Czyściciele wciąż robią co chcą
Elwira Majewska jest działaczką Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej w Gdyni. Nazajutrz po otwarciu, dzięki jej staraniom, biura KSS na Wzgórzu Orlicz-Dreszera odwiedził ją czyściciel kamienic, który sprzedał jej dom, zatajając, że bez gruntu. Zapłaciła mu więc 65 tys. zł za dom, z którego jest teraz wyrzucana przez właścicieli ziemi. Mimo to cwany spekulant domagał się w sądzie więcej pieniędzy, ale sąd jego pozew oddalił, uznając, że transakcja była oparta na szwindlu. Wściekły przyjechał do jej domu i zaczął wraz z grupą swoich pracowników wyrywać okna i drzwi z futryn u sąsiadów oraz dewastować mieszkanie, m.in. poprzez wyrwanie grzejnika ze ściany. W mieszkaniu znajdowali się lokatorzy, osoby w starszym wieku. Gdy pani Elwira wybrała numer policji, lider grupy Zbigniew uderzył ją w twarz i wyrwał telefon. Pani Elwira uciekła do swojej części domu, napastnik ruszył za nią. Wezwana na miejsce zdarzenia policja podjęła interwencję. Zbigniew K. został wylegitymowany. Jednak po konsultacji telefonicznej funkcjonariusze odstąpili od dalszych czynności i pozwolili swobodnie napastnikom odjechać wraz ze zrabowanym mieniem. Uznali, że nie doszło do żadnego przestępstwa. Pani Elwira po zdarzeniu udała się na komisariat, by zgłosić zawiadomienie o popełnieniu przestępstw: naruszenia miru domowego, zniszczenia i kradzieży mienia.
Po naszej interwencji, policja przestała już utrzymywać, że sprawa ma charakter wyłącznie sporu cywilnoprawnego. Na miejsce zdarzenia przejeżdżają technicy policyjni i wszystko mierzą i fotografują. Do podobnych zdarzeń dokonywanych przez czyścicieli kamienic dochodzi na Wzgórzu Orlicz-Dreszera niemal co tydzień. Arkadiusz, inny czyściciel, dziurawi dachy i burzy bliźniacze części domów, w których nikt już nie mieszka, rujnując konstrukcje tych części, które są wciąż zamieszkałe. To regularne niszczenie budynków oraz infrastruktury wzgórza ma zapewnić właścicielom szybkie, pozaprawne oczyszczenie terenu pod inwestycję deweloperską. Na razie pani Elwira boi się, że czyściciel spełni swą groźbę i spali jej dom. To nie fikcja, bo w tym osiedlu „nieznani sprawcy” dokonywali już podpaleń. Najgorsze jest to, że zachowanie policji wskazuje, że jest ona raczej gotowa chronić interesy właścicieli niż zdrowie i życie mieszkańców.
Pijany pracownik traci pracę, kierowca – prawo jazdy, rodzic może zostać pozbawiony praw rodzicielskich... Nauczycielce, która z ponad dwoma promilami chciała uczyć dzieci, nic nie zrobią.
– Nie rozumiem, jak to jest możliwe – zastanawia się jeden z rodziców uczniów szkoły podstawowej w Świrydach (gm. Brańsk). – W normalnej firmie, gdyby szef zauważył, że jego pracownik przyszedł do roboty pijany, dałby mu dyscyplinarkę i byłby to ostatni dzień jego pracy. Gdyby mnie policja zatrzymała na tym, że pijany opiekuję się dzieckiem, mógłbym stracić prawa rodzicielskie i ciągano by mnie po sądach. A nauczycielki, która przyszła pijana na lekcje, nikt nie ruszy.
Chodzi o zdarzenie z lutego br. Irena B., nauczycielka nauczania początkowego w szkole w Świrydach, przyszła do pracy pijana.
Już w pokoju nauczycielskim jej koledzy i koleżanki zauważyli, że jest pod wpływem alkoholu. Jej stan był na tyle niepokojący, że od razu powiadomiono dyrektorkę. Ta akurat była poza szkołą, ale szybko do niej dotarła. Gdy zobaczyła, w jakim stanie jest jej pracownica, wezwała policję.
Funkcjonariusze zbadali kobietę alkomatem. Urządzenie potwierdziło przypuszczenia – nauczycielka miała 2,5 promila
Dyrektor Filharmonii Kaliskiej zawiadomił policję o próbie popełnienia oszustwa przez jedną z lokalnych firm, która zamierzała sprzedać instytucji fortepian ze sfałszowanym numerem seryjnym. Filharmonia miała zapłacić 400 tysięcy złotych.
– Mówimy o próbie sprzedaży dla instytucji publicznej podrobionego, „odmłodzonego” o 40 lat instrumentu, który byłby kupiony za pieniądze podatników – poinformował na konferencji prasowej dyrektor Filharmonii Kaliskiej Adam Klocek.
Sprzedający zaoferował filharmonii fortepian z 1957 roku, prezentując instrument jako wyprodukowany w 2001 roku.
– Gdyby fałszerstwo nie zostało ujawnione, sprzedający zarobiłby 250 tysięcy złotych – powiedział Adam Klocek.
W 2017 roku Filharmonia Kaliska dostała fundusze z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego na zakup fortepianu koncertowego. Otrzymana dotacja, nawet powiększona o wkład własny miasta do wysokości 400 tys. zł, nie pozwalała na zakup fortepianu nowego, który kosztuje ponad 700 tys. zł.
– Konieczne były zatem poszukiwania instrumentu używanego z młodego rocznika. Założyliśmy, że nie powinien być starszy niż z 2000 roku – wyjaśnił dyrektor.
Do filharmonii zgłosił się Witold M. właściciel dużej firmy przeprowadzającej renowację fortepianów w Kaliszu. Poinformował on, że taki instrument posiada. Miał to być fortepian niemieckiej firmy Steinway.
Filharmonia ogłosiła przetarg na zakup. – Jedynym oferentem, który zgłosił się do przetargu, był Witold M. Ze złożonej oferty wynikało, że fortepian spełnia wszystkie warunki specyfikacji – powiedział Klocek.
Jednak pracownicy filharmonii, dokonując szczegółowych oględzin instrumentu, odnaleźli zastanawiający element.
– Dolna część strojnicy fortepianu, czyli kluczowy element była pokryta dodatkową cienką warstwą forniru, w której niechlujnie wywiercono otwory kołkowe, powodując wyrwy w cienkim drewnie forniru. To oznaczało, że ktoś chciał coś zamaskować – powiedział dyrektor.
To odkrycie spowodowało, że pracownicy filharmonii postanowili dokładniej przyjrzeć się instrumentowi. Zrobiono zdjęcia i skontaktowano się z niezależnym ekspertem od fortepianów marki Steinway z zagranicy. Ten wskazał na 9 nieoryginalnych elementów w fortepianie.
– Klapa fortepianu została wykonana z płyty MDF, a nie z płyty stolarskiej. Nieoryginalne są nogi fortepianu, bez numerów fabrycznych nadawanych przez firmę Steinway. Do tej listy dołączył też pulpit oraz spodnia konstrukcja fortepianu pomalowana na czarno, nieposiadająca oryginalnie nabitego numeru fabrycznego – wyliczył Klocek.
Nabity numer seryjny miał dowodzić, że fortepian pochodzi z 2001 roku.
Fortepian został zabezpieczony jako dowód w sprawie o próbę popełnienia przestępstwa. Filharmonia nie przekazała żadnych pieniędzy sprzedającemu i nie odbyło się oficjalne odebranie instrumentu. O sprawie poinformowano policję. Rzecznik prasowy kaliskiej policji Anna Jaworska-Wojnicz wyjaśniła, że „z relacji pracowników filharmonii wynika, że najprawdopodobniej mamy do czynienia z próbą oszustwa na szkodę tej instytucji. Zostanie powołany biegły mechanoskop, tak więc na razie postępowanie prowadzone jest w sprawie”.