„Wilcze echa” z bieszczadzkiego planu (Supernowości)
Minęło 50 lat od premiery jednego z pierwszych polskich westernów
Minęło pół wieku od premiery filmu.
Kiedy pół wieku temu estoński gwiazdor Bruno O’Ya przyjechał w Bieszczady, czekała go jedna z największych filmowych przygód. U boku Ireny Karel i Marka Perepeczki delektował się wspaniałym krajobrazami i czarował mieszkańców Ustrzyk Dolnych nie tylko urodą, ale i głosem. Były jednak mniej przyjemne chwile, jak wtedy, gdy dostał na planie solidne lanie i gdy jeden z mieszkańców publicznie oskarżył go o... uwodzenie córki.
„W samym centrum Ustrzyk Dolnych, nad Strwiążem, rozlegają się strzały, słychać tętent galopujących koni, biegają uzbrojeni milicjanci w starych drelichowych mundurach... Tłumek ludzi przygląda się z wielkim zainteresowaniem tym dramatycznym wydarzeniom które przykuwają ich uwagę już od kilku dni. Tylko szum kamer i okrzyki przez głośnik – uwaga, powtarzamy scenę – świadczą, iż po prostu jesteśmy świadkami kręcenia filmu” – tak w 1967 r. relacjonował powstawanie filmu „Wilcze echa” Jan Grygiel, dziennikarz podkarpackiego „Widnokręgu”. Zarówno z jego przekazu, jak i współczesnych wspomnień mieszkańców Ustrzyk wynika, że było to ogromne wydarzenie. Reżyserii podjął się Aleksander Ścibor-Rylski. – Ile nas będzie kosztowało trudu stworzenie na tym bezludziu bazy technicznej? I na tej wysokości? – narzekał jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć...
Od krowy do konia
Większość scen kręcono przy ul. Nadbrzeżnej w sąsiedztwie wspomnianej rzeki Strwiąż, słynącej także z tego, że jako jedyna w Polsce wpada do Morza Czarnego. – Specjalnie na potrzeby filmu przerobiono strych jednej z kamienic przy ul. Nadbrzeżnej na bar o nazwie „Rast” – wspomina pani Maria, mieszkanka Ustrzyk Dolnych, która miała okazję bezpośredniego kontaktu z Bruno O’Yą. W jakich okolicznościach spotkała przystojnego aktora? Mało przyjemnych dla niego, bo w szpitalu. Aktor trafił tam po realizacji jednej z karkołomnych scen.
Warto przy tym wspomnieć, że Estończyk, który w filmie tak efektownie prezentował się w siodle, jazdy konnej uczył się dopiero na potrzeby produkcji „Wilcze echa”. Jak opowiadał na łamach swojej książki, jego doświadczenia w dosiadaniu zwierząt były mocno skromne. Tylko raz, i to jako 8-latek, spróbował przejechać się na oklep na krowie i... poszło mu nieźle. Boleśnie przekonał się, że z koniem będzie trudniej: – Wszyscy jeździli tak pięknie, przelatywali jakby na skrzydłach obok mnie, skakali przez przeszkody, a ja cały w nerwach walczyłem z moim koniem. Byłem już gotów zsiąść z tej przeklętej kobyły (...) – relacjonował O’Ya. Aktor miał problem nie tylko z jazdą, ale nawet ze zdjęciem cugli. Tu jednak wykorzystał swój talent dramatyczny: – Drogi Alfonsie, zaklinam cię na honor, pozwól mi zdjąć z siebie te cugle, dziękuję ci z góry – perswadował zwierzęciu, które tym razem dało się przekonać.
Nic dziwnego więc, że niewprawiony jeździec nabawił się kontuzji na planie. Aktor trafił do nieistniejącego już szpitala w Ustrzykach Dolnych z podejrzeniem wstrząśnienia mózgu i urazu