Chciwcy pozagrobowi
OGÓREK PRZECZYTA WSZYSTKO
Absurd ma to do siebie, że raz uruchomiony, rozrasta się już automatycznie sam. Oto minister Zalewska powiedziała, że nagrody – które, jak wiemy, jej się należały – odda z przyjemnością.
Polityka zwraca uwagę, że w oddawaniu nagród nie chodzi o to, żeby Zalewskiej było przyjemnie. Jeśli decyzja prezesa Kaczyńskiego jako zwierzchnika rządu – zmuszającego jego członków do zwrotu pieniędzy – odnosi taki skutek, to przecież dokładnie odwrotny niż miała.
Za karę w tej sytuacji należałoby ministrów zmusić do zatrzymania tych pieniędzy, co pozbawiłoby ich przyjemności, o której – w odróżnieniu od nagród – nikt nie mówił, że im się należała.
Trudno bowiem o większą nieprzyjemność niż taka nagroda, w sumie już bez różnicy: oddana czy nie. Branie nagród, które mają być w założeniu docenieniem i wyróżnieniem, teraz kompromituje.
A przecież już to, że decyzja o obniżeniu posłom i ministrom wynagrodzeń zapadła jednoosobowo, sama pokazuje, że nie ma im za co płacić. Skoro wszystko postanawia za nich prezes, to w zasadzie on jeden powinien otrzymywać tam pensję. Nikt poza nim do niczego się tam nie przydaje.
Następną decyzją po obcięciu sobie przez posłów pensji – jeśli prezes podejmie za nich i w ich imieniu taką sejmową uchwałę – może być decyzja o obcięciu sobie przez nich języka albo ręki. Ta będzie mniej bolesna, bo w Sejmie i rządzie takie rzeczy się do niczego nie przydają, a pensja jednak tak. Minister Zalewska zrobi to z jeszcze większą przyjemnością.
Słowem tygodnia został „chciwiec”: użyła go większość tytułów prasowych na rynku. Przyznam się z radością, że nie znałem tego wyrazu, kończyłem szkołę na długo przed nastaniem minister Zalewskiej, kiedy jeszcze inne rzeczy sprawiały tam przyjemność. Wtedy było tylko określenie „chciwy” na pewną przypadłość ludzką, ale to już mało – teraz okazuje się, że to niemal zawód.
We Wprost Jan Maria Rokita pisze o systemowym przekształcaniu polityków w „chciwców”: „do polityki ciągną coraz większe zastępy nieudaczników, krętaczy, mitomanów i kombinatorów, dla których to wymarzone miejsce do samorealizacji, a przy tym okazja do zyskania pieniędzy”.
Rokita słusznie zwraca uwagę, że gdyby „chciwcy” byli chciwi tylko na pieniądze, to jeszcze byłoby pół biedy i to tylko materialnej. Ale „chciwcy” są nieopamiętani w zagarnianiu wszystkiego wokół siebie również symbolicznie.
Wszystko chcą sobie podporządkować.
Czym innym była próba pokonania nieboszczyków stanu wojennego jeszcze po latach? Też zakończona przez rząd oddaniem pola, jak przedtem nagród. Akurat Jaruzelskiego kazał im oddać nie prezes, a prezydent Duda.
Jak napisano w Rzeczpospolitej: „– nie byli w stanie zdegradować dwóch martwych generałów. Łupnia dali im zza grobu Jaruzelski z Kiszczakiem”.
W tygodniku Sieci zorientowano się, że „po wecie prezydenta do ustawy degradacyjnej sprawa niemal na pewno jest więc martwa” – długo zajęło im ustalanie, że materia ustawy jest nieżywa.
Duda poprosił Jaruzelskiego o rozejm i zawieszenie broni. Całym tym wywołaniem wojny z nieboszczykami obecne wojsko spowodowało tylko ich zmartwychwstanie i reaktywację. To też pewna sztuka wojenna: wskrzesić kogoś tylko po to, żeby z jego ręki jeszcze raz polec.
Przynajmniej wiemy już na pewno, że nasze dowództwo polegnie nawet w poprzedniej wojnie z rąk dowódców dawno nieżyjących.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że wszystko polega u nas na wywoływaniu duchów.
Nasz Wielki Redaktor z Paryża Jerzy Giedroyc mówił kiedyś, że Polską rządzą dwie trumny: Piłsudskiego i Dmowskiego. Tak wiele znów się nie zmieniło, bo teraz Polską rządzą znowu dwie trumny: Lecha Kaczyńskiego i Wojciecha Jaruzelskiego. Nic, co żywe, nie jest tak żywe, jak oni.
Ustawa o obdarciu zwłok Jaruzelskiego z jego generalskich epoletów prawie zapewniła już SLD miejsce w przyszłym Sejmie – co całkowicie zmieniłoby układ sił w parlamencie – gdyby w ostatniej chwili Duda jej nie zawetował.
Okazało się, że nic poza nieboszczykiem nie jest w stanie wskrzesić SLD i wywrócić porządku politycznego.
Naturalnie jeszcze nie wiadomo, czy takie zombie powstało już z grobu na stałe. Ale bardzo prawdopodobne, bo zawzięci PiS-owcy nie pogodzili się z ułaskawieniem trupa przez prezydenta i domagają się, aby jednak koniecznie okraść jego zwłoki.
Tak się złożyło, że zawzięta walka z jednym nieboszczykiem zbiegła się akurat z beatyfikowaniem innego: obchodami rocznicy śmierci Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku. On po śmierci ma być wywyższony. W zasadzie zastąpił już oficerów zamordowanych w Katyniu.
Głosy wzywające do opamiętania i wykazujące, że wypadek lotniczy nie jest ani bohaterstwem, ani martyrologią, są kwitowane w prawicowych mediach zawsze jednakowo: „kampania nienawiści nie ustaje nawet po śmierci”. Może by wydrukowali tę obserwację przy Jaruzelskim, choćby przez pomyłkę.
„Chciwcy”, którzy opanowali naszą politykę, chcą zagarnąć nawet cmentarze. Starożytni Grecy chowali zmarłych, dając im na drogę jednego obola: każdemu – niezależnie od jego rangi i statusu – tyle samo. U nas przekładają teraz tylko te obole z jednego grobu do drugiego. łóżku – stwierdziła zaniepokojona mama maleństwa.
– Jest wolnym człowiekiem i, jak sam mi kiedyś powiedział, nigdy nie miał kłopotu z odpukaniem przy konfesjonale, bo obiady zjada z własnego talerza.
Odbył się chrzest ich pociechy, bo znaleźli „dobrych i odpowiednich” rodziców chrzestnych. I tylko pozostał im niesmak i trochę żal, że Kościół surowo potraktował tylko ich, bo kiedyś popełnili błąd, a teraz się pokochali, choć tego im nie wolno było zrobić.
Ostatnio zobaczyli światełko w tunelu, gdy Papież zaaprobował w oficjalnym liście „Amoris Laetitia” inicjatywę części biskupów wnioskujących o dopuszczenie do sakramentów takich „gorszych” wierzących jak oni.
Po pierwszej radości znowu kubeł zimnej wody, bo ksiądz powiedział im, że: – Tylko nielicznym i pod sztywnymi warunkami ta furtka będzie otwarta, a oni z pewnością przez nią się nie wślizgną do sakramentalnego edenu!
– Czyżby Papież się pomylił? A może on wcale nie wszystko może? – pomyślał ze smutkiem ojciec małej iskierki. (kryspinkrystek@onet.eu)