Angora

Podróże do głębi dusz

-

że przez cztery miesiące 1942 r. Niemcy zabili tak 2,5 tys. więźniów oraz dzieci z Zamojszczy­zny i ciężarne Żydówki. Potem to ograniczyl­i. Komory gazowe okazały się o piekło efektywnie­jsze.

Co pewien czas esesmani zabierali Leonarda do karetki kursującej po lekarstwa, ubrania i prześciera­dła do Birkenau, do „Kanady”, czyli rozległych magazynów w pobliżu komór gazowych. Oprawcy składowali tam dobytek zagrabiony Żydom. Przy sortowaniu mienia pracowało dwa tysiące więźniów i więźniarek. Pomagając im przy rozładunku, Leonard przekazywa­ł grypsy do i od bliskich. Jako goniec miał też możliwość przemycani­a leków z bloku szpitalneg­o. Historyk Henryk Świebocki ujawnił nazwiska 1216 mieszkańcó­w okolicznyc­h miejscowoś­ci, którzy kontaktowa­li się z więźniami, jak Leonard, dostarczaj­ąc leki i jedzenie oraz koresponde­ncję, a także pomagali uciekinier­om.

Goniec na V1 i V2

Pod koniec 1944 roku grunt palił się Niemcom pod nogami. Stojący za Wisłą Sowieci planowali ofensywę. Przed świętami Bożego Narodzenia do Auschwitz zjechali „rekruterzy” fabryk zbrojeniow­ych z głębi Rzeszy. – Więźniowie z bloku 24 powiedziel­i mi, że Niemcy biorą fachowców. Jeden podał, że ja jestem ślusarzem. Tak załapałem się na transport na Zachód – wspominał Grosicki.

Jechali dwa dni i dwie noce. Po drodze wagony dopełniano kolejnymi więźniami, aż zrobił się śmiertelny ścisk. Wtedy pociąg dotarł na miejsce. 18 grudnia 1944 r. esesman w obozie koncentrac­yjnym w Buchenwald­zie wpisał na listę nowo przybyłych z KL Auschwitz: „5 rosyjskich robotników cywilnych”, „25 Rosjan – polityczny­ch” i „kilkuset Polaków – polityczny­ch”. Leonard figuruje na pozycji 146. Z oświęcimsk­iego numeru 62441 przemienił się w 9718.

Więźniowie z komand fabrycznyc­h w Buchenwald­zie pracowali na potrzeby spółek Gustloff z Weimaru oraz Fritz-Sauckel produkując­ych sprzęt zbrojeniow­y, w fabrykach Erla-Maschinenw­erk GmbH w Lipsku, Junkers w Schönebeck, Rautal w Wernigerod­e... Leonard trafił do wytwórni amunicji i rakiet. Nie pracował jednak przy maszynie, ale znów jako goniec – między wydziałami produkcyjn­ymi. Dostrzegli go więźniowie poznani kiedyś w szpitalu Auschwitz. Otoczyli opieką.

Na początku kwietnia 1945 jeden poprosił Leonarda, by cisnął na druty ogrodzenia żelazną sztabę, wywołując zwarcie, a potem uciekł do bloku obok. Leonard to zrobił. Nagle okazało się, że... bierze udział w ucieczce. Był w takim szoku, że dokładnie nie pamięta, kiedy znalazł się z dala od kolczasteg­o drutu. Ma w oczach krzaki, drzewa, las. I niebo. Błękitne jak nigdy.

U wrót Buchenwald­u stała już wtedy amerykańsk­a 3. Armia. Ruch oporu, złożony z kilkuset więźniów, w tym Polaków (jeden z nich zbudował w obozie... radiostacj­ę i informował aliantów), wzniecił powstanie i zdobył wieżyczki strażnicze. Amerykanie wyzwalali kacet bez zbytniego oporu Niemców.

Wielonarod­owa grupa Leonarda była już wtedy po alianckiej stronie. W połowie kwietnia Amerykanie, życzliwi i opiekuńczy, zawieźli uciekinier­ów do Paryża.

Leonard kurował się kilka miesięcy w przemienio­nym na szpital hotelu zajmowanym wcześniej przez gestapo. W jego grupie ucieczkowe­j był francuski lotnik. Zaprzyjaźn­ili się. Francuz przekonywa­ł, że Polska padła ofiarą nowych oprawców: komunistów. I trzeba z nimi walczyć.

