Śmierć głośna, śmierć cicha (72)
Streszczenie odcinka 71. Wiktor Stern podjął się napisania scenariusza do filmu, który chce wyprodukować mąż jego kochanki Leny Orlov – Alexander. Honorarium zapowiadało się przyzwoicie. Lena przedstawiła jednak dwa warunki. Pierwszy – akcja filmu kończy się w Łodzi, gdzie grasuje obcinacz nóg, którego złapie Aleksander. Drugi – w parku przed domem, w którym przebywa mąż Leny, Wiktor ma odbyć z nią stosunek... Michał Burski odwiedził Joachima Berga. Przyniósł ze sobą alkohol i zakąskę. – Wpadłem, aby odpocząć chwilę – wyjaśnił malarzowi.
–––––––––––––––––––––––––––––––––––––– Michał, nie zważając na wystające sprężyny, wyciągnął się w fotelu. Już dawno zauważył, że pracownia malarza działa na niego uspokajająco.
– Aresztowałem kiedyś oszusta, który rozkochiwał w sobie starsze panie, a potem je okradał. Pojechaliśmy za nim do Ciechocinka i póki go nie namierzono, miałem pół godziny, aby posiedzieć pod tężniami...
– Chcesz powiedzieć, że moja terpentyna pachnie podobnie?
– Skąd wiesz? Coś takiego przyszło mi właśnie do głowy.
– Bywa, że artyści widzą, czują i wiedzą może nawet tyle, co policjanci. – Rozumiem, że to ironia... – Coś w tym rodzaju – Berg uśmiechnął się i ruszył w stronę kuchni. – Poczekaj chwilę, kiedy wrócę, i ty coś poczujesz...
Już teraz przez zapach farb przebijał zapach inny, o wiele milszy. Rosół? To niemożliwe, pomyślał Michał, ktoś przyniósł malarzowi zupę, którą on teraz odgrzewa. Zamknął oczy i poczuł, że zaraz zaśnie. Zobaczył pływającego w Warcie czternastolatka i dziewczynkę krzyczącą, że tonie.
– Możesz otworzyć oczy – usłyszał głos Joachima, a zapach czegoś dobrego stał się intensywny.
Słowo „zaskoczony”, to słowo niewłaściwe. Bliższy prawdy byłby zwrot „piorun z jasnego nieba”. To, że prawie pod nos Michała przywędrowała waza pełna aromatycznego rosołu, nie było powodem niespodziewanego wyładowania elektrycznego. Ostatecznie rosołu mógłby się spodziewać. Jednak wazy z zupą nie postawił przed nim Joachim, a dziewczyna o urodzie, jaką widział tylko w filmach. Ostatnio w „Narodzinach gwiazdy” z Janet Gaynor. Ale rozpuszczone, sięgające do pasa włosy i szlafrok, który falował, podczas gdy chińskie smoki na nim zdawały się zionąć prawdziwym ogniem, sprawiły, że Janet przegrywała w przedbiegach.
– Gloruś, pozwól, że przedstawię ci mojego przyjaciela Michała, który jest równym gościem i policjantem jednocześnie. Przyznasz, nie zawsze to idzie w parze. Zwłaszcza we Francji...
Michał tak szybko zerwał się na równe nogi, że prawie wpadł na stolik z rosołem. Dłoń, na której złożył pocałunek, była delikatna, ale też silna w uścisku.
– Michale, to Gloria. Przyjechała do mnie z Paryża. Nie przejmuj się, zna polski tak dobrze jak ty. Pisze też wiersze. A jak pewnie czujesz, jej żