Na zdrowie
Jarosław Kaczyński był bardzo chory. Kasłał, kichał i pociągał zatkanym nosem, a wokół jego łóżka poniewierały się setki zużytych chusteczek higienicznych. Prezes PiS-u leżał z zimnym kompresem na głowie i gorącym termoforem na brzuchu i bąkał coś o nadchodzącej śmierci.
– Tfu! Niech pan przestanie opowiadać takie rzeczy! – wzdrygnął się wierny Joachim Brudziński. – Bez pana wszystko się rozpadnie! Totalna opozycja tylko na to czyha!
– Trudno, będziecie musieli radzić sobie beze mnie, Jojo... – westchnął Kaczyński.
– Wie pan, że oni wystawili już swoich kandydatów na prezydenta Warszawy? – spytał Brudziński, chcąc odgonić od szefa czarne myśli. – I oczywiście od razu się pożarli! Kandydat PO jeszcze wczoraj nazywał się Czaskowski i był krakusem, co prawda nie ma jeszcze programu, ale za to jego żona już pracuje w stołecznym ratuszu. Z kolei kandydat kropki Nowoczesnej w młodości latał na posyłki mafiosów, tak przynajmniej twierdzi niejaki Masa! Kaczyński tylko wzruszył ramionami. – Sami się wykończą, ja już nie jestem wam do niczego potrzebny...
– Ojciec Tadeusz Rydzyk dostał od naszej kochanej Broszki trzydzieści baniek na tacę – ciągnął Brudziński. – Żeby mógł sobie podgrzać basen w aquaparku! – Zimno mi... – wzdrygnął się Kaczyński. –A słyszał pan, co wymyślił Antoni? – nie poddawał się Jojo. – Chce, żeby w wojsku znowu obowiązywały przedwojenne szarże, wie pan – rotmistrz, wachmistrz, ogniomistrz... Ja myślę, że ten megaloman marzy o tytule hetmana wielkiego koronnego, zapomina, że to pan poprowadził nas do zwycięstwa!
– Czarniecki dostał buławę dopiero na łożu śmierci... – mruknął prezes.
– Jaki Czarnecki? – spytał zdezorientowany Brudziński.
– Stefan – odburknął Kaczyński. – Przecież nie nasz Richard Henry!
Marszałek sejmu bezradnie rozłożył ręce.
– Robię, co mogę, żeby pana rozbawić, ale już nie mam pomysłów! No, może tylko jeden... Wie pan, że nasz rząd zaopiniował negatywnie projekt ustawy znoszącej zmianę czasu z letniego na zimowy? – Dlaczego? – zainteresował się prezes. – Bo to niezgodne z unijnym prawem! – zawołał triumfalnie Brudziński.
Kaczyński zaczął cichutko chichotać i podrygiwać, a potem wybuchnął niepowstrzymanym śmiechem. Po chwili rechotał w najlepsze, bił się w kolano, a po policzkach ciekły mu łzy.
– A to dobre! Polski rząd przejmuje się unijnym prawem! Oj, bo nie wytrzymam! Brudziński odetchnął z ulgą. – Uff! Teraz na pewno poczuje się pan lepiej. Wiadomo – śmiech to zdrowie!