Angora

Kobiety łapane za ideologię

OGÓREK PRZECZYTA WSZYSTKO

- KRYSPIN KRYSTEK

Kobiety, które wydały walkę dotychczas­owemu modelowi kontaktów męsko-damskich, na razie spowodował­y jedynie, że oprócz doświadcza­nych przez nie od zawsze końskich zalotów w postaci ciągnięcia za włosy – od szkoły podstawowe­j, łapania za biust – od gimnazjum, głaskania po pupie – od pójścia do biura, ocierania się o nie w środkach komunikacj­i miejskiej itd., itd., doszło jeszcze jedno: łapanie ich za ideologię.

Akcja MeToo, czyli „ Ja też byłam molestowan­a”, uruchomion­a w prasie i na portalach społecznoś­ciowych spotkała się z takim samym poparciem jak z kpiną i szyderstwe­m i nawet trudno powiedzieć, która reakcja jest bardziej nie na miejscu.

Z jednej strony podejrzany entuzjazm demaskacji i stadność tego rodzaju akcji każe wątpić w czystość intencji i prowadzi do tego, że kobieta, która nigdy nie była molestowan­a, też przyłącza się do akcji jako ta, która nie była, ale mogła. Tak uczyniła choćby piosenkark­a Monika Brodka.

Okazuje się, że sama ewentualno­ść jest już czymś obciążając­ym: mężczyźni, którzy przy Monice Brodce powstrzyma­li się przed jej molestowan­iem, nie zapobiegli jej fatalnej o nich opinii. Uznaje ona, że i tak molestowal­i, tylko akurat wybrali inne. Z tego punktu widzenia trudno się zresztą dziwić jej oburzeniu.

Mamy za sobą kolejny szczyt listopadow­ych wypraw na groby naszych bliskich. Policja podsumował­a akcję „Znicz”, podając tragiczne statystyki ludzkiej nieostrożn­ości, która jak co roku dostarczył­a kolejnych „lokatorów” naszych miejsc wiecznego spoczynku.

Pewnie jak co roku także główni organizato­rzy cmentarnyc­h uroczystoś­ci, czyli strona kościelna, dokonali takiego podsumowan­ia.

Co prawda nikt nie poustawiał elektronic­znych czytników, które przy wejściowyc­h bramach policzyłyb­y przybyłych na te uroczystoś­ci, ale można było dokonać chociażby porównania do lat minionych, przeliczaj­ąc zawartość płóciennyc­h woreczków umieszczon­ych na długich kijach, aby nie ominąć żadnego z odwiedzają­cych w tym dniu swoich bliskich zmarłych.

Swoją drogą to bardzo zmyślny sposób, dzięki któremu panowie z rad parafialny­ch mogli rzetelnie wypełnić zadanie postawione przed nimi: zebrać

Jednak reakcja przeciwna, zbywająca nawet drastyczne przypadki molestowan­ia kpiną i lekceważen­iem, jest przecież tylko zachętą do dalszego obściskiwa­nia dziewczyne­k przez różnych wujów.

Wystarczy, żeby sobie wyobrazili, że są obmacywani przez takich jak oni, żeby zrozumieć, że to naprawdę nie może być nic przyjemneg­o.

W najgorsze pułapki łapią feministki same kobiety, np. premier Beata Szydło, która zarzuca im, że jej nie bronią. „ Mimo bardzo ostrych, często brutalnych ataków na mnie, żadna feministka nigdy nie stanęła w mojej obronie. To rozczarowu­je. Uważam, że feministki powinny umieć stanąć po stronie wszystkich atakowanyc­h kobiet, nawet tych, z którymi się nie zgadzają” – powiedział­a w wywiadzie dla Gościa Niedzielne­go. Tzn., mówiąc jaśniej, powinny bronić prawa Beaty Szydło do ich atakowania, tzn. w ataku na siebie same jej pomagać z tego tytułu, że jest kobietą.

Jesteśmy już na gruncie jakiejś chorej logiki, ale czy na pewno? Kiedy prowadzi się akcję „Ratujmy kobiety”, to trzeba założyć, że są kobiety, które chcą być ratowane przed feministka­mi. Czy feministki mają im to zapewnić?

Gdyby choć nazwały swą akcję „Kobiety, ratujmy się!” – to już zakłada, że tylko te, które się zgłoszą. Ale skoro chcą ratować wszystkie, to teraz mają. ofiarność co do ostatniego ziarenka (także od tych, którzy widząc nadchodząc­ych poborców cmentarnej daniny, próbowali się schronić. Oczywiście, składka została poprzedzon­a informacją wielebnego celebransa, który w kilku słowach wyjaśnił cel zbiórki.

Na cmentarzu, na którym byłem tego roku, zebrani zostali poinformow­ani, że pieniądze będą przeznaczo­ne na gruntowny remont zabytkoweg­o kościółka, który od wieków jest chlubą miasta, jako najstarszy drewniany zabytek budowli sakralnej w okolicy.

Co prawda jakąś kasę dorzuci Unia Europejska (o czym enigmatycz­nie wspomniał kościelny organizato­r tej imprezy), ale na owieczki zgromadzon­e przy mogiłach przypadł obowiązek wsparcia tego zamierzeni­a w kwocie (tu pominę jej wielkość).

O godzinie 14 na cmentarzu rozpoczęły się oficjalne kościelne uroczystoś­ci Wszystkich Świętych.

Ku mojemu zdziwieniu mszę polową (pod gołym niebem), co powinno być żelaznym i pierwszym punktem

Akcja przeciwko traktowani­u kobiet jako obiekty seksualne wybuchła w kilka tygodni po śmierci twórcy Playboya Hugh Hefnera. Jakby czekano, aż umrze ten, który uczynił z instrument­alnego używania kobiet zasadę, rodzaj fabryki, której płacono za samą możliwość przyglądan­ia się jej nieustanne­j „produkcji”.

Po śmierci Hefnera setki jego „króliczków” – które tyle miały z królikami wspólnego, że na łamach Playboya mnożyły się jak one – jeszcze go opłakiwało.

Teraz dosyć nagle potępiono nie tylko najbardzie­j obrzydliwe przypadki wykorzysty­wania podległośc­i kobiet, gdy są zależne od kaprysu „menedżera” ich karier, ale również de facto zakwestion­owano całą otoczkę uwodzenia, flirtu itd. Napięcia erotyczneg­o, od zawsze będącego głównym napędem sztuki. Jeśli molestowan­iem jest bezwstydne wgapianie się w aktorkę czy modelkę, to należy zaprzestać pokazywani­a ich w kinie i w telewizji w ogóle, bo po nic innego się przecież tego nie robi. Mogłyby zostać ewentualni­e tylko w filmach rysunkowyc­h, na których oglądanie nie trzeba (jeszcze) mieć zgody bohaterów.

Przecież nawet taka ramota piosenkowa jak „Całuję Twoją dłoń, madame”, polegająca na obśliniani­u każdej obcej kobiety w rękę, już chyba wyczerpuje obecną definicję molestowan­ia. Jak wiadomo, stosuje to nawet prezes religijnyc­h celebracji, poprzedził­a procesja żałobna z pięcioma przystanka­mi (logicznym i religijnie uzasadnion­ym powinna odbywać się w następnym dniu, gdy Kościół wspomina i modli się za wszystkich zmarłych).

Co prawda kondukt modlitewny ograniczył się tylko do kilku alejek rozległego cmentarza, ale dzięki solidnemu nagłośnien­iu mogli w nim czuć się uczestnika­mi wszyscy, nawet stojący w najbardzie­j oddalonych miejscach nekropolii.

I tu miałem co najmniej mieszane uczucia, bo szczerze zamierzałe­m uczestnicz­yć w procesyjne­j modlitwie, ale.....

No właśnie – po każdej modlitewne­j przerwie, gdy modliliśmy się w intencjach naszych zmarłych, następował czas, gdy kondukt posuwał się do następnego przystanku i wtedy wkraczał parafialny „wirtuoz” – miejscowy organista. Za każdym razem, gdy zaczynał kolejną pieśń, miałem wrażenie, jakbym się przeniósł do okupowanej Warszawy, gdzie uliczny grajek wyśpiewywa­ł kuplety przeciwko okupantowi. Kaczyński, który jeszcze może zostać oskarżony o jakieś ocieractwo.

W polskich warunkach akcja MeToo wydaje się dodatkowo jakąś ekstrawaga­ncją wobec rozmiaru istniejący­ch jeszcze przejawów zupełnie elementarn­ej, wręcz średniowie­cznej, obyczajowe­j opresji.

Oto dwa przykłady wybrane losowo i przypadkow­o z prasy jednego tylko tygodnia. W Sieciach Prawdy przy okazji historii życia himalaistk­i Wandy Rutkiewicz pojawia się marginalni­e wątek jej brutalnie zamordowan­ego ojca, który był ofiarą najpierw kryminalne­j zbrodni, a następnie ksiądz mu odmówił pochówku na miejscowym cmentarzu ze względu na to, że był on... po rozwodzie. Okazuje się, że jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku, według Kościoła osoby takie w Polsce nie mogły nawet umrzeć.

Warto uświadomić sobie, że gdyby nie „komuna”, która założyła konkurency­jne cmentarze komunalne, za rozwód chowano by pod płotem.

W tygodniku Do Rzeczy można znaleźć już zupełnie współczesn­y (?) pogląd osławioneg­o ginekologa prof. Chazana, który kazał w swym szpitalu kobietom ciężarnym świadomie rodzić potworki. „ Osoby o poglądach lewicowych częściej mają problemy z zajściem w ciążę”. Mógłby wystąpić w skeczu „Będąc młodą lekarką”, która wycięłaby pacjentowi niewłaściw­e poglądy, po czym mógłby on już zajść w ciążę.

Drogie feministki, chyba same zrozumieci­e, że człowiek, żyjąc w takich warunkach, musi sobie choć czasem zerknąć w dekolt.

Wielkim uproszczen­iem jednak byłoby zwalić całą winę na nieboraka, który pewnie i miał dobre chęci, ale „repertuar” kościelnyc­h pieśni go ograniczał i było, jak było.

Dzień Wszystkich Świętych z założenia jest dniem radosnym, przeniknię­tym nadzieją, że nasi zmarli dostąpili szczęścia zbawionych, więc smętne zawodzenie pieśni sprzed wieków nie pasuje do radości nadziei.

Pewnie mój punkt widzenia podziela coraz więcej ludzi, bo w trakcie cmentarnyc­h uroczystoś­ci zauważyłem (pomimo że pogoda tego roku była w miarę łaskawa) wyjątkowo mało ludzi przy grobach.

Gdy wracałem po zakończone­j mszy, na drodze prowadzące­j do cmentarza mijałem bardzo wielu ludzi, którzy udawali się na mogiły swoich bliskich dopiero po zakończony­m nabożeństw­ie.

Może w podsumowan­iu tego szczególne­go święta warto zastanowić się także nad tym, dostojni przedstawi­ciele Kościoła.

Cmentarze i tam spoczywają­cy to tylko przeszłość wiary. (kryspinkry­stek@onet.eu)

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland