Lasu. Dzięki pomocy pasjonatów
Przyrodnicy z parku chcą teraz pójść o krok dalej i przygotować dla dzikich pszczół barć, czyli dziuplę wydrążoną w pniu.
Muszą wrócić do natury
Włączenie się w akcję powrotu pszczół do lasu to kolejny etap wtajemniczenia – zaraz po promocji miejskich pasiek zakładanych na dachach budynków. Oba te kierunki są dziś coraz bardziej popularne.
Małgorzata Brendel, szefowa Stowarzyszenia Przyjaciół S.O.S., które w Warszawie prowadzi pasiekę edukacyjną, mówi o pomyśle rozstawiania kłód dla pszczół w stolicy, przy brzegach Wisły.
– Pierwszy pszczeli projekt mieliśmy jeszcze w latach 90., ale wtedy nie spotkał się on z zainteresowaniem. Może dlatego, że było na to za wcześnie? Co innego dzisiaj, kiedy pszczelarstwo jest coraz bardziej modne – zastanawia się Małgorzata Brendel. W 2013 roku, w czasie akcji „Otwarty Jazdów”, dotyczącej ratowania słynnych fińskich domków w Warszawie, z bluszczu obrastającego jeden z nich uniosły się mieszkające tam pszczoły.
– Wtedy znowu pomyśleliśmy: może jednak zrobimy coś z tymi pszczołami? – mówi szefowa Stowarzyszenia Przyjaciół S.O.S. Za warszawiakami współpracującymi ze stowarzyszeniem są już dwa warsztaty tworzenia barci i kłód drzewnych: w Puszczy Augustowskiej oraz na Białorusi. Teraz w planach jest zorganizowanie podobnych warsztatów już w Warszawie.
– Pszczoły powinny odnaleźć się w lasach, gdzie będą mogły wrócić do natury. Musimy dać im szansę wewnętrznego odnowienia się, bo pszczoły hodowane dziś przez człowieka są coraz bardziej chorowite – komentuje szefowa Stowarzyszenia Przyjaciół S.O.S w Warszawie.
– Rodzime pszczoły na pewno są bardziej odporne na choroby i warunki klimatyczne, co jest szansą dla przyszłości całej populacji – potwierdza dr Beata Panasiuk z Zakładu Pszczelnictwa w puławskim Instytucie Ogrodnictwa.
Pszczelarze mają wątpliwości
Tata dr Beaty Panasiuk z Zakładu Pszczelnictwa w Puławach, prowadzący pasiekę od 40 lat, jakieś siedem lat temu dostał propozycję współpracy przy zakładaniu kłód bartnych.
– Tata na pewno nie był przeciwnikiem tego pomysłu, ale uznał, że chodzenie po drzewach powinien jednak zostawić młodszym – komentuje Beata Panasiuk.
Aleksander Kafarski, prezes koła pszczelarskiego w Urszulinie, w ubiegłym roku zasiedlił pszczołami lipę ściętą na wysokości 130 cm. Drzewo rosło na jego podwórku. Po usunięciu próchnicy powstała przestrzeń dla pszczół.
– Zajmowanie się tą rodziną było niewygodne i wymagało więcej czasu niż normalnie. Ostatecznie przeniosłem królową do ula – przyznaje Aleksander Kafarski, który od 35 lat hoduje pszczoły i obecnie jest właścicielem około 170 uli.
Nie ukrywa, że do tematu w lesie podchodzi sceptycznie.
– Współczesny las nie jest w stanie wyżywić pszczół, w przeciwieństwie do upraw. Ja sam mam jedną pasiekę zlokalizowaną trzy metry od lasu – w tym roku właśnie z niej miałem najmniej miodu. Z powodu majowych przymrozków nie zakwitły leśne maliny i kruszyna pospolita – mówi Aleksander Kafarski. Jego zdaniem, leśne pszczoły w dłuższej perspektywie mają marne szanse na przeżycie bez stałej pomocy człowieka.
– Zdrowa rodzina przetrwa jedną zimę, ale bez leków sobie dłużej nie poradzi – uważa pszczelarz z Urszulina, którego poprosiliśmy o opinię na ten temat.
Małgorzata Brendel ze Stowarzyszenia Przyjaciół S.O.S. w Warszawie przyznaje tymczasem, że ma nie najlepsze pszczół doświadczenia ze współpracy z przedstawicielami organizacji pszczelarskich.
– Z naszego doświadczenia wynika, że opór pszczelarzy jest duży. Słyszeliśmy od nich, że kłody będą siedliskiem chorób pszczół. Nie rozumieją też idei powrotu do bartnictwa jako techniki zbyt pracochłonnej i niebezpiecznej – relacjonuje nasza rozmówczyni.
Dzieli się jeszcze jednym doświadczeniem z udziału w konferencji, na którą zjechali leśnicy z całego kraju.
– Byłam pod wrażeniem jednego zdania, które właśnie tam usłyszałam: „Tutaj nie chodzi o miód, ale o to, żeby pszczoły się roiły”. Dla mnie to było wtedy odkrycie – podkreśla Małgorzata Brendel.
– Kierunek promocji bartnictwa jest interesujący. To jednak powrót do tradycji, a nie efektywne narzędzie ochrony puli genowej rodzimej pszczoły. Ze względu na skalę zjawiska to kropla w morzu potrzeb w stosunku do ilości obcych genów – nie ma wątpliwości prof. Andrzej Oleksa z Katedry Genetyki Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy.
Piotr Piłasiewicz z Fundacji Bractwo Bartne jest dobrej myśli.
– Nasz ubiegłoroczny sukces to doprowadzenie do tego, że bartnictwo zostało wpisane na listę niematerialnego dziedzictwa Polski. Kłód bartnych i barci przybywa u nas z każdym rokiem. Teraz jest w sumie około 150 takich drzewnych uli w Polsce, najwięcej w Puszczy Augustowskiej, ale już mamy blisko 150 kolejnych kłód, które będą rozstawiane w Sudetach – wyjaśnia Piłasiewicz.
– Na terenie dzisiejszej Ukrainy i Białorusi nadal są osoby polskiego pochodzenia, które od pokoleń trudnią się bartnictwem. To, co teraz robimy, to element przywracania jednej z tradycji związanych z dawną Rzecząpospolitą – podkreśla szef Bractwa Bartnego.
Projekt iluminacji domu i ogrodu poza względami estetyki musi uwzględniać podstawowe zasady bezpieczeństwa dla nas oraz dla domowej instalacji elektrycznej. Musimy pamiętać, że warunki zimowe to opady śniegu, a jego topnienie sprzyja zalewaniu urządzeń elektrycznych źle zabezpieczonych przed wodą opadową. Aby uchronić się przed porażeniem prądem czy też powstaniem pożaru, zachowajmy podstawowe zasady bezpieczeństwa:
komplety oświetleniowe kupujemy tylko z oznaczeniami IP44, 54, 64, które informują nas, że są chronione przed wilgocią i wodą;
jeżeli mamy wybór, kupujmy takie komplety, które są zasilane prądem o napięciu 12 lub 24 V i wyposażone w transformator;
w przypadku konieczności użycia przedłużaczy, do ich połączeń stosujemy specjalne mufy (zdjęcie). Wybierajmy przedłużacze w gumie z uziemieniem. Unikamy stosowania przedłużaczy ogrodowych bez uziemienia (pomarańczowe);
miejsce podłączenia wszystkich kompletów oświetleniowych winno być tak dobrane, aby wyeliminować możliwość zalania wodą. W przypadku oświetlenia dużego drzewa możemy zastosować rozgałęźnik na cztery gniazda oznaczony IP44, przystosowany do powieszenia np. na gałęzi blisko pnia. W przypadku drzewa iglastego gałęzie doskonale chronią rozgałęźnik przed opadami śniegu (zdjęcie). Innym bardzo prostym i szybkim rozwiązaniem jest powieszenie rozgałęźnika na stojaku (może być pręt metalowy, stary szpadel) wbitym w podłoże i przykrycie go wiadrem;
najlepiej skonsultować nasze pomysły z elektrykiem. janik@angora.com.pl