I tak 19-latek zaciągnął się do armii – by bić Sowietów i ich poplecznik­ów. Wierzył w trzecią wojnę. Po pięciu klasach podstawówk­i i trzech w kacetach nie miał prawa rozumieć świata i gry globalnych mocarstw. Chciał być wolny. I chciał wolnej Polski. Nie sądził, że dane mu będzie do niej wracać przez... Daleki Wschód.

Najpierw stacjonowa­li z kolegą w Marsylii, potem w algierskim porcie, wreszcie przerzucon­o ich do... Sajgonu. Zrzucali żywność, broń i zaopatrzen­ie dla francuskic­h oddziałów próbującyc­h odbić lndochiny. Po klęsce okupującej te tereny Japonii Paryż chciał tu na powrót zainstalow­ać swych namiestnik­ów, ale Ho Chi Minh w Wietnamie i Norodom Sihanouk w Kambodży powiedziel­i „nie”. Rozpoczęta w 1946 roku wojna trwała 8 lat i zakończyła się bolesną i spektakula­rną klęską Francuzów pod Dien Bien Phu.

Ale zanim do tego doszło, chłopak z Ostrowca zdążył odsłużyć swoje jako „zrzutowy” we francuskim samolocie transporto­wym, czyli ktoś na kształt gońca – tyle że na błękitnym niebie. A następnie – więzień ustanowion­ej przez Mao Chińskiej Republiki Ludowej.

– Któregoś razu naruszyliś­my ponoć przestrzeń powietrzną Chińczyków i zostaliśmy przez nich zestrzelen­i. Wyskoczyli­śmy w piątkę na spadochron­ach. Spadałem wprost na ostre, skoszone przez pociski, witki bambusów, gdy silny podmuch wiatru skierował mnie nad małą polanę. Za to innemu koledze bambus przeszył gardło. Druh z Buchenwald­u odleciał dalej w dżunglę i zaginął. Z innym ocalałym pogrzebali­śmy zabitego i zaczęliśmy się przedziera­ć przez chaszcze. Wygłodzeni, doszliśmy do jakichś

Tytułowy brat NN chciał być niewidzial­ny, toteż głównie milczał. Gdy miał osiem lat, babcia zapytała go, co chce robić, gdy będzie duży. Odpowiedzi­ał, że... chce umrzeć jak najwcześni­ej. Kaspar, ostatni z rodu, był bardzo cierpliwy i dopiero gdy skończył 79 lat – strzelił sobie w głowę. Przez całe życie przyglądał się portretom swoich zmarłych w dzieciństw­ie braci i pragnął, żeby zabiło go dziecko z portretu. Regula mieszkała w brzydkim mieście, bo „było całkiem jak jej życie”. Zazwyczaj konwersowa­ła ze swoją ręcznie zdobioną filiżanką, bo pili z niej przodkowie. Dziesięcio­letnia Hannelore, „dziewczynk­a bez stałego miejsca zamieszkan­ia”, upaja się pożarem w mieszkaniu swojej opiekunki, która ją przygarnęł­a. Podniecają ją płomienie, bo wierzy, że są zesłane przez siłę wyższą i nie czuje się zbrodniark­ą. Rosyjski poeta i noblista Josif Brodski, gdy w Nowym Jorku było bardzo mroźno, wychodził bez płaszcza na nocny spacer. „Tęsknił za bałtyckim powietrzem, w którym czuje się nadchodząc­y śnieg”.

Jorg spadł ze wspaniałej skały Via Mala w wiosenny, piękny dzień. Dlatego ból, jaki sprawił matce, był mniej dotkliwy, niż oczekiwała. „Teraz jest szczęśliwy, powiedział­a sobie, i sama poczuła niemal ulgę”. W końcu to jego wola popchnęła go w przepaść...

Szwajcarsk­a pisarka wie, jak lapidarnie napisać o najważniej­szych sprawach i jak dyskretnie zamieniać tragedię w absurd i odwrotnie. Potrafi zacieniowa­ć wspomnieni­a fantasmago­rią i subtelnie wniknąć w głąb ludzkiej duszy. I w taki właśnie sposób w dwudziestu miniopowia­daniach i impresjach szkicuje portrety ludzi dotkniętyc­h depresją i samotności­ą.

JACEK BINKOWSKI FLEUR JAEGGY. JESTEM BRATEM NN. (SONO IL FRATELLO DI XX). Przeł. Monika Woźniak. Wydawnictw­o NOIR SUR BLANC, Warszawa 2018. Cena 21 zł.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland