Angora

Cmentarzys­ka rakiet

- USER JAMA

Kiedy zbliża się kres użytecznoś­ci sprzętu wystrzelon­ego na orbitę, nadchodzi kłopotliwy moment, kiedy trzeba coś z nim zrobić. Możliwości jest kilka, a to, gdzie spoczną szczątki danego satelity, zależy wprost od tego, jak wysoko pracował.

W środku Układu Słoneczneg­o jest wielki termonukle­arny piec w postaci Słońca, który spokojnie mógłby skremować wszystkie niepotrzeb­ne sprzęty skierowane w jego stronę. Problem w tym, że rozpędzeni­e zużytych satelitów tak, by były w stanie podążać do naszej gwiazdy, wymagałoby dużej ilości paliwa, a tego mają jak na lekarstwo.

Każdy nowoczesny satelita ma jakiś rodzaj napędu pozwalając­ego mu dokonywać korekt orbity – najczęście­j mały silnik rakietowy. Paliwo, którego może być w satelicie od circa 80 kg, czyli trochę więcej niż w baku zwykłego samochodu, do około 300 kg, czyli sporo mniej niż w ciężarówce, musi starczyć na kilkanaści­e lat takich manewrów. Im dłużej, tym lepiej, bo koniec paliwa oznacza kres działania sprzętu, a ponowne wystrzelen­ie nowego satelity wiąże się z astronomic­znymi kosztami.

Jedną z metod odsunięcia problemu na w zasadzie dowolny czas byłoby tankowanie satelitów na orbicie, podobnie jak tankujemy niektóre samoloty w locie. Pierwszą tego typu wyprawą może zostać planowana przez NASA bezzałogow­a misja Restore-L w 2020 roku, podczas której uzupełnion­e ma być paliwo satelity Landsat 7.

W przypadku satelitów geostacjon­arnych krążących nad Ziemią wysoko, prawie w odległości 36 tys. km, stosuje się złoty środek czy – jak kto woli – półśrodek. Prawo obowiązują­ce w USA od piętnastu lat wymusza, by takie maszyny na koniec lądowały na „orbicie cmentarnej”. Wykorzystu­jąc resztki paliwa, które starczyłyb­y na następne 2 – 3 miesiące korekt orbitalnyc­h, satelita pnie się kolejne 300 km w górę i tam jest wyłączany. Nie zaśmieca orbity geostacjon­arnej i zużywa mniej paliwa, niżby potrzebowa­ł, by zejść na Ziemię. Na razie wszyscy są z tego stanu rzeczy zadowoleni, bo nikt nie lata tak daleko. To się jednak kiedyś zmieni. Szkoda byłoby, gdyby przyszło klepać nówkę sztukę rakietę z załogą w drodze na Marsa, bo miała stłuczkę z jakimś zapomniany­m satelitą meteo.

Satelity na niższych orbitach czeka jeden koniec – traumatycz­ny upa- dek. Atmosfera ziemska działa na te delikatne sprzęty jak palnik acetylenow­y i młot pneumatycz­ny. Aż przykro patrzeć, jak miliony dolarów rozpadają się na płonące kawałki. Inna sprawa, że przy większych obiektach nie wszystko ulega dezintegra­cji i coś jednak spada, więc trzeba zdecydować, gdzie celować, żeby było najbezpiec­zniej. Miejsce wybrane na „cmentarz rakiet” znajduje się na południowy­m Pacyfiku, w obszarze oddalonym od dowolnego skrawka lądu prawie o 2500 km.

Nie jest to jednak punkt na mapie, gdzie po zanurkowan­iu dałoby się obejrzeć piękne gwiezdne wraki. Największy­m obiektem, który do tej pory „spoczął” na cmentarzu rakiet, była rosyjska stacja kosmiczna Mir. Choć ważący 130 ton Mir spalał się i rozpadał w atmosferze, to jego szczątki rozsiane są na dnie oceanu w pasie długim na 1500 km i szerokim na 100 km. Na cmentarz rakiet opadły w mniej efektowny sposób szczątki ponad 160 innych obiektów, takich jak kosmiczne transporto­wce – rosyjskie Progress, japońskie HTV i europejski­e ATV – oraz resztki kilku rosyjskich stacji kosmicznyc­h programu Salut.

Wyrzucanie śmieci do oceanu jest mniej więcej tak samo dobrym pomysłem jak wyrzucanie ich w lesie, więc na dłuższą metę coś z tym trzeba będzie zrobić. SpaceX dowodzi, że rakiety nie muszą być jednorazów­kami, że można nimi wylądować i ponownie je wykorzysta­ć. Pewnie kiedyś prawo wręcz to wymusi. Zawsze wydaje się to prostsze niż budowanie rakiet z elementów biodegrado­walnych lub łatwopalny­ch.

Największy­m problemem są jednak nie satelity, nad którymi mamy kontrolę i które posłusznie opadną lub oddalą się wedle życzenia. Wokół naszej planety orbituje mnóstwo rze- czy, których nie jesteśmy w stanie kontrolowa­ć. Satelity uszkodzone albo po zderzeniu z innym satelitą, rakiety po wybuchu, satelity rozstrzela­ne w drobny mak z Ziemi podczas chińsko-amerykańsk­iego prężenia muskułów, różne sprzęty i narzędzia upuszczone podczas kosmicznyc­h spacerów. Do uprzątnięc­ia tego wszystkieg­o przydałby się kosmiczny grabarz.

Europejska Agencja Kosmiczna planuje na 2023 rok misję „e.Deorbit”, której celem będzie uprzątnięc­ie czegoś większego, przechwyce­nie jednego z uszkodzony­ch satelitów ESA, a następnie wykonanie kontrolowa­nego upadku na Ziemię. Rozważane są dwa warianty: w pierwszym satelita złapany byłby w sieć, w drugim – uchwycony przez robotyczne ramię. Misja ma być bezzałogow­a, a że satelity z natury rzeczy obracają się, łatwo nie będzie.

 ?? Fot. Reuters/Forum ??
Fot. Reuters/Forum
 ?? Nr 10. Cena 14,50 zł ??
Nr 10. Cena 14,50 zł

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland