Śmierć i zmartwychwstanie...
Uczestnikom konferencji prasowej pozostało już tylko wyjaśnić, że dziennikarz od miesiąca brał udział w grze operacyjnej SBU, która przejęła informacje o planowanym zamachu na jego życie. Jej finałem była właśnie pomoc w upozorowaniu własnej śmierci... przy użyciu świńskiej krwi i pomocy profesjonalnego charakteryzatora. Zdaniem organizatorów tego przedstawienia gra była warta świeczki. – Służby specjalne Rosji zwerbowały obywatela Ukrainy H., który miał znaleźć wykonawców. H. zaproponował znajomemu, byłemu uczestnikowi operacji antyterrorystycznej, zabicie Babczenki za 30 tysięcy dolarów. Jako zaliczkę wręczono mu 15 tysięcy – opowiadał szef SBU.
Jak twierdzi Hrycak, po wykonaniu zlecenia pośrednik, który miał zatrzymać dla siebie 10 tys. dolarów za znalezienie wykonawcy, zamierzał wyjechać do Rosji. Zatrzymano go jeszcze w Kijowie. Okazał się nim niejaki Borys Herman. Już w sądzie przyznał się, że z taką propozycją zwrócił się do niego jego stary znajomy z Moskwy – Wiaczesław Piwowarnik. Ów znajomy za pieniądze „z funduszu Putina” organizuje akty terrorystyczne i zamieszki na Ukrainie w celu zdestabilizowania sytuacji w kraju.
Tylko że Herman zapewnił, że jako prawdziwy patriota od razu poszedł z tą informacją do Służby Kontrwywia- du Wewnętrznego Ukrainy. Do SBU nie zwrócił się dlatego, że jego zdaniem „jest tam za dużo wrogich agentów”. Nieco zdziwiony prokurator musiał mu wyjaśnić, że kontrwywiad jest strukturą wchodzącą w skład SBU... Niezrażony tym podejrzany dowodził, że od początku wiedział, iż zamach ma być upozorowany. Świadczyć o tym miał też wybór „killera” – byłego uczestnika działań zbrojnych w Donbasie Ołeksija Cymbaluka. – Gdy był wybierany do tej roli, wszyscy dobrze wiedzieli, że od razu pobiegnie do SBU i zacznie o tym opowiadać. Dlatego że na froncie ich tego nauczyli. Stąd wiedzieliśmy dokładnie, że to będzie inscenizacja – wyjaśniał w sądzie.
To zapewne nie koniec sensacji. Tyle że teraz dziennikarze, choć bezgranicznie szczęśliwi, że ich kolegi nie zabito, będą podchodzić do sensacji z większym dystansem. Bez ogródek powiedział o tym Cristoph Deloire, przewodniczący organizacji „Reporterzy bez Granic”. Upozorowanie śmierci dziennikarza i jego udział w spektaklu nazwał „igraniem z prawdą”, manipulacją i nowym krokiem służb specjalnych w wojnie informacyjnej.
W podobnym tonie brzmiały komentarze Międzynarodowego Komitetu Obrony Praw Dziennikarzy zajmujące- go się dochodzeniami dziennikarskimi stowarzyszenia OCCRP, przedstawicieli OBWE oraz te opublikowane na łamach wielu mediów, które podały wiadomość o zabójstwie rosyjskiego kolegi, m.in. „The Guardian”, CNN i BBC.
Na ten ostatni komentarz „zmartwychwstały dziennikarz” zareagował dość emocjonalnie: „Upozorowanie zabójstwa Babczenki przyniosło więcej szkody niż korzyści” – „Droga brytyjska praso, a idź ty proszę w ... co? Chcecie korzyści, to dajcie mi brytyjski paszport i ochronę. To wtedy będziecie mnie uczyć, jak ratować swoją rodzinę. Mądrale ... (cholerni), ... (kurde)”.
W bardziej wyważony sposób podeszła do problemu „Nowaja Gazieta”, w której pracował Babczenko, starając się nie potępiać ani nie bronić kolegi. – Wielu pisze, że 30 maja Arkasza umarł jako dziennikarz – złamał etykę zawodową, podejmując się bezprecedensowej w historii kolaboracji z tajnymi służbami. Wydaje mi się, że problem polega jeszcze na czymś innym. Umarliśmy jako dziennikarze my, a Arkasza po prostu zapoczątkował nową i dość paskudną erę w naszym zawodzie, gdzie nawet potwierdzona śmierć człowieka będzie kwestionowana i stanie się częścią spektaklu ledwie różniącego się od rzeczywistości – napisał Paweł Kanygin. Artykuł nosi jednak znamienny tytuł „Pożegnanie z dziennikarzem Babczenką”. (CEZ)