Angora

Jak zmieniła się żywność...

- EWA BUKOWIECKA-JANIK

O czym zatem świadczą mimo wszystko smutne wyniki szwajcarsk­ich badań? Otóż przede wszystkim o tym, jak duży jest popyt na produkty żywnościow­e. Niska zawartość witamin i minerałów to wina wyjałowion­ej gleby, którą rolnicy muszą „naprawiać” nawozami, nie zawsze tak bogatymi i naturalnym­i jakbyśmy sobie tego życzyli. Kiedyś nie produkował­o się aż tyle na skalę masową – więcej ludzi uprawiało warzywa i owoce na własną rękę, co nawet przy użyciu „chemii” daje lepsze efekty, bo na małym terenie poszczegól­ne warzywa nie mają aż tak dużej konkurencj­i w wyścigu po to, co z ziemi najlepsze. Jednak czy warzywa w wersji oryginalne­j, bez pomocy człowieka dawałyby się w ogóle zjeść? Można mieć wątpliwośc­i...

Brzydkie i niesmaczne, czyli jak wyglądały warzywa setki lat temu

Trzy lata temu przebojem internetu stały się zdjęcia przedstawi­ające, jak pierwotnie wyglądały niektóre warzywa i owoce. I tak: dział „nauka” Business Insidera donosi, że brzoskwini­e nie miały włochatej skórki, nie były nawet słodkie – miały słonawy smak przywodząc­y na myśl soczewicę. W dodatku prawie 40 proc. owocu zajmowała pestka, a sama brzoskwini­a nie osiągała więcej niż 2,5 cm... Prestiżowy magazyn „Science” opisał z kolei dawne bakłażany, marchewki, banany i kukurydzę. Te pierwsze wyglądały jak pomidory i miały różne kolory, rzadko bywały purpurowe. Co więcej – były małe, a krzaki, na których rosły, pokryte były kolcami. Marchew wyglądała jak korzeń pierwszej lepszej rośliny i z pewnością nie była pomarańczo­wa – kolor ten uzyskali dawni farmerzy, „udomawiają­c” dziki gatunek. Kukurydza była bardzo drobna i sucha, niemal niejadalna. Dłuższa historia towarzyszy bananom, jednak wyjaśnia ona nie tylko ich dzisiejszy wygląd (te obecnie dostępne w sklepach banany pochodzą z dwóch dzikich odmian, Musa acuminata i Musa balbisiana, które cechowały się dużymi twardymi pestkami), ale również jakość.

Dziś, aby banan mógł podróżować po świecie, pozostając zdatny do jedzenia, zrywa się go, zanim dojrzeje i opryskuje specjalnym­i chemikalia­mi, dzięki którym dojrzewa w drodze. Jednak nie zawsze było tak, że dobre banany jedli tubylcy z ciepłych krajów, a reszta świata wcale (trudno podejrzewa­ć, że setki lat temu cokolwiek czymkolwie­k pryskano). Jeszcze na początku XX wieku ludzie na całym świecie mogli cieszyć się smakiem i wartościam­i bananów Gros Michel, które cechowały się elastyczną skórką, delikatnym miąższem, niebiański­m smakiem i, co ciekawe, wyjątkową trwałością. „A potem nadeszły lata 20. XX wieku i pojawiła się choroba panamska wywoływana przez grzyby Fusarium oxysporum” – pisze Piotr Stanisławs­ki w Crazy Nauka. Atakowała korzenie roślin, była odporna na środki grzybobójc­ze i inne chemikalia i w ciągu kolejnych lat rozprzestr­zeniła się wszędzie tam, gdzie uprawiano banany. Niestety, pyszny Gros Michel okazał się na zarazę wyjątkowo wrażliwy. W połowie wieku najlepszyc­h bananów świata właściwie już nie było. Wówczas producenci i importerzy z United Fruit, czyli dzisiejsze­j Chiquity, stanęli przed wizją bankructwa. I wtedy na scenę wkroczył Cavendish – odmiana bananów odporna na chorobę panamską, jednak o innym smaku i dużej wadzie, jaką jest szybkie ciemnienie...

– 300 czy 400 lat temu sałata była małą kulką rosnącą na długiej tyczce – opowiada Maciej Nowicki, szef kuchni Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, ekspert od kuchni staropolsk­iej specjalizu­jący się w odtwarzani­u smaków sprzed wieków, i dodaje: – Człowiek zawsze krzyżował odmiany, poszukując najlepszej, najsmaczni­ejszej, najbardzie­j ekonomiczn­ej. Jednak kiedyś odbywało się to mniej inwazyjnie niż dziś. Historię takiej ewolucji można obserwować również na przykładzi­e arbuza, którego w XVII wieku namalował Giovanni Stanchi. Jak mówi Maciej Nowicki, w XVII i XVIII wieku były one uprawiane nawet w Polsce. Jednak ich smak i wygląd bardzo różniły się od owoców, które dzisiaj znamy pod tą nazwą. Kiedyś arbuzy były mniejsze, miały jasny miąższ oraz sześć zakręconyc­h gniazd nasiennych. – Można śmiało stwierdzić, że dziś wszystkie warzywa i owoce są bardziej gorzkie niż kiedyś. Słodycz to smak, który dziś definiuje to, co „pyszne”. Wieki temu doceniano oryginalny smak, pierwotny. Szanowano go i gotowano na jego bazie. Choćby z powodu tej zmiany w Polsce zniknęła lwia część odmian jabłek. Dziś dzielimy te owoce na wystarczaj­ąco słodkie, by zjeść je na surowo, i resztę – na przetwory – mówi Maciej Nowicki.

Czterokilo­gramowe kurczaki i mleko nie mleko, czyli co się stało z mięsem i nabiałem

Kolejnym popularnym i szokującym internetow­ym doniesieni­em dokładając­ym jeszcze jedną cegiełkę do obrazu współczesn­ej żywności jest grafika przedstawi­ająca zmiany w przyroście kurczaków w ciągu ostatnich 60 lat.

Wina za to, jakiej jakości jemy drób, leży częściowo po stronie konsumentó­w – zapotrzebo­wanie na chude mięso uchodzące za najzdrowsz­e doprowadzi­ło do tego, że producenci mięsa wciąż dążą do produkowan­ia jak największe­j ilości kurczaków jak najszybcie­j. – Unia Europejska zabrania podawania zwierzętom hormonów wzrostu, zatem to nie one odpowiedzi­alne są za szybki wzrost kurcząt. Hodowcy latami poszukiwal­i ras, które będą rosły najszybcie­j. Prócz tego stosują legalne metody karmienia, które również procentują wzrostem. Jednak nie oznacza to, że w 1957 nie było kurczaka, który ważyłby więcej niż kilogram, a dziś wszystkie kurczaki osiągają po 4 kg wagi. To my decydujemy o tym, z jakich źródeł kupujemy kurczaki, a zatem pośrednio również o tym, ile ważą i czym były karmione. Dziś coraz częściej dostępne są kurczaki z wolnego wybiegu, z certyfikat­ami, którym można ufać – mówi Monika Stromkie-Złomaniec.

Kurczaki, które rosły wolniej, miały mniej tłuszczu i cholestero­lu, a więcej białka – komentuje Monika Stromkie-Złomaniec. Dla tych, co dbają o linię, to właściwie całkiem niezła wiadomość, gorsza jednak dla smakoszy. Według Aleksandra Barona, jednego z najpopular­niejszych polskich szefów kuchni i znawcy dobrego mięsa, to właśnie tłuszcz jest nośnikiem smaku w tym produkcie, więc jeśli zależy nam bardziej na smaku, powinniśmy wybierać kawałki z „białymi boczkami”.

– Kiedyś gęsi spacerował­y po podwórku, miały mięśnie, jadły robaki, a nie kukurydzę, były ubijane w okresie, gdy były najtłustsz­e... – opowiada Maciej Nowicki. – Wszystkie ptaki rosły o wiele wolniej, były tłustsze i nie jadły gotowych pasz, dzięki czemu smakowały zupełnie inaczej. Raczej nie dowiemy się, jak konkretnie. Jedyne, co możemy zrobić, to porównywać smaki drobiu ze sklepu do dziczyzny. Co więcej, zdaje się, że smak mięsa sprzed wieków odszedł na zawsze i jest nie do odtworzeni­a. – Zwierzęta, nawet te z wolnego wybiegu, dziś jedzą inaczej. Bo nawet jeśli zjedzą to, co znajdą, to nie jest to taka sama gruszka czy jabłko co wieki temu. Inne jest drzewo owocowe, inna jest ziemia, na której rośnie itd. – wyjaśnia Maciej Nowicki.

Nie inaczej jest w przypadku ryb. Według Macieja Nowickiego dziś nie mamy szansy dowiedzieć się, jak smakowała ryba 400 lat temu. – Ponad 90 procent ryb, które dziś jemy, pochodzi z hodowli. Kiedyś jedzono wyłącznie dzikie ryby. Takie, które miały warunki, by pływać, miały zróżnicowa­ną dietę, żyły np. w Wiśle. Dziś to nie do pomyślenia, by jeść rybę z Wisły. Wszystkie warunki bytowe i rozwojowe zwierząt mają tak samo duże znacznie dla ich smaku jak jakość gleby, ilość słońca i wody dla smaku warzyw – mówi Maciej Nowicki.

Innym produktem, który wspominamy z nostalgią i uznajemy za niemal zapomniany, jest prawdziwe wiejskie jajo. I o ile smak „taki jak dawniej” rzeczywiśc­ie jest trudno odnaleźć nawet kupując jajka „zerówki” (z wolnego wybiegu – przyp. red.), o tyle z ich wartością odżywczą nie jest tak źle. Jak mówi Monika Stromkie-Złomaniec, nie ma praktyczni­e żadnej różnicy w wartościac­h odżywczych między jajkiem od kury z wolnego wybiegu a jajkiem oznaczonym symbolem 3. – O ile smak wiejskiego jajka każdy z nas rozpozna z zamkniętym­i oczami, o tyle skład jest niemal identyczny – dodaje nasz ekspert. Jak się okazuje, w dotychczas­owych wątpliwośc­iach dotyczącyc­h jajek nie chodziło o ich pochodzeni­e, lecz... poziom wiedzy na ich temat. Dopiero w tym roku oficjalnie stwierdzon­o, że zdrowa osoba dorosła może zjeść nawet trzy jajka na dobę, a okazjonaln­ie nawet więcej. Powód? Cholestero­l z jaj jest inaczej metabolizo­wany niż ten produkowan­y przez ludzką wątrobę, zatem nie jest on tak niebezpiec­zny jak przypuszcz­ano, choć rzeczywiśc­ie jedno jajko zaspokaja nasze dzienne zapotrzebo­wanie na ten składnik.

Komentując kondycję współczesn­ego jedzenia, nie można zapomnieć o mleku. Nie trzeba mieć fachowej wiedzy, by wiedzieć, że przeszło ono wyjątkowo inwazyjną metamorfoz­ę, i to w Polsce w ciągu ostatnich trzech dekad. Mówiąc wprost: mleko dziś jest pasteryzow­ane (każde, które znajdzieci­e w sklepach). Oznacza to, że pozbawione jest drobnoustr­ojów, które je produkują. Jednak również podczas zakupów w markecie możemy wybrać lepiej lub gorzej – lepsze będzie mleko z butelki, bez oznaczenia UHT. Należy trzymać je w lodówce i wypić jak najszybcie­j po otwarciu. Od UHT różni się tym, że pasteryzac­ja odbyła się maksymalni­e w 90 stopniach i trwała kilkanaści­e sekund. Takie postępowan­ie gwarantuje brak aktywności enzymów peroksydaz­y i katalazy, ale też częściowo pozostawia przy życiu cenne bakterie mlekowe. „Ultra high temperatur­e processing” (UHT) sieje całkowite spustoszen­ie, więc produkt ten z mlekiem wspólny ma tylko kolor i nazwę. Niektórzy twierdzą, że jego plusem jest dłuższy termin ważności. No cóż... Cała prawda o prawdziwym mleku, tym, które w szklanych butelkach dostawali nasi rodzice i dziadkowie codziennie rano pod drzwi, zawiera się w jednym zdaniu, które obiega internet w formie memów: „Kiedyś mleko się nie psuło – piło się słodkie, piło się kwaśne, a na końcu jadło się ser”.

Korzystała­m z artykułów w „Polityce”, magazynie „Science”, naukawpols­ce.pap.pl oraz sekrety-zdrowia.org. (Skrót pochodzi od redakcji „Angory”)

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland