane Goodall, która zaobserwowała wśród szympansów przypadki porywania cudzych młodych, a nawet zabijania ich. Mały Hugo – syn jej i fotografa przyrody Hugo von Lawicka – musiał być pod nieustanną kontrolą. „Właśnie wtedy zrozumiałam, że podenerwowanie szympansich matek, gdy do ich dziecka zbliżał się ktoś obcy, nie jest irracjonalne” – relacjonowała swoje spostrzeżenia.
Dian Fossey nie miała dzieci. Może dlatego cały swój instynkt macierzyński skierowała na opiekę nad osieroconymi gorylami. 26 grudnia 1985 r. o świcie znaleziono ją zmasakrowaną maczetami. Sprawcy wykonywali najpewniej zlecenie kłusowników, z którymi wojowała z taką pasją. Spoczęła na założonym przez siebie cmentarzu dla zabitych goryli.
Śmierć Dian nie oznaczała na szczęście końca badań w Karisoke. Nad gorylami czuwa dziś międzynarodowy zespół uczonych, a ich badania finansuje fundacja założona jeszcze przez Dian Fossey. Podobne instytucje wspomagające badania oraz ochronę i walkę o godne życie – szczególnie w niewoli – szympansów i orangutanów założyły Jane Goodall i Birute Galdikas.
Prace aniołów Leakeya zapoczątkowały prawdziwą rewolucję w nauce. Badania różnych gatunków zwierząt w ich naturalnym środowisku dostarczyły i dostarczają coraz więcej zadziwiających informacji. Granica między ludźmi a zwierzętami coraz bardziej się zaciera. Genetycy ujmują to jeszcze wyraźniej. Ludzi i szympansy łączy aż 98,4 procent podobieństwa genetycznego. Tylko 1,6 procent ich DNA jest różne. Grupa nowozelandzkich uczonych wystąpiła nawet z inicjatywą przyznania szympansom, orangutanom i gorylom praw człowieka.
Dzięki Jane, Dian i Birute nikt już nie twierdzi, że zwierzęta są bezrozumne. Ich praca dostarczyła nauce potrzebnych dowodów. Ale anioły Leakeya zrobiły jeszcze coś – ocaliły kawałek natury. Bo gdyby nie one, wielkie małpy nie żyłyby już na wolności. W menu wielu gatunków ptaków na pierwszym miejscu stoją ryby. Najczęściej widuje się czaple, które z pozycji żurawia (stojąc na jednej nodze) polują na drobne okonie i ukleje. Co prawda raz jedna taka też połknęła przy mnie półmetrowego szczupaka... I to bez problemu. No, ale oczywiście przodownikami w połykaniu ryb są łapczywe kormorany. W ich brzuchach lądują głównie wielkie jak talerze leszcze i naprawdę spore płocie. I à propos, kiedyś znalazłem takie leżące na pomoście w bezruchu odrażające czarne ptaszydło z wystającym z dzioba rybim ogonem. Ot, leszcz nie chciał przejść przez gardło. I źle się to skończyło. Nie sposób nie wspomnieć o upodobaniach kulinarnych drapieżnego bielika, który większości z nas kojarzy się z orłem. Bielik króluje na stawach hodowlanych. Stąd lubuje się w złocistych karpiach i linach. No a wszędobylskie mewy? Mewy to akurat lubią wszystkie ryby. Na zdjęciu – niemalże już schwytany na płyciznach piskorz. Piotrek
Wielu naszych Czytelników ma z pewnością tablety. Z uwagi na ich poręczność oraz możliwość korzystania z coraz większej ilości różnych aplikacji ułatwiających nam życie niejednokrotnie są obecne przy nas w różnych oko- licznościach. W warunkach domowych zamiast trzymania tabletu w ręku (nie wszyscy mają etui pozwalające na ustawienie tabletu na biurku) możemy we własnym zakresie wykonać bardzo szybko podstawkę do niego, wykorzystując podpórkę do książek – taką, jakiej używamy na regałach książkowych. Aby tablet czy też smartfon nie zsuwał się z podstawki, możemy przykleić taśmą dwustronnie klejącą w dolnej jej części ceownik aluminiowy o szerokości mieszczącej tablet. Ten sam efekt uzyskamy, gdy pod tablet podłożymy podkładkę antypoślizgową. Tym użytkownikom tabletów, którzy korzystają z nich w szerszym zakresie (drugi monitor, oglądanie filmów – często podczas prac w kuchni), chciałbym przedstawić poręczny uchwyt do zastosowania jako stojak na biurku lub też do przymocowania na ścianie (50 zł). Duża ilość elementów przegubowych umożliwia dowolne ustawienie, tak aby zapewnić stabilność i odpowiednią pozycję do oglądania. Używanie tabletu na podstawce lub w uchwycie jest szczególnie wygodne, gdy tablet wykorzystujemy w systemie monitoringu – obserwacja obrazu z kamer Wi-Fi zainstalowanych w pokoju dziecka, osoby chorej, na zewnątrz domu. Propozycje podstawki pod tablet oraz uchwytu przysłał nam Zenon Bolimowski z Łodzi. janik@angora.com.pl