O gościnności, szpitalach i kulinariach
Chciałoby się rzec, że gościnność nie powinna sprawiać wielkich kłopotów. Każdy, kto zorganizował choćby najmniejsze przyjęcie, wie, że jest jednak inaczej. Tak też widzi ją angielski – jako zjawisko złożone, które na każdym kroku zastawia na nieostrożnych niebezpieczne pułapki.
Sama jej nazwa jest dla nas trochę myląca. Rzeczownik hospitality rzuca nam bowiem dwie kłody pod nogi. Kojarzy się z hospital, czyli szpitalem, ale też opisuje pewną gałąź biznesu, którą my nazywamy gastronomią i hotelarstwem. Gastronomy, bo taki termin też w angielskim funkcjonuje, język ten rezerwuje do opisywania wyłącznie sztuki gotowania i jedzenia ( The local hospitality industry seems to forget the basics of gastronomy. – Okoliczna branża gastronomiczna chyba zapomina nawet najbardziej podstawowe zasady sztuki kulinarnej.). Przy okazji gościnności warto też wspomnieć o goszczeniu, bo i ono różni się od goszczenia po polsku. To dlatego, że po angielsku gość to guest, a gospodarz – host. Czynność goszczenia kogoś opiszemy jednak pochodzącym od gospodarza czasownikiem to host ( We hosted over sixty people during the family reunion. – Podczas zjazdu rodzinnego ugościliśmy ponad sześćdziesiąt osób.).
Gastronomia, zwłaszcza kuchnia, to istny magazyn pułapek językowych. Często bowiem potrawom nadaje się nazwy zwyczajowe, które niewiele mają wspólnego z produktami, z których powstały. Stąd udko kurze rzadziej nazwiemy chicken leg, a częściej drumstick, czyli pałka perkusyjna. Golonka nazywana bywa albo hock, albo bardziej opisowo – pork knuckle, czyli „świńska pięść”. W Stanach funkcjonuje nawet napój o nazwie root beer, który z piwem ma tylko to wspólne, że jest warzony – nie zawiera natomiast alkoholu, a w smaku jest silnie... korzenny. A skoro o Stanach mowa, to wspomnieć należy też Rocky Mountain oysters, czyli danie, którego nazwa tłumaczy się na polski jako ostrygi Gór Skalistych. I może jest to nazwa geograficznie trafna, ale na pewno nie ujawnia głównego składnika – jąder wołowych.
Nie są to zresztą jedyne przykłady tego, jak mylące bywają nazwy używane w szeroko pojętej sprzedaży. Inne równie zaskakujące przypadki widać chociażby w elektronice. O niej wkrótce. Hock and root beer marcin.wilczek@gmail.com facebook.com/podstepne.slowka