Nie było katastrofy
Dr Przemysław Kwiecień, główny ekonomista domu maklerskiego X-Trade Brokers:
wielkie sieci kosztem małych sklepów. Teraz słyszę, że wiceminister Stanisław Szwed z Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej zapewnia, iż rząd będzie uszczelniał ustawę, tak aby nie można było jej obchodzić na przykład poprzez otwieranie punktów pocztowych w sklepach Żabka. Szkoda tylko, że pan minister i związek „Solidarność” zapomnieli, że Żabka umowę na punkty pocztowe zawarła w 2012 roku, kiedy pan Bujara zapewne nie miał nawet żadnego pomysłu, jak ta ustawa będzie wyglądać, a PiS pozostawał w opozycji.
– Z dość szczątkowych danych dotyczących marca i kwietnia nie wyciągałbym zbyt daleko idących wniosków. W marcu mieliśmy Wielkanoc, a więc wzmożony okres zakupów i nic dziwnego, że w kwietniu, w którym aż cztery niedziele były wolne od handlu, zanotowano spadek większy, niż prognozowaliśmy. Dlatego gdy uwzględnimy te wszystkie uwarunkowania, zsumujemy wszystkie branże, to moim zdaniem realny spadek w skali całego handlu wyniósł najwyżej 1 proc. z jakimś niewielkim ułamkiem. Być może będą jakieś niewielkie zwolnienia, ale pamiętajmy, że dziś w Polsce brakuje rąk do pracy, więc ci ludzie z pewnością szybko znajdą nowe zatrudnienie.
W ostatnich latach przy wprowadzaniu nowych regulacji wiele razy mówiło się, że niektóre z nich mogą spowolnić naszą gospodarkę, ale nic takiego się nie stało. I zapewne zakaz handlu w niedziele też tego nie sprawi.
Nie mamy jeszcze twardych szczegółowych danych. Wiadomo tylko, że od początku roku do 20 maja ponad 120 badanych centrów handlowych odwiedziło ponad 3,1 mln osób mniej niż w ciągu 20 tygodni 2017 roku. To niezbyt dużo, jeżeli weźmiemy pod uwagę, że jeden poznański Stary Browar miesięcznie odwiedza około 1 mln osób, a progi łódzkiej Manufaktury w ubiegłym roku przekroczyło ponad 20 mln ludzi.
Na razie za wcześnie na generalne wnioski. Tym właśnie różnimy się od pana Alfreda Bujary (działacz „Solidarności”, który w Sejmie przedstawiał społeczny projekt ustawy o ograniczeniu handlu w niedziele – przyp. autora), który twierdzi, że od pewnego czasu dysponuje już takimi danymi i nie zawaha się ich użyć (śmiech).
Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej zapowiada nowelizację ustawy. Ale powinno to zrobić we współpracy z handlowcami oraz związkowcami. Trzeba razem usiąść do stołu i usunąć z ustawy te przepisy, które są szkodliwe i niespójne.
– Już po dwóch miesiącach widać, że ograniczenia niedzielnego handlu najbardziej dotknęły te placówki, do których w centrach handlowych chodzi się „przy okazji”. Mam na myśli sklepy z pamiątkami, bibelotami czy tzw. wyspy, w których swoją ofertę prezentują niewielkie, często niszowe firmy z akcesoriami do okularów, rękodziełem, tanią biżuterią czy niemarkowymi zegarkami. Problemy mogą też mieć niewielkie punkty gastronomiczne. Jednak w skali całej gospodarki trudno mówić o spadku popytu.
Uchwalając tę ustawę, władza nie kierowała się argumentami ekonomicznymi. Dlatego trudno się spodziewać, żeby przy ewentualnej nowelizacji czy nawet wycofaniu tej ustawy kierowano się wskaźnikami ekonomicznymi. A ponieważ nie nastąpiła żadna katastrofa, to zwolennicy zakazu niedzielnego handlu zyskali dodatkowy argument. ciężko pracować? Czy na tym polega sprawiedliwość społeczna według „Solidarności”?
Od początku było wiadomo, że ustawa jest źle przygotowana i zawiera mnóstwo luk. Wydaje się, że jej głównym celem było dowartościowanie małych sklepów kosztem dużych. Już sam pomysł był bezsensowny, gdyż w dużych sieciowych sklepach pracownicy zarabiają więcej (średnio o 50 proc.) niż w tych niewielkich. Towary są tam tańsze, a ludzie lepiej traktowani. Nie wiem, dlaczego związek zawodowy „Solidarność” udzielił tak mocnego wsparcia segmentowi handlu, gdzie warunki pracy są najgorsze, co potwierdzają wszystkie oficjalne i nieoficjalne dane. Rozumiem, że w założeniu chodziło o pomoc polskiemu drobnemu kapitałowi. Jednak dla mnie jako związkowca o wiele ważniejsze od pochodzenia kapitału jest to, żeby pracodawca dobrze traktował pracowników, godnie płacił, respektował przepisy BHP, żeby ludzie pracowali krócej za większe pieniądze. Tymczasem ta ustawa przyczyniła się do powstania wielu patologii. W małych sklepach jest jeszcze gorzej, niż było. W wielkich także pogorszyły się warunki, gdyż w piątki oraz soboty zaczęto znacznie wydłużać czas pracy i nawet jeżeli pracownik ma wolną niedzielę, to w tak krótkim czasie nie jest w stanie się zregenerować.
Zawsze powtarzałem, że zamiast wprowadzać złe, niespójne przepisy, trzeba było przeforsować podniesienie płac za pracę w każdą niedzielę 2,5 razy. A ten bubel prawny, którym władza chce „ulżyć” pracownikom, należy szybko wyrzucić do kosza.