Ostatni rejs „ARA San Juan” Argentyna
na Facebooku film, w którym Eliana María Krawczyk wyznaje: „Sytuacja, w której jestem pod wodą i żegluję jako jedyna kobieta na pokładzie, jest dziwna, zarazem jednak ekscytująca i stanowiąca wyzwanie. Każda kobieta, jeśli tylko zechce, może robić to samo co ja”. Dzielna oficer marzyła o tym, aby zostać kapitanem okrętu podwodnego.
Jeszcze przed rejsem w Mar del Plata szerzyły się pogłoski, że stan techniczny „ARA San Juan” nie jest dobry. Roberto Krawczyk, brat Eliany, opowiadał potem, że siostra zadzwoniła do niego przed wyjściem w morze. Powiedziała, że jednostka portalu Infobae minister obrony Oscar Aguad dowiedział się o zaginięciu okrętu dopiero w sobotę 18 listopada, gdy przeczytał o tym w gazetach. Dowódca floty Carlos Zavalla mówił początkowo tylko o tym, że nie można nawiązać łączności z okrętem. Wzywał rodziny marynarzy do zachowania spokoju.
20 listopada rzecznik marynarki wojennej Gabriel Galeazzi przyznał, że kapitan „ARA San Juan” zgłaszał awarię mechaniki. Rzecznik zapewniał jednak, że takie problemy się zdarzają i rzadko stanowią ryzyko. Pojawiły się informacje, że zaginiony okręt próbował nawiązać łącz- tyczną. W zanurzonym okręcie podwodnym tlenu mogło wystarczyć najwyżej na tydzień. Bliscy zaginionych marynarzy trwali na nadbrzeżu portu Mar del Plata. Modlili się o powrót swoich bliskich, lecz z upływem czasu tracili nadzieję. „Czuję się, jakbym czekała na zwłoki. Dlaczego akcję ratowniczą podjęto tak późno? Powołują się na regulamin, ale czy regulamin przywróci ich do życia?” – żaliła się Helena Alfaro, siostra oficera radarowego.
Dowództwo floty ujawniło, że „ARA San Juan” zgłosił 15 listopada rano awarię akumulatorów. Polecono mu natychmiastowy powrót do Mar del Plata. Wkrótce potem kapitan zameldował, że sytuacja została opanowana i będzie zgodnie z planem kontynuował rejs w zanurzeniu. Potem zapadła cisza. 22 listopada pojawiły się informacje, że po tym ostatnim komunikacie nastąpił głośny dźwięk – „anomalia hydroakustyczna”. Nazajutrz marynarka wojenna potwierdziła, że ten dźwięk „odpowiada eksplozji”. Oto dwie stacje pomiarowe Organizacji Traktatu o Całkowitym Zakazie Prób z Bronią Jądrową z siedzibą w Wiedniu zarejestrowały podwodny wybuch. Doszło do niego 15 listopada o godzinie 10.31, czyli trzy godziny po ostatnim kontakcie z okrętem, w odległości około 60 km na północ od ostatniej znanej pozycji „ARA San Juan”. Nie wiadomo, co stało się na pokładzie stalowego rekina. Być może doszło do pożaru akumulatorów, który spowodował eksplozję zbiorników paliwa. Według jednej z hipotez podwodne mikrofony zarejestrowały nie wybuch, lecz implozję, trzask zgniatanego przez ogromne ciśnienie kadłuba. Dźwięk został wykryty na skraju szelfu kontynentalnego, gdzie głębokość gwałtownie spada z 200 do kilku tysięcy metrów. Jeśli okręt zatonął na ogromnej głębinie, odnalezienie go będzie bardzo trudne.
Bliscy marynarzy na wieść o eksplozji zanieśli się płaczem. Niektórzy ogarnięci rozpaczą rzucili się na ziemię. Inni atakowali oficerów, którzy przynieśli tę straszną wiadomość, i oskarżali władze. „Wysłali ich w rejs na kupie g... Nie wierzymy, że nie wiedzieli, co się stało. Trzymali nas tu przez cały tydzień, perwersyjne sukinsyny” – mówiła Itatí Leguizamón, żona operatora sonaru na „ARA San Juan”. Pewien człowiek krzyczał: „Zabili mojego brata! Kazali im żeglować na okręcie obwiązanym drutem!”. (KK)