Czy Krzysztof Kolumb był
– Jest pan fantastą czy wizjonerem? – Jestem realistą. – Od 26 lat bada pan życie Krzysztofa Kolumba, analizuje dokumenty i dochodzi do wniosku, że życiorys odkrywcy Ameryki został sfabrykowany. Że jego ojcem był król Polski Władysław III Warneńczyk. Chce pan odwrócić bieg historii?
– Nie mam ambicji, aby dokonywać przewrotu w historii. Po prostu jestem dociekliwy i chciałem się dowiedzieć, czy to możliwe, żeby syn zwykłego genueńskiego tkacza i kupca o chłopskich korzeniach – tak oficjalnie brzmi życiorys Kolumba – ożenił się z księżniczką, córką dawnego gubernatora wyspy Porto Santo na Maderze. Zacząłem odkrywać kłamstwo po kłamstwie i to mnie niesłychanie wciągnęło.
– Jest możliwa tak gigantyczna mistyfikacja trwająca przez setki lat? Maskarada powielana w tysiącach książek i wykładach na wszystkich uniwersytetach świata?
– To jest możliwe. W tym przypadku nie jedna osoba fabrykowała fakty, ale wielu ludzi, którym to się udało. Niektórzy zakłamywali tę historię celowo, jak sam Krzysztof Kolumb i jego syn, a niektórzy przez pomyłkę. Pięćdziesiąt lat po śmierci Kolumba do Hiszpanii przyjechali Włosi z rodziny Colombo, chcieli przejąć po nim spadek. Trzydzieści lat trwał proces, ale sąd odrzucił sfałszowany dokument, nazwał go kawałkiem czystego papieru. Mimo to wielu historyków posługiwało się tym dokumentem, dowodząc, że Kolumb był Włochem.
– Król Polski i Węgier Władysław III Warneńczyk nie zginął w 1444 roku pod Warną? – Nie zginął. – Chce pan powiedzieć, że głowa, którą sułtan turecki przechowywał jako trofeum wojenne w garnku z miodem, nie należała do polskiego króla?
– Prawda. To nie była głowa polskiego króla. Chrześcijanie, którzy znali Władysława III i widzieli tę głowę u sułtana, twierdzili, że to głowa obcego człowieka, blondyna z kędziorami, tymczasem Warneńczyk – jak pisał kronikarz Jan Długosz – miał „włosy czarne, brwi gęste”. – A zbroja, hełm, szaty? – Na polu bitwy pod Warną nikt nigdy nie odnalazł żadnych rzeczy należących do króla. Nie ma ani jednego dowodu, że tam zginął. Nie znaleziono jego szczątków. Nie istnieją zapisy naocznych świadków. Z powodu niepewności losu jego brat Kazimierz Jagiellończyk zasiadł na tronie dopiero 25 czerwca 1447 roku. Wszyscy historycy wiedzą, że pierwszą rzeczą, jaką każde królestwo robi po śmierci króla, jest koronowanie nowego. Fakt, że Polska pozostała bez króla przez prawie trzy lata, jest najlepszym dowodem na to, że nikt w Polsce nie wierzył, że Władysław zginął pod Warną. Gdyby zginął, Kazimierz Jagiellończyk zasiadłby na tronie następnego dnia.
– Bitwa rozegrała się 10 listopada. Chrześcijanom, liczącym 20 tysięcy ludzi, przewodzili Władysław III i Jan Hunyady, wojewoda siedmiogrodzki. Sułtan Murad II przeciwsta- wił im sześćdziesięciotysięczną armię. Warneńczyk zaatakował nadwornym hufcem.
– To nie był król. Władysław, widząc pod koniec bitwy chaos po stronie wroga – wraz z pocztem przybocznym liczącym pięciuset rycerzy – stanął przed sułtanem Muradem II i próbował go zabić. Był to ostatni odnotowany moment, kiedy widziano Władysława III, zanim zniknął w morzu wrogich żołnierzy. Po bitwie wszyscy szukali króla, ale nikt nie odnalazł jego ciała ani zbroi. Przez trzy lata wszyscy dociekali, co się stało z królem. Nikt nic nie znalazł. Dowodów na to, że król przeżył, jest przytłaczająco wiele, podczas gdy nie ma żadnego na jego śmierć. Pół roku po bitwie Enea Silvio Piccolomin (później papież Pius II) pisał w liście do księcia Mediolanu, że „nic w kwestii króla nie jest pewne”. Kronikarz Jan Długosz pisał, że nikt nie widział króla, żeby był martwy lub ranny.
– Jan Długosz plącze się w zeznaniach, bo w innym miejscu pisze, że „król Władysław walczył do upadłego, a chociaż wielu go błagało, aby się na oczywiste nie narażał niebezpieczeństwo i gdy wojska jego pierzchnęły, sam jeden [...] rzucił się w największy tłum nieprzyjaciół i przez niejaki czas dzielnie wytrzymywał walkę; aż w końcu otoczony [...] tłoczącymi się tłumami barbarzyńców legł śmiercią bohatera”.
– Ale gdyby śmierć poniósł prawdziwy król, wszyscy by o tym wiedzieli, a nie poszukiwali go. To się nie zgadza. Turcy bardzo potrzebowali zwycięstwa, a gdyby zabili króla, odbierano by je jako podwójne. Wiemy na pewno, że głowa, którą janczar turecki Kodża Chazer obciął na polu bitwy, nie należała do Warneńczyka. Żaden z towarzyszących królowi na polu bitwy rycerzy nie wrócił z pola walki, aby powiedzieć prawdę. Wedle popularnej legendy, wersji rozpowszechnianej w książkach historycznych od blisko 600 lat, los króla wyglądał tak: Władysław spiął konia i ruszył w stronę namiotu sułtana, lecz kiedy był już blisko, jego wierzchowiec został podcięty toporem. Władysław spadł, wówczas zaś rzucono się na niego i obcięto mu głowę. Ciało pozostawiono, głowę zaś zatknięto na włócznię i obrócono w stronę chrześcijan, obok drugiej włóczni, do której przytwierdzono tekst rozejmu z 1443 roku. Głowa Władysława zalana miodem, dla zakonserwowania, została zabrana w garnku do stolicy, gdzie wystawiono ją na widok publiczny. Ciało pozostawiono bez czci na polu bitwy. – Jaka jest pana wersja wydarzeń? – Elita polskiego rycerstwa postanowiła Władysława III ocalić. Zapewne doszło do podmiany i ktoś w zbroi króla, i na jego koniu, poszedł do ataku. Jemu ścięto głowę. Król najpewniej był ranny, wywieźli go zakonnicy, franciszkanie. Na początku myślał o powrocie do Polski, jednak zaczęły do niego docierać rozmiary klęski. Zginęła ponad połowa wojsk polsko-węgierskich. – Miał poczucie wstydu, hańby? – To był wielki wstyd, bo przecież zaledwie dwudziestoletni król Władysław III uciekł z pola walki! Ale był jeszcze jeden powód do hańby. Pod wpływem legata papieskiego Juliana Cesariniego Warneńczyk zerwał dziesięcioletni rozejm