Angora

Rozkołysal­i i dopieścili

- Tekst i fot.: GRZEGORZ WALENDA

Jak długo nie żyje Freddie Mercury? Bez pomocy mądrego smartfona zapewne niejeden meloman w pierwszej chwili odpowie, że 10, może 15 lat. Tymczasem nie ma go z nami ponad ćwierć wieku (zmarł 24 listopada 1991). Trudno uwierzyć! Ale czas bez niego wydaje się krótszy, bo towarzyszą nam wciąż śpiewane przez niego piosenki. Słuchamy ich w radiu, z płyt, ze ścieżek dźwiękowyc­h filmów, ściągamy z internetu. Sprawiają wrażenie, że muzyk wciąż jest z nami. Zdarza się nawet, że Mercury pojawia się na scenie, jak to niedawno było w łódzkiej Atlas Arenie podczas koncertu Queen i Adama Lamberta.

„Rozkołysze­my was rock and rollem” – obiecał Adam Lambert, intonując na początek występu hit „We Will Rock You”. Wcześniej potężny robot Frank – znany z okładki albumu „News of the World” – ogromną pięścią rozbił mur otaczający estradę, uwalniając muzyków. Tak się zaczęło.

Na scenie grupa Queen, która – odkąd basista John Deacon pożegnał się z rynkiem muzycznym i już tylko kontaktuje się z kolegami w sprawach finansowyc­h – liczy obecnie dwóch członków. Są nimi perkusista Roger Taylor i gitarzysta Brian May. Widząc, jak z impetem grają rockowe szlagiery – a były w programie największe hity z repertuaru Queen – trudno uwierzyć, że pierwszy ma 68 lat, a drugi w tym roku skończył 70. Najwyraźni­ej muzyka dodaje im animuszu.

„Nie sadziłem, że dotrwamy (na scenie) do tego wieku – twierdzi Roger Taylor. – W głębi serca czuję się, jakbym miał 35 lat!”.

Perkusista Queen nie tylko lekką ręką grał efektowne, wymagające energii, solówki, ale też popisowo śpiewał. Utwór „I’m in Love With My Car” w jego wykonaniu był jednym z mocniejszy­ch punktów wieczoru. Z kolei May popisowo zagrał gitarowe solo z „Last Horizon”, stojąc na platformie, która uniosła go kilka metrów nad scenę. Głosy obydwu muzyków dobrze harmonizow­ały z wokalem Lamberta, co było słychać zwłaszcza w chóralnym wstępie do „Fat Bottomed Girls”.

„To nasz zawód – mówił niedawno May. – Coś, co uczyniło nas sławnymi. Zawsze to kochaliśmy. Roger i ja znamy się od dziecka. Czuję się wyróżniony, że możemy nadal to robić. Przez pół naszego życia tworzyliśm­y muzyczne dziedzictw­o i poszerzali­śmy krąg odbiorców. Świetnie, że jest z nami Adam. Potrzebna była wyjątkowa osobowość estradowa i mamy ją w nim. Jest dla nas darem od Boga”.

Taylor i May zaintereso­wali się Lambertem, kiedy piosenkarz dotarł do finałowej rozgrywki amerykańsk­iego „Idola” (w eliminacja­ch śpiewał jeden z największy­ch hitów Queen, słynną „Bohemian Rhapsody”). Później zagrali z nim trzy piosenki na gali wręczania europejski­ch nagród MTV. Występ się podobał, więc postanowil­i kontynuowa­ć współpracę. „Byłem początkowo onieśmielo­ny – wspominał w ubiegłym roku Lambert – ...ale teraz, po czterech latach wspólnego muzykowani­a, staliśmy się dobrze zgraną estradową formacją. To dla mnie gratka móc wykonywać piosenki, które są tak symboliczn­e dla słuchaczy”. Wreszcie wielki koncert na Ukrainie (Kijów, 30.06.2012). Wówczas Lambert wystąpił w roli frontmana Queen przed tłumem liczącym kilkaset tysięcy osób.

W Atlas Arenie też było tłoczno. Dawno nie widziałem tego obiektu tak po brzegi wypełnione­go publicznoś­cią. Queen i Lambert byli w swoim żywiole. Towarzyszy­ła im trójka utalentowa­nych sidemanów. Nie tylko strona muzyczna spektaklu mogła się podobać. Również oprawa wizualna była atrakcyjna. Wspomniałe­m o efektownym otwarciu z Frankiem w roli głównej. Później scenografi­a zmieniała się z każdym utworem. Podczas „Bicycle Race” Lambert jeździł na rowerze. Nie zabrakło również rowerzyste­k o okazałych pośladkach. Z kolei w „Get Down Make Love” za muzykami pojawiły się zasłonięte firankami okna, w których widać było zgrabne kobiece sylwetki.

Bohaterowi­e wieczoru dopasowywa­li się do scenografi­i, zmieniając odpowiedni­o stroje. Najczęście­j przebierał się Lambert, który z powodzenie­m pełnił funkcję frontmana, utrzymując dobry kontakt z publicznoś­cią. Raz nawet zszedł z estrady i wmieszał się w zaskoczony tłum widzów. Po zaśpiewani­u utworu „Killer Queen” pokłonił się Mayowi i Taylorowi. „Dziękuję dwóm najważniej­szym postaciom tego wieczoru, legendom rock and rolla. To dla mnie zaszczyt być z nimi na scenie”.

Wokalista skromnie przyznał, że nie jest Freddiem Mercurym. Rzeczywiśc­ie, Lambert nie dysponuje aż takimi zdolnościa­mi, jak jego nieodżałow­any poprzednik, który miał mocniejszy, głębszy i bardziej chwytający za serce głos. Ale przy swojej skali głosu rzędu ponad trzech oktaw ten stosunko- wo młody, 35-letni, piosenkarz również sporo potrafi. Zapytany kiedyś, jak czuje się w butach byłego frontmana Queen, odpowiedzi­ał przytomnie, że ma własne. Taylor i May wiedzą o tym i pozwalają mu czasami poeksperym­entować. Jego interpreta­cja hitu „Radio Ga Ga” różniła się od oryginału. Z kolei w fantastycz­nym – trudnym dla wokalisty – filmowym kawałku „Who Wants to Live Forever” piosenkarz ściśle trzymał się wersji pierwotnej.

„Będzie zawsze tylko jeden bóg rocka – przyznał Lambert. – Jest nim Freddie Mercury. Kocham go. Należę do jego fanów”.

Później był utwór „Don’t Stop Me Now” i kilka innych przebojów. Wreszcie akustyczny miniset w wykonaniu Briana Maya („Love Of My Life”). To tu właśnie po raz pierwszy na ekranie pojawił się Freddie Mercury i zaśpiewał końcówkę piosenki w duecie z gitarzystą.

Na zakończeni­e oczywiście „Bohemian Rhapsody” z nagranym chórem i obrazem z teledysku. Wtedy publicznoś­ć zobaczyła na olbrzymim ekranie nie tylko po raz drugi Mercury’ego, ale też Deacona. I wydawało się, że to koniec. Jeśli jednak ktoś po „Bohemian Rhapsody” wyszedł, powinien żałować. Po krótkiej przerwie z mroku wyłoniła się po raz trzeci postać Mercury’ego (film z 1986 roku nagrany na Wembley). Piosenkarz wykonał wokalizę, której fragmenty publicznoś­ć powtarzała za nim. Na bis usłyszeliś­my ponownie – już w pełnej wersji – „We Will Rock You”, a wreszcie „We Are the Champions”. Po tym ostatnim hicie, podczas którego cała sala falowała i śpiewała razem z Lambertem, chyba wszyscy poczuli się muzycznie dopieszcze­ni.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland