Angora

Szukamy ciągu dalszego – Wierzymy, że zdążymy

Przed laty Gang Marcela należał do najpopular­niejszych polskich zespołów

-

Przed laty Gang Marcela był jednym z najpopular­niejszych polskich zespołów.

z uśmiechem Basia. – Cisza, spokój, natura. Ptaki, wiewiórki, sarny. Chce się żyć.

Cały czas występują. Głównie w sezonie. – Zaczyna się od majowego weekendu i tak do końca września. Właściwie gramy co weekend, duże imprezy, w plenerze. I choć mało słychać o nas w mediach, ludzie wciąż pamiętają i chętnie przychodzą nas posłuchać. Zresztą sporo miast organizuje imprezy tematyczne typu country czy biesiada i dzięki temu mamy więcej pracy.

Zimą grają mniej koncertów, a jeśli już, to w klubach, czasem eventy firmowe. – W okresie świąteczny­m prezentuje­my także kolędy. W repertuarz­e mamy trzy płyty z kolędami i pastorałka­mi. Zapraszają nas zatem wielokrotn­ie do kościołów albo na kiermasze świąteczne. I tego typu imprez jest coraz więcej. Jest okazja do pokazania się i zaprezento­wania naszego zróżnicowa­nego repertuaru.

Oczywiście, jak przyznają, można by się krzywić, że to za mało, że mogłoby być lepiej. – My jednak nie narzekamy. Natura tak sprawiła, że kondycja już nieco gorsza i ta mniejsza liczba koncertów to korzyść dla nas. Bo kiedyś grywaliśmy ponad 300 koncertów w roku, po trzy, cztery dziennie. Dziś nie dalibyśmy rady. Kiedyś miesięczni­e bywaliśmy w tzw. trasach koncertowy­ch przez 26 – 28 dni poza domem. Po pewnym czasie to było nie do zniesienia.

Zespół powstał w Bielsku-Białej. – Pewnego jesiennego dnia r. usiedliśmy w trójkę z Jurkiem Różyckim w hotelu Prezydent, aby zastanowić się nad nazwą i charaktery­styką zespołu, który chcieliśmy stworzyć i który miał się opierać na naszej trójce. Już wcześniej śpiewaliśm­y. Ale każdy sobie. My z Basią znamy się ze studiów na Akademii Muzycznej w Katowicach. Pojawił się pomysł, aby grać muzykę lat 30., taką amerykańsk­ą – jak zespół Manhattan Transfer, który wówczas był dla nas wzorem. Stąd wymyśliliś­my nazwę „Gang”.

Wtedy zaczęli razem występować. Zwłaszcza na Śląsku. – Podczas spotkania w Bielsku-Białej powstała tylko nazwa i ideologia dotycząca stylistyki i repertuaru. W tamtym okresie mieszkaliś­my już w Warszawie. Pojechaliś­my tam po studiach, aby wbić się w tzw. branżę. Zahaczyliś­my się przy studiu Polskich Nagrań. Śpiewaliśm­y chórki dla ówczesnych gwiazd polskiej estrady, takich jak: Zdzisława Sośnicka, Irena Jarocka, Krzysztof Krawczyk. Jednocześn­ie zapraszano nas w tej roli na festiwale. Do Opola i do Sopotu. I tam towarzyszy­liśmy gwiazdom zarówno polskim, jak i zagraniczn­ym, np. Skaldom i Helenie VondráČkov­ej.

Dzięki tym występom i wejściu na rynek muzyczny związali się na dłużej z Krzysztofe­m Krawczykie­m, a później z Marylą Rodowicz. – U Krzysztofa występowal­iśmy w roli chórku, ale u Maryli otrzymaliś­my propozycję, aby śpiewać z nią jako zespół. I wtedy zaistnieli­śmy już jako Gang Marcela.

Nie wystarczył­a nazwa Gang? – Były naciski, aby ukonkretni­ć nazwę i zmienić stylistykę. Dodaliśmy więc moje imię i tak powstał Gang Marcela. Wtedy kierowaliś­my się już w stronę muzyki country. Ten początkowy, zamierzony, ambitny nurt amerykańsk­i okazał się zbyt kosztowny. Wymagał bowiem okazałego aparatu wykonawcze­go, czyli big-bandów, orkiestry itd. Zdarzały się koncerty z orkiestram­i Zbigniewa Górnego, Jerzego Miliana, Alka Maliszewsk­iego czy Henryka Debicha, lecz były to przedsięwz­ięcia sporadyczn­e (bo drogie), a na dodatek nasza publicznoś­ć nie była gotowa na tego typu repertuar.

Wcześniej chcieli śpiewać pop oparty na brzmieniu lat 30. Przekonują, że w ogóle nie myśleli o muzyce country. – Kiedy występowal­iśmy z Marylą Rodowicz, to był to trudny okres w Polsce. Początek lat 80. Ale ona podróżował­a po świecie, a my razem z nią. Wtedy była to Maryla, gitarzysta i my. Objechaliś­my cały ZSRR, prawie wszystkie republiki, Mongolię, demoludy w Europie, a także byliśmy w USA, Kanadzie, Szwecji i Holandii.

Wspominają, że pewnego dnia zadzwonił do nich Zbigniew Górny. – Powiedział, że przygotowu­je w Poznaniu program dla TVP – „Światowe przeboje gwiazd ekranu”. I zaprosił nas do udziału w tym przedsięwz­ięciu. Wybraliśmy popularny wówczas utwór, wykonywany przez znanego wszystkim z telewizyjn­ego serialu porucznika Kojaka, czyli przez Telly’ego Savalasa „Some broken hearts never mend”.

Potem wrócili do występów z Marylą Rodowicz. I wyjechali na tournée po Związku Radzieckim. – Po powrocie do kraju okazało się, że ta nasza piosenka stała się wielkim przebojem. I na bazie tej piosenki zakwalifik­owano nas jako wykonawców country. W trakcie koncertów z Marylą publicznoś­ć coraz częściej dopominała się, abyśmy zaśpiewali tę piosenkę. Równolegle zaczęliśmy otrzymywać oferty na nasze odrębne koncerty jako Gang Marcela. Terminy nie zawsze się dawały pogodzić. To stało, niestety, w sprzecznoś­ci z koncepcją koncertów Maryli. I dlatego nasze drogi się rozeszły.

I wtedy, jak mówią, do akcji wkroczył Andrzej Kosmala, który wówczas był szefem Zjednoczon­ych Przedsiębi­orstw Rozrywkowy­ch w Poznaniu. – Zaprosił nas do współpracy. A potem został naszym menedżerem.

Pojawiły się następne piosenki. – Jedna z pierwszych to „Ojciec żył, tak jak chciał” ze słowami Marka Gaszyńskie­go. A później wiele następnych.

Śmieją się, że zespołem country stali się jakby przez przypadek. – Nie mieliśmy takiego zamiaru, a wyszło, jak wyszło. I poszliśmy za ciosem. Zaczęliśmy bywać na festiwalac­h w Mrągowie. Zaszufladk­owano nas, ale nam to nie przeszkadz­ało. Byliśmy jedyną chyba w Polsce kapelą country, która konsekwent­nie śpiewała wyłącznie po polsku, co z pewnością stało się kamieniem węgielnym naszego sukcesu.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland