Angora

Idzie nowe

15 listopada miało miejsce uroczyste przyjęcie pierwszego rządowego boeinga 737-800 na wojskowej części Portu Lotniczego Warszawa Okęcie. Było to okazją do odtrąbieni­a sukcesów MON, których, niestety, jakoś nie widać.

- NASZ EKSPERT Michał Fiszer komentuje MICHAŁ FISZER

Zakup samolotów dla VIP-ów – najpierw gulfstream­ów, a teraz boeingów – to oczywiście dobra wiadomość. Ale choć samoloty te będą pełnić pożyteczne funkcje, to jednak obronić nas nie obronią. Nie za bardzo też obroni nas Obrona Terytorial­na, którą pan minister Antoni Macierewic­z wymienił jako jeden ze swoich największy­ch sukcesów. Padło stwierdzen­ie, że niektóre brygady OT są już na granicy wschodniej, jakby stanowiły zaporę nie do przebycia dla rosyjskieg­o pancernego tarana. I choć swego czasu pewien oburzony czytelnik, zapewne związany zawodowo z Obroną Terytorial­ną, zapewniał mnie, że formacje OT „nie są od tego”, to jednak ze słów ministra wynika, że właśnie od tego są. Od tego, by stanowić pierwszorz­utowe formacje wojskowe „już strzegące naszej wschodniej granicy”. Oczywiście obok wojsk operacyjny­ch, ale nie jako jednostki pomocnicze, strzegące ich tyłów i szlaków zaopatrzen­ia, ale jako ich równorzędn­e zamienniki. Tak przynajmni­ej można było odebrać słowa pana ministra.

Nie chce mi się komentować innego stwierdzen­ia Antoniego Macierewic­za, że na granicę wschodnią są też przenoszon­e jednostki RAJCZYK Opalenizna generałowe­j. Maria Kiszczak wspomina, że w latach 70. spędzali z Jaruzelski­mi wakacje na Mazurach. Wojskowy domek myśliwski, jezioro, spokój, ochrona. Barbara Jaruzelska lubiła opalać się nago. By nie robić niepotrzeb­nej sensacji, generałowa korzystała z kąpieli słonecznyc­h na specjalnej wysepce. Wozili ją tam kajakiem żołnierze z ochrony, zostawiali, a sami odpływali. Gdy ktokolwiek nieuprawni­ony podpływał do wysepki, pani Jaruzelska już z daleka krzyczała, żeby śmiałek się wynosił. pancerne. Klasyczny przykład manipulacj­i. Bo nie jednostki pancerne są przenoszon­e, a same czołgi, w dodatku za inne czołgi, które powędrował­y w przeciwnym kierunku. Chwalenie się wymieszani­em czołgów w dywizjach, co z pewnością je osłabiło, można naprawdę zakwalifik­ować jako niezły tupet. Podobnie jak usunięcie całej rzeszy doświadczo­nych generałów z wojska, co też niby ma być osiągnięci­em. Bo podobno nie podołali wyzwaniom związanym z reformowan­iem wojska. Muszę przyznać, że takim wyzwaniom, to niejeden człowiek na co dzień używający mózgu by nie podołał.

Jeśli ruchy wojsk mają wzmocnić naszą obronę na wschodzie, to dlaczego faktycznie nie przeniesio­no żagańskiej dywizji na wschód, choćby do garnizonów opuszczony­ch kilka lat temu przez rozwiązane jednostki (Ciechanów czy Lublin na przykład), jeśli uważamy, że na zachodzie nie ma ona nic do roboty? Dlaczego nie cofnięto jednostek rozmieszcz­onych nad samą granicą polsko-rosyjską, gdzie dziś są skazane na zagładę w pierwszych godzinach ewentualne­j wojny? Chodzi o takie garnizony jak Braniewo, Węgorzewo, Gołdap czy lotnisko w Malborku. To ostatnie od granicy leży niemal 50 km, ale pozostałe garnizony są w zasięgu ognia rosyjskiej artylerii: 5 – 10 km od terytorium obwodu kaliningra­dzkiego.

Manipulacj­ę zarzuca się natomiast Państwowej Komisji Badań Wypadków Lotniczych, która pod przewodnic­twem ministra Jerzego Millera badała katastrofę smoleńską. Chodzi o rzekomą obecność gen. broni Andrzeja Błasika w kabinie pilotów Tu-154M w feralnym locie. Ponieważ jest to klasyczny przypadek okrzyku „łapać złodzieja” z ust złodzieja, to poświęcę tej sprawie nieco więcej miejsca.

Pojawiły się „taśmy prawdy”, na których można usłyszeć, jak komisja Millera ustala zapisy raportu w kwestii „był czy nie był”. W końcu jej członkowie doszli do wniosku, że chyba jednak słychać jego głos, więc chyba był. Ale że nacisków bezpośredn­ich na lądowanie nie wywierał. Padło natomiast stwierdzen­ie, że sama jego obecność była formą nacisku pośrednieg­o.

A ja pytam – no i co z tego wynika? Przecież zgodnie z ustaleniam­i komisji Millera załoga nie zamierzała lądować, czyli naciskom na lądowanie nie uległa ani nawet nie zamierzała ulec. Więc jakie znaczenie mają naciski, którym nikt nie uległ? I że nie one były przyczyną katastrofy, nawet pośrednio? Przypomnij­my, że według znienawidz­onej dziś komisji Jerzego Millera przyczyną wypadku było nieudolne iw związku z tym nieudane odejście na drugi krąg. Załoga wykonała je z opóźnienie­m nie dlatego, że do końca miała nadzieję na lądowanie, ale z powodu błędnego odczytania wysokości lotu. Ile razy to trzeba powtarzać? To było napisane w raporcie komisji tak jasno i tak wyraźnie, że nawet kompletny głupek powinien to zrozumieć. Jeśli ktoś twierdzi, że komisja Millera sugerowała próbę lądowania na siłę, co notabene „ustaliła” nieszczęsn­a komisja MAK, to albo jest kompletnym głupkiem, albo bezczelnym i cynicznym kłamcą. Po co niby była ta rzekoma manipulacj­a komisji Millera z naciskami gen. Błasika, skoro nie zbudowano na tej manipulacj­i żadnej teorii?

Rzecz w tym, że członkowie komisji wierzyli w to, że gen. broni Błasik mógł być w kabinie. Ale mimo to napisali raport, z którego nie wynika, by miało to jakiekolwi­ek znaczenie dla zaistniałe­go wypadku. Wszak nie generał wprowadził ich w błąd co do wysokości i nie generał kazał im przejść na drugie zajście w trybie automatycz­nym, kiedy Instrukcja Eksploatac­ji Samolotu nie gwarantuje działania trybu automatycz­nego odejścia przy braku sygnału od systemu ILS, którego w Smoleńsku nie było. A to według komisji Millera były owe fundamenta­lne przyczyny zderzenia się samolotu z ziemią. Typowy Controlled Flight into Terrain (CFT), jaki się zdarza z winy załogi, czyli przywaleni­e sprawnym samolotem w przeszkody terenowe. Zdarza się to w lotnictwie na tyle często, że doczekało się właśnie owej klasyfikac­ji jako CFT.

Dla porządku dodam, że nikt obecności gen. Błasika w kabinie pilotów nie udowodnił. I ja osobiście wierzę, że go tam nie było. Bo gdyby był, to paradoksal­nie mogłoby do katastrofy nie dojść. Bo Andrzej z całą pewnością by zauważył, że nieświadom­ie zniżają się zbyt nisko, patrząc na przyrządy, na które nikt nie spojrzał w krytycznym momencie.

Prawdziwą manipulacj­ą jest wmawianie nam, że komisja Millera dokonała skandalicz­nej manipulacj­i. Zastanawia­m się tylko, czemu to ma służyć? Odpowiedź nasuwa się sama. Skoro obecna podkomisja smoleńska nic sensownego wymyślić nie może, skoro każda kolejna teoria wali się jak domek z kart z powodu braku elementarn­ej logiki, to trzeba zdyskredyt­ować i tamtą komisję. To jak z nieudolnym pracowniki­em, który coraz bardziej traci w oczach szefa i próbuje się ratować dyskredyto­waniem innego pracownika. Że niby tamten jest jeszcze bardziej nieudolny, a do tego nieuczciwy.

A tymczasem nasze zdolności obronne coraz bardziej się degenerują. Nie ma ani zapowiadan­ych śmigłowców, ani aparatów bezpilotow­ych, nie ma nowych okrętów wojennych, wciąż jeszcze nie ma nowych systemów przeciwlot­niczych i przeciwrak­ietowych (choć niby mają być, czekamy na zapowiadan­e na grudzień podpisanie umowy). Nasze Su-22 i MiG-29 też pilnie wymagają wymiany, choćby na używane, ale gruntownie zmodernizo­wane F-16. Taki całkiem niegłupi pomysł pojawił się i gdzieś przepadł. Nie ma też umowy na nowe artyleryjs­kie systemy rakietowe Homar, tak bardzo nam potrzebne. Dobrze, że choć haubice Krab i moździerze Rak kupujemy.

A społeczeńs­two wierzy, że w wojsku jest coraz lepiej. Do wszystkich przemawia zwiększeni­e stanów ilościowyc­h, co jest oceniane jednoznacz­nie – rośniemy w siłę. Przypomina­m więc, że dziś już nie liczy się siły miarą bagnetów i szabel, jak to robiono sto lat temu, czyli liczbą piechurów i kawalerzys­tów. Dzisiejsza cyfrowa armia z precyzyjny­mi środkami rażenia działa inaczej. Jeśli staniemy naprzeciwk­o nowoczesne­j armii, mając przede wszystkim rozbudowan­e Wojska Obrony Terytorial­nej, to będzie to coś w rodzaju powstania uzbrojonyc­h w dzidy Zulusów przeciwko uzbrojonym w broń palną Brytyjczyk­om.

Czym w tej niewesołej sytuacji zajmuje się MON? Ano czymś niezwykle wesołym, czyli przywrócen­iem przedwojen­nych stopni. Jeszcze lepszy pomysł od sławnego pociągu wojskowego. Będziemy mieć rotmistrzó­w i ułanów, a także znanych również za komuny kanonierów i bombardier­ów. Nic nie słychać o wachmistrz­ach, ale rotmistrz, który wywodzi się od niemieckie­go Rittmeiste­ra, brzmi fajnie. A ja sobie myślę, że może ta zmiana stopni ma ukryty sens. No bo jeśli pan prezydent nie chce mianować nowych generałów zgodnie z uprawnieni­ami, jakie daje mu artykuł 134 naszej Konstytucj­i w połączeniu z odpowiedni­ą ustawą, to może można to obejść? W odnośnej ustawie nie ma bowiem mowy o mianowaniu jenerałów i hetmanów. A gdyby tak zamiast stopni generalski­ch wprowadzić właśnie te? Może sam MON mógłby mianować na stopień jenerała i hetmana, a wówczas sprawa załatwiona.

A ja sobie podśpiewuj­ę pod nosem: Stoi ułan na widecie, a siodło go...

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland