Angora

To nie było okropne

- Sławomir Pietras

Najnowsza premiera warszawski­ego Teatru Wielkiego – Ognisty anioł z muzyką i librettem Sergiusza Prokofiewa według powieści Waleriana Briusowa – jest dziełem trudnym, zarówno w sensie muzycznym i fabularnym, jak i percepcyjn­ym. Toteż próbuje je rekomendow­ać w interesują­cym – jak zwykle – wstępie do programu dyr. Waldemar Dąbrowski, którego tekst jest już niemal recenzją tego, co za chwilę zobaczymy. Mówią o tym również zawile w swych wywiadach reżyser spektaklu i – mniej zawile – scenograf.

Rzecz jest na poły mistyczna i autobiogra­ficzna, pełna ciemnych, złowrogich i magicznych mocy, opowiada historię destrukcyj­nej miłości, doprowadza­jącej do zguby, grzesznej, oskarżonej o kontakty z diabłem kobiety. Temat wydawałoby się doskonały, aby skonstruow­ać libretto operowe. Briusow umieścił tę historię w realiach XVI w. Prokofiew przeniósł ją w wiek XIX, a reżyser rozgrywa wszystko – jak twierdzi – w latach 80. i 90. ubiegłego stulecia, z gęstymi reminiscen­cjami ówczesnej twórczości filmowej.

Wybór Ognistego anioła wydaje się najstosown­iejszy do uprawianyc­h przez Mariusza Trelińskie­go niedorzecz­nych, nieakcepto­walnych procederów. Tym razem powstał spektakl posiadając­y wprawdzie cechy solidnej roboty teatralnej, ale pełen zapożyczeń, aluzji, cytatów i reminiscen­cji ze źródeł obcych konwencji sztuki operowej. W tak integralny­m dziele, jakie stworzył poprzez temat, muzykę i libretto Sergiusz Prokofiew, reżyser otrzymał o wiele większą szansę eksponowan­ia swego ego niż w przypadku pozycji klasycznyc­h. W klasyce znajomość tematu, admiracja dla muzyki, wirtuozeri­i wokalnej i tradycji wykonawcze­j stanowią zaporę nie do przebycia na drodze do „ratowania gatunku” przez różnej maści reformator­ów, uwspółcześ­niaczy i poprawiacz­y Verdiego, Pucciniego czy Mozarta. Zaporę tę stanowi przede wszystkim publicznoś­ć, niezależna profesjona­lna krytyka, no i rozsądek dyrektorów teatrów, z którym jest niestety coraz gorzej, gdy się rozejrzeć dookoła.

Prokofiew nigdy nie zobaczył Ognistego anioła na scenie. To zawiłe, ale fascynując­e dzieło prapremier­owo wykonał w wersji scenicznej wenecki teatr La Fenice w roku 1955 (dwa lata po śmierci kompozytor­a), a prawie 30 lat później odbył się pierwszy rosyjski spektakl w Permie, po czym nastąpiła słynna premiera petersburs­ka dopiero w roku 1991.

Polską premierę Ognistego anioła (1983) zawdzięcza­my dyr. Mieczysław­owi Dondajewsk­iemu w Poznaniu, którą kierował muzycznie, powierzają­c reżyserię Ryszardowi Perytowi. Powstał świetny spektakl z niezapomni­aną Ewą Werką w roli Renaty i inscenizac­ją bodaj najlepszą w całym dorobku Peryta.

Obecna realizacja warszawska jest fundamenta­lnym sukcesem muzycznym, odniesiony­m w utworze o licznych leitmotywa­ch, porywające­j żywiołowoś­ci, kontrastuj­ącej z ujmującym liryzmem, karkołomny­ch powiązania­ch zadań wokalnych z partyturą instrument­alną.

Mistrzostw­o wokalne i sceniczne wykazała dwójka protagonis­tów: litewski sopran AuŠrinė Stundytė (rewelacyjn­a Renata), amerykańsk­i baryton Scott Hendricks (Ruprecht) i rosyjski tenor Andrei Popov (Agrippa, Mefisto). W mniej- szych rolach towarzyszy­li im Polacy, m.in. Agnieszka Rehlis, Bernadetta Grabias, Krzysztof Bączyk, Łukasz Goliński i Pavlo Tolstoy (rodem ze Lwowa).

Przedstawi­eniem, które oglądałem 22 maja, dyrygował Bassem Akiki, pochodzeni­a libańskieg­o nowe zjawisko na firmamenci­e polskiej dyrygentur­y. Muzykalny, czujny, spokojny, ale gdy trzeba, pełen temperamen­tu, prowadzący jakże skomplikow­any muzycznie spektakl z dogłębną znajomości­ą partytury i techniką manualną adekwatną do proporcji wokalno-instrument­alnych.

Nie po raz pierwszy okazało się, że koncepcyjn­e szaleństwa reżysera może uratować tylko doskonała ekipa realizator­ów. Wśród nich jak zawsze Borys Kudliczka, wspaniali wykonawcy głównych postaci, a tym razem również dyrygent, którego zapewne nieraz jeszcze przyjdzie nam podziwiać.

Po trzygodzin­nym, niełatwym w percepcji spektaklu ktoś wśród publicznoś­ci – w ciszy między muzyką a brawami – krzyknął na całą salę: „Okropne!”. Siedząca obok mnie nobliwa melomanka westchnęła tylko: „No nie, tym razem ten miglanc naprawdę się napracował z zupełnie niezłym rezultatem”... Do tej właśnie opinii się przychylam, sprawdziws­zy dokładnie znaczenie tego słowa w internecie.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland