Anna Frank w koszulce AS Roma Włochy
Pierwszy raz wizerunek piętnastolatki, która zginęła w obozie koncentracyjnym, wykorzystano w niegodny sposób w 2013 roku. Cztery lata później oprócz niesmaku postępek wywołał lawinę artykułów oburzonych dziennikarzy. Zdominował też rubryki, w których czytelnicy piszą do redakcji. W poczcie nadesłanej do magazynu „Venerdi” ubolewano: „Nie wiedzą, kim była Anna Frank, bo w ogóle nic nie wiedzą, nawet o sobie”. Jednak najbliżej prawdy był inny komentarz: „Może ich zachowanie wynika z tego, że w rzeczywistości we Włoszech antyfaszyzm i antyrasizm nigdy nie stały się wspólnym dziedzictwem ani kulturą”.
Wystarczy przytoczyć przykład Carla Tavecchia. Prezes Włoskiego Związku Piłki Nożnej (Federcalcio) zasłynął z wypowiedzi o piłkarzach, którzy „jeszcze niedawno jedli banany”, i o wymagających „krótkiego trzymania” Żydach. Radził też gejom, żeby „lepiej trzymali się na odległość”. Mimo to pełni swoją funkcję od sierpnia 2014 roku. Tak jak Tavecchia jest przekonany o własnym poczuciu humoru, tak kibice swoje bezmyślne wyczyny uważają za zwykłe hece, a te „nie są przecież karalne”.
Ultrasi i nazi czują się tolerowani, chronieni i upoważnieni do szyderstw na tle rasowym, seksualnym i religijnym, bo swego rodzaju mandat do wyszydzania dają im kluby sportowe. Chociaż znają dane personalne kibiców, nie przekazują ich służbom. Także tym razem prokuratura musiała ustalać sprawców na podstawie obrazu z monitoringu. Zidentyfikowano 15 osób, najmłodszy rozlepiacz naklejek z Anną Frank był młodszy od niej – miał 13 lat. Po skandalu przewodnicząca rzymskiej gminy żydowskiej Ruth Dureghello zatweetowała: „To nie jest piłka nożna, to nie jest sport. Antysemici, precz ze stadionów”. Wtedy prezes Lazio Claudio Lotito w przepraszającym geście, odebranym jako „komedia roku”, udał się do synagogi w Rzymie. Tam oświadczył, że klub zobowiązuje się do specyficznej akcji edukacyjnej, w ramach której co roku (!) zawiezie 200 kibiców do Auschwitz.
Nie wiadomo, kto mógłby zawieźć do Polski, na otrzeźwiającą wycieczkę do niemieckiego obozu koncentracyjnego i zagłady tysiące (5 tysięcy według organizatorów) faszystów, którzy pod hasłem „Wszystko dla ojczyzny” manifestowali w Rzymie. 4 listopada domagali się m.in. wypędzenia z Włoch imigrantów. Demonstracja miała nawiązywać do faszystowskiego marszu na Rzym z 1922 roku: zamachu stanu, w którego wyniku władzę zdobył Mussolini.
Za ponowne podniesienie szlabanu neofaszystom Włosi obarczają odpowiedzialnością Silvia Berlusconiego, który ponad dekadę temu dopuścił ich do centroprawicy. Od tamtej pory liczą na wejście do parlamentu, a w międzyczasie oblepiają Wieczne Miasto faszystowskimi manifestami. (ANS)