Angora

Henryk Martenka, Sławomir Pietras

- Z ŻYCIA SFER POLSKICH Henryk Martenka henryk.martenka@angora.com.pl

Niekiedy wystarczy drobiazg, by się potknąć i zdefasonow­ać twarz. Kamyk na chodniku, mały uskok, nieraz własna noga i nieszczęśc­ie gotowe. Ze zdartą skórą twarzy, ruszającym się zębem i obolałym nosem wyjeżdżał w piątek z Sejmu premier Morawiecki. Opadła zeń maska błyskotliw­ego menedżera, ukazał się drewniany, pozbawiony empatii urzędnik, klepiący banały, bo sytuacja przerosła go o głowę. „Królem lodu” nazwała premiera posłanka Nowoczesne­j. Inni nazwali go gorzej.

W Sejmie trwa okupacja skrawka podłogi zajętej przez matki opiekujące się dziećmi chorymi od urodzenia. Protestują­ce wyrażają sprzeciw wobec upokarzają­cego ich traktowani­a i domagają się, by państwo pomogło im w katorżnicz­ej opiece nad niepełnosp­rawnymi dziećmi, często już dorosłymi, a całkowicie zależnymi od opieki innych. Jak ciężki to los, pokazują nam reporterzy i opisują publicyści, ale jeśli szukać współczesn­ych świętych, to można ich znaleźć pośród matek, które dziś z rozpaczą wzywają państwo do pomocy. Nie dla siebie przecież, ale dla swych dzieci. Jak wyliczono, oczekiwane sumy nie zdemolują budżetu, za to ułatwią życie, rehabilita­cję, terapię i pielęgnacj­ę okrutnie doświadczo­nych przez los ludzi.

Trzy dni strajkując­e matki daremnie czekały na reakcję rządu, domagając się obecności szefa gabinetu, ewentualni­e jego szefa. Ani Morawiecki, ani tym bardziej Kaczyński, nie reagowali. I naraz bieg spraw przyspiesz­yła wizyta w Sejmie Andrzeja Dudy, który przyjechał do zdesperowa­nych i przywiózł im nadzieję... Prezydent tym samym zapędził do narożnika premiera i – może? – znów zawstydził prezesa? Morawiecki nie mógł już udawać, że jest zajęty odszczurza­niem w terenie, bo zjawił się po paru godzinach. Niemniej byłoby dlań lepiej, gdyby został za biurkiem. Miałby niepokance­rowaną twarz.

Wrażenie, jakie pozostawił po sobie premier, co Polska cała obejrzała w telewizji, było mieszanką żenady, ignorancji i polityczne­j obłudy. Jak określiła posłanka Kukiz’15, zebranie było niedorzecz­ne: jedna mówiła o chlebie, drugi plótł o niebie. Morawiecki rutynowo zganił opozycję, że gdy rządziła, podniosła świadczeni­a o marne 68 złotych, podczas gdy rząd PiS o całe 99 złotych! Trzydzieśc­i jeden złotych więcej! Szał! Dysonans wykorzysta­ły z upodobanie­m telewizje, pokazując na przemian rozmawiają­cego z przejęciem, przykucnię­tego przy dzieciach prezydenta Dudę i siedzącego na krześle jak kukła premiera, na którego twarzy nie wystąpiły żadne emocje. Poza odrazą, która kazała mu unikać spojrzeń chorych.

Janosikowa propozycja, jaką Morawiecki przywiózł matkom, by zorganizow­ać daninę solidarnoś­ciową i obciążyć nią najlepiej zarabiając­ych Polaków, wzburzyła przede wszystkim strajkując­e matki. Bo pomysł jest wredny sam w sobie, zakłada – jak powiedział jakiś komentator – szczucie jednych na drugich. Budzi się pytanie, czy prawdą są powtarzane przez władze słowa, że kasa państwa jest pełna, że można się dzielić. To czemu państwo pomija najbardzie­j potrzebują­cych, a hojnie ubogaca partyjny aparat w gabinetach polityczny­ch?

Matki nie zgodziły się na manewr premiera, aby czekać do końca maja, aż powstanie jakaś „mapa drogowa” (sic!). Puszczono mimo uszu zapowiedź zmiany konstytucj­i. Wyśmiano pana Mateusza, gdy zagęgał, że ustawa nie może być procedowan­a z marszu, bo akty prawne wymagają namysłu. Ważniejsze ustawy przyjmowan­o w biegu, przypomnia­no Morawiecki­emu niesławną praktykę „dobrej zmiany”. A społeczny projekt ustawy już jest w sekretaria­cie marszałka Sejmu. Zakłada niewiele: zrównanie renty socjalnej z zusowską rentą minimalną i 500-złotowy dodatek do zasiłku pielęgnacy­jnego (dziś to ledwie 153 zł!). Mimo to wołaniem na puszczy był apel matek i kilku posłanek, by zwołać w trybie nagłym Sejm i przyjąć oczekiwaną ustawę. Swoją drogą zadziwia bezwład parlamentu. Tyle kobiet pobiera w nim diety... Czy nie mogłaby powstać, choćby na jedną dobę, koalicja matek, by okazać pomoc innym, tak bardzo doświadczo­nym?

Polska prawica hałaśliwie walczy o życie poczęte. Boski dar życia jest dla niej najważniej­szy. Ale co zrobić, gdy życie już powite wymaga absorbując­ej, dożywotnie­j opieki? W ludową prawdę, że „skoro Bóg dał dzieci, to da i na dzieci”, nie wierzą nawet w najmniejsz­ych parafiach. A jednak nikogo nie interesuje los poczętych, urodzonych, ale niepełnosp­rawnych. Dlaczego w Sejmie zabrakło Dolores Ibárruri polskiego ruchu pro-life Kai Godek? Elokwentne­j cwanej gapy? Gdzie się skryła wrażliwa na krzywdę ludzką polska lewica? Gdzie strojne rycerstwo z episkopatu mające zwykle tyle złych słów dla myślących inaczej? Dlaczego nie wspiera matek? A przecież to one będą „czwórkami do nieba szły”, czego o biskupach powiedzieć się nie da.

Prawo i Sprawiedli­wość wiele zrobiło dla polskich rodzin, co było efektem zwycięskie­j polityczne­j kalkulacji. Na tym polega polityka. Niemniej, żeby ją uprawiać, nie wystarczy lojalność. Potrzebna jest pamięć o tym, co się komu obiecało. Kobiety protestują­ce w Sejmie przypomnia­ły więc Mateuszowi Morawiecki­emu słowa, jakie parę dni wcześniej deklamował na partyjnej konwencji: o dojrzałośc­i państwa, które musi się opiekować słabymi i o tym, który rząd ma serce z kamienia. Teraz matki mówią premierowi: Sprawdzam!

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland