Sztuczne słońce
OGÓREK PRZECZYTA WSZYSTKO
W tym tygodniu pisma zamieniły się rolami. Antyrządowy Newsweek lansuje Jarosława Kaczyńskiego na premiera; żadnych szyderstw, pełna powaga; na okładce nie karykatura, lecz zasępiony kandydat.
A znowuż ślepo propisowskie Sieci Prawdy lansują na okładce Magdalenę Ogórek, kandydatkę SLD na prezydenta. Nie wiadomo na co teraz, ale sądząc po tym, że utopiono już w niej milion złotych bez efektu, to trudno znaleźć dla niej jakieś sensowne zajęcie.
Za to Wprost, które raczej dba o estetykę i o to, żeby nie zrażać czytelników do siebie za bardzo i nie sprawiać im niepotrzebnych przykrości, tym razem daje na okładkę Macierewicza, Błaszczaka, Szyszkę i Kuchcińskiego naraz. No ileż nieszczęść tam się zmieści? Wprawdzie z pytaniem: „ Czy trzeba się bać?”, ale nawet jeśli się nie bać, to zwiewać jak najdalej na pewno.
Wracając jednak do rzeczy poważnych, Newsweek zastanawia się, czy z Kaczyńskim jako premierem będzie lepiej czy gorzej. Na dwoje babka wróżyła. Tyle że może nawet babka zjedzona. Newsweek serwuje bajkowe (choć nie bajeczne) porównanie: „ Jak wilk wchodzi do chatki, to już nie musi udawać, że jest Czerwonym Kapturkiem”. Czyli że premier Kaczyński wyposaża się w zęby, aby (wszystkie) babcie łatwiej było mu zjeść. Ale sam Newsweek uważa, że wcale nie musi tak być: może jako premier np. przejść na dietę bezbabciową i stracić apetyt.
Ocieplanie wizerunku i lansowanie Kaczyńskiego nasila się: np. Wiadomości telewizyjne doniosły nieoczekiwanie, że 500 złotych na dziecko wymyślił prezes PiS. To nic takiego – Wiadomości byłyby w stanie udowodnić, że w ogóle 500 złotych jako takie wymyślił Jarosław Kaczyński. Ponieważ jednak było to dawno temu, wszyscy pomyśleli, że wymyślił już następne 500 złotych na każde dziecko, ale nie – on wymyślił tylko to, które już jest.
Sieci Prawdy ujawniają taką prawdę, że wymiana premiera stała się konieczna nie dlatego, że ktoś to wymyślił, ale dlatego, że dotychczasowy rząd się rozpadł. „ Nie jest żadną tajemnicą – piszą w Sieciach Prawdy po raz pierwszy – że toczy się całkiem otwarta rywalizacja między Beatą Szydło a wicepremierem Morawieckim”, który „uznaje właściwie tylko zwierzchnictwo Jarosława Kaczyńskiego”. Do tego „autonomia Morawieckiego miała zachęcić do podobnych działań wicepremiera Glińskiego”. Z rządu Beaty Szydło jako takiego nie zostało już nic, co przypieczętował Jarosław Kaczyński, dziękując mu wylewnie i jednocześnie mówiąc o nim wyłącznie w czasie przeszłym. (Państwu już dziękujemy).
Tego, że Kaczyński musi zostać premierem, trudno nie odebrać jednak jako jego porażki i upokorzenia. Ma to być wzmocnienie jego pozycji wobec prezydenta Dudy, ale przecież już sama konieczność mierzenia się z kimś takim jest klęską stratega, który go wymyślił.
W sprawie sądów prezes PiS spotykał się z Dudą cztery razy, z każdym spotkaniem obniżając swój autorytet jedynowładcy. Newsweek ze złośliwą satysfakcją wylicza, kiedy Duda znów będzie mógł go przyjąć: „ W środę wraca z Grecji, a w niedzielę udaje się do Wietnamu”. Czy może być coś bardziej uwłaczającego dla Kaczyńskiego niż upchnięcie między Grecję a Wietnam?
Już sam fakt, że Dudę trzeba traktować jako odrębny byt polityczny, trzeba odchorować.
Co się i stało. Sieci Prawdy jak uprzykrzona mucha brzęczą nad uchem: „ Kłopoty zdrowotne przez przynajmniej trzy miesiące mogą uniemożliwiać mu wypełnianie w pełni obowiązków szefa rządu”. Od razu na początku będzie chory. Według Newsweeka to „ marszałek Senatu Karczewski jako chirurg zajmuje się chorym kolanem Kaczyńskiego”. Choć niby sam marszałek ujmuje go pod kolana, widać, że na operacji „premier” Jarosław Kaczyński nie zyskuje, a wiele ze swej wyjątkowości traci. Podobnie jak kiedyś zaczął funkcjonować jako nowy – i gorzej notowany! – Marcinkiewicz, tak teraz miałby zostać nową Szydło, i to w wersji Straszydło?
Dotąd premierzy obcych krajów zabiegali o spotkanie z Kaczyńskim, a teraz musiałby on przyjmować wszystkich jak leci. Misiewicze wszystkich krajów – to byliby jego Misiewicze!
Na tym tle dopiero znaczenia i dwuznaczności nabiera tekst, jaki w Sieciach Prawdy opublikowała Marta Kaczyńska – bratanica Prezesa. Pozornie odległy od polityki, ale przecież trudno nie widzieć, że taka konfiguracja personalna niewinna i przypadkowa być nie może.
Zajmuje się tam... solarium. Wystawianie się na „ sztuczne słońce” – jak pisze Kaczyńska – jest rodzajem narkotyku. „ Niepozornie wyglądające gabinety ze sztucznym słońcem to miejsca niebezpieczne dla naszego zdrowia zarówno fizycznego, jak i psychicznego, a limitowanie dostępu do nich jest uzasadnione oraz konieczne”.
Co chciała przez to powiedzieć? Chyba nie zaprząta sobie i nam głowy jakimś tam opalaniem? Ostrzeżenia przed „ gabinetami ze sztucznym słońcem”, które są niebezpieczne dla ludzi, którzy się znajdą pod jego wpływem, to chyba dość czytelna aluzja polityczna, aby się nie poddawać i nie kierować na to, co świeci tylko udawanym światłem zastępczym...
Skoro mówi tak sama Marta Kaczyńska, robiąca wrażenie, że zna się na „sztucznym słońcu” jak nikt, to trzeba chyba jej wierzyć...
Sieci Prawdy podsumowują cały ten szum z lansowaniem nowego przywódcy, którego gwiazda ma niby zajaśnieć, ale nie wiadomo czy rzeczywiście, słowami: „ Zdecydowanie za wcześnie witać się z gąską”. Z gąską? Chyba z kaczką. Kaczką dziennikarską, oczywiście.