Wspólne wracanie do zdrowia
W chorobie najgroźniejsza nie bywa często sama choroba. Gorsze są konsekwencje, jakie ona wywołuje. Przykładowo, osoba z nowotworem rezygnuje zazwyczaj z pracy, traci kontakt ze znajomymi i praktycznie odgradza się od normalnego życia. Samotność i zamknięcie w czterech ścianach prowadzą do depresji, utraty radości z życia, co z pewnością nie pomaga wychodzeniu z choroby. Nie wszyscy mają w sobie wystarczająco dużo siły, by samemu sprostać takiemu wyzwaniu. Poczucie samotności staje się jednym z czynników poszukiwania pomocy, ale nie każdy umie i jest w stanie jej udzielić.
Bez wątpienia bardzo skuteczna może być pomoc tych, którzy mają za sobą podobne przeżycia i doświadczenia. Są oni w stanie lepiej zrozumieć osobę chorą i wskazać jej drogę wyjścia z dramatycznej często sytuacji. Dobrym przykładem jest Onko-Sailing, grupa ludzi połączonych zarówno tym, że są lub byli pacjentami onkologicznymi, jak i żeglarską pasją, o czym w wywia-
– Przed dwoma laty cała Polska poznała historię 12 kobiet, które walczyły nie tylko z chorobą nowotworową, ale także przeżyły trudne chwile w czasie rejsu morskiego. Co stało się później? – W 2015 roku zorganizowałyśmy wyprawę jachtem „Zjawa IV” po Bałtyku. Wzięło w niej udział 12 kobiet, które wygrały walkę z rakiem. Jacht jednak zaczął tonąć i trzeba było nas ratować. Te dramatyczne przeżycia sprawiły, wbrew pozorom, że pokochałyśmy żeglarstwo i w lutym 2016 roku stworzyłyśmy grupę Onko-Sailing. – Co to takiego? – To żeglarstwo onkologiczne, bo wszystkie jesteśmy pacjentkami onkologicznymi. Chcemy żeglować, pływać i namawiać osoby podobne do nas do podejmowania wszelkiej aktywności związanej z wodą. Bo oprócz pływania po morzu można uprawiać choćby windsurfing, uczestniczyć w spływach kajakowych, żeglować po śródlądziu. Onko-Sailing działa przy sekcji żeglarstwa morskiego Regionalnego Towarzystwa Wioślarskiego w Bydgoszczy. dzie poniżej opowiada jedna ze współzałożycielek grupy. Wspólne pływanie pod żaglami pozwala im wrócić do normalnej aktywności i odzyskać radość życia oraz uśmiech na twarzy. To zdecydowanie lepsze niż klepanie po plecach i mówienie, że jakoś to będzie.
– Czy jednak żeglarstwo nie jest zbyt wymagającym wyzwaniem dla kogoś, kto walczy z rakiem?
– Nie sądzę. Kiedy zachorowałam, miałam dwoje małych dzieci i w ogóle nie brałam pod uwagę, że może stać się coś złego. Uświadomiłam sobie, że wszystko w życiu dzieje się po coś. Postanowiłam z moich zmagań wyciągnąć coś, co może pomóc innym. Zaczęłam pisać blog i wróciłam do chodzenia po górach – cztery miesiące po operacji poszłam na Gerlach. Ale to mi nie wystarczyło. Poznałam ludzi, którzy chcieli żeglować, a mnie ten sport od dawna chodził po głowie. Konfucjusz powiedział, że człowiek ma dwa życia; to drugie zaczyna się w momencie, gdy uświadomimy sobie, że życie jest tylko jedno. Zrozumiałam, że w mojej sytuacji nie mogę już odkładać pewnych rzeczy na później. Żeglarstwo okazało się świetną terapią dla naszej grupy, zjednoczyło nas wokół wspólnej pasji i wzajemnej pomocy. Pozwoliło oderwać się od zdrowotnych kłopotów, wyjść z domu i otworzyć się na innych.
– Nie każdy jednak ma w sobie taką siłę.
– I dlatego staramy się aktywizować pacjentów onkologicznych oraz ich rodziny. Tłumaczymy, że rak to choroba przewlekła, ale niekoniecznie wyrok. Wiele osób ciągle nie ma tej świadomości, podobnie jak nawyku robienia regularnych badań. A przecież gdybym kiedyś nie poszła na mammografię i usg., to prawdopodobnie nie rozmawiałabym z panem. I to są rzeczy niezwykle ważne. Żeglarstwo staje się w tej naszej działalności jedynie taką wisienką na torcie. – Jaki był pierwszy rejs? – Krótki wypad na Zatokę Gdańską, ale już w maju 2016 roku ośmioro z naszej grupy pożeglowało do Kopenhagi. Działamy dopiero 1,5 roku. Doskonale wiemy, że żeglarstwo to drogi sport, a ludzie chorzy mają inne wydatki. Staramy się więc pozyskiwać sponsorów i namawiamy wszystkich do przekazywania na Onko-Sailing choćby 1 proc. ze swych podatków. Na szczęście jest coraz więcej ludzi oferujących pomoc i gotowych np. użyczyć swych jachtów. Ostatnio jedna z firm czarterowych zaproponowała nam rejs po kosztach w Chorwacji. – Jak daleko sięgają pani marzenia? – Myślimy np. o pokonaniu Atlantyku. Jeśli nasza żeglarska terapia pomoże choć kilku czy kilkunastu osobom walczącym z rakiem odzyskać wiarę w siebie i ponownie odkryć radość z życia, to już będzie sukces. Zachęcamy do kontaktu z naszą grupą Onko-Sailing na Facebooku.
Trenuję rugby od trzech lat. To dość nietypowy sport jak dla kobiety, za to bardzo wszechstronny, w którym trzeba się wykazać dużą siłą fizyczną, koordynacją ruchową i determinacją. Na co dzień pracuję jako nauczycielka wychowania fizycznego, więc ruch, aktywność i sport są moim chlebem powszednim. Zachęcam wszystkie kobiety do trenowania rugby. Maja Barcikowska
z Olsztyna