Jerzy Górski i Jakub Gierszał
kiedy się poddawał. Ta ostatnia cecha uratowała mu życie, bo mało który narkoman przeżywał czternaście lat uzależnienia od narkotyków, papierosów i alkoholu. On przeżył, choć gdyby nie milicyjny dołek, siedem wizyt w psychiatryku i kilka odsiadek w zakładach karnych we Wrocławiu, Jeleniej Górze, Lubaniu i Brzegu, pożegnałby się z życiem już w wieku dwudziestu kilku lat, a tak miał kilkutygodniowe przerwy w ćpaniu, co ratowało mu życie. Przypinali go pasami do łóżka, podawali fenactil i inne leki, od których wykręcało z bólu, i łudzili się, że wreszcie potraktuje leczenie na poważnie. Kilka razy próbował, ale nawet na oddziale dla narkomanów w szpitalu psychiatrycznym przemycał morfinę i heroinę. Podobnie było w więzieniu.
Wyzwolił się dopiero u Kotana. Monar to dwa lata terapii przystosowującej do życia w społeczeństwie. Niektórzy, tak jak Jurek, uczyli się tego od zera. Nie miał szkoły, więc jedną z pierwszych rzeczy, jaką należało zorganizować, było liceum dla pracujących. Chodził tam po pracy i uczył się wszystkiego niemal od podstaw. Miał wrażenie, że wszystko w Monarze toczyło się w przyspieszonym tempie. wali sytuację, w jakiej się znaleźli. Każdy młody człowiek, w którym buzują hormony, chce czuć się kimś ważnym, chce się podobać i imponować rówieśnikom, a on musiał włożyć szary drelich i ogolony na łyso usiąść w szkolnej ławce. Musiał więc czuć się fatalnie. To było poniżające, ale uczyło pokory. Siedział w pierwszej ławce, miał plecak, a w nim wszystkie książki i wszystkie zeszyty. Jak prymus. Co za zmiana! Kilkanaście lat temu siedział w ostatniej ławce, częściej wagarował, niż zaliczał obecność na lekcjach, a kartki w zeszytach służyły mu wyłącznie do pisania miłosnych liścików do dziewczyn. Teraz nikt inny nie był tak pilnie przygotowany do zajęć jak on. Miał dwadzieścia dziewięć lat i był najstarszy w klasie. Mimo to czuł się jak uczniak, który siedzi między studentami, a oni z jednym notatnikiem do wszystkich przedmiotów przyszli zaliczyć obecność na wykładzie. Był w klasie liceum wieczorowego, które w latach osiemdziesiątych było postrzegane jako miejsce dla tych, którzy nie poradzili sobie w życiu. Siedział tam z gigantami podobnymi do niego, którzy jeszcze kilka lat wcześniej nie chcieli chodzić do szkoły, a teraz nadrabiali zaległości. Byli po przejściach. Robił wszystko, aby przynajmniej stworzyć wrażenie najpilniejszego ucznia w klasie. Po lekcjach wracał do Monaru i mimo że był zmęczony, szukał nowych zajęć, czytał, uczył się, rozmyślał o przyszłości, o tym, co musi zrobić, żeby jak najszybciej odrobić stracone lata. Ważna była każda minuta. Na bieganie zabierał ze sobą kartki z notatkami ze szkoły i wkuwał na pamięć wzory matematyczne, daty bitew i powstań. Rozmawiał ze sobą i rozmyślał o domu, o rodzinie, o tym, co będzie robił za kilka lat. Biegając, układał sobie całe życie. Zapisał się na naukę pływania. Ponieważ nie potrafił pływać sportowym kraulem, podpatrywał, jak robią to młodzi zawodnicy z sekcji pływackiej. Nabierał powietrza, nurkował, kładł się na dnie basenu i parzył, jak juniorzy prowadzą pod wodą ręce, jak pracują nogami. Pod koniec leczenia w Monarze wystartował nawet w swoim pierwszym triathlonie. Był jednym z ostatnich, ale zakochał się w tym sporcie. Po opuszczeniu ośrodka zaczął treningi w Chrobrym Głogów. I znów spotkał fantastycznych ludzi, którzy mu pomogli. Podczas górskich obozów w Zakopanem czy Szklarskiej Porębie trenował z takimi sławami kolarstwa jak Joachim Halupczok i Zbigniew Spruch. Swoimi radami służyli mu złoci pięcioboiści z igrzysk w Barcelonie, m.in.: Arkadiusz Skrzypaszek i Maciej Czyżowicz. Ciężkie treningi szybko przynosiły doskonałe efekty. W 1986 roku Górski wystartował w pierwszych w Polsce zawodach na dystansie Ironman (prawie 4 kilometry pływania, 180 kilometrów jazdy rowerem i 42 kilometry biegu). Był drugi tuż za legendą polskiego triathlonu Jarkiem Łabusem. To dodało mu skrzydeł. Uwierzył, że może osiągnąć jeszcze wiele. Trenował przez 6 lat, dwa razy dziennie, sześć dni w tygodniu. I tak w 1990 roku dostał zaproszenie na prestiżowe zawody Double Ironman w Huntsville w Alabamie (8 kilometrów pływania, 360 kilometrów jazdy rowerem i 84 kilometry biegu). Ten dystans kończyło wówczas niewielu na świecie. W prasie określano je mianem nieoficjalnych mistrzostw świata, choć organizatorzy nie używali tej nazwy. Wówczas nie było jeszcze żadnej federacji sportowej, która organizowałaby kwalifikacje do zawodów o randzie mistrzostw świata Double Ironman. Startowano na zaproszenia, a żeby je dostać, trzeba było się pochwalić jakimś znaczącym osiągnięciem. Jerzy Górski miał już na swoim koncie nie tylko drugie wicemistrzostwo Polski w Ironmanie, ale również ukończony bieg na 100 mil po górach w Kalifornii i 3-dniowego Ultramana, którego zorganizował rok wcześniej w Głogowie. Ustanowił wówczas pierwszy czas w Europie i drugi na świecie. Antek Niemczak dotarł do organizatorów i przedstawił im byłego narkomana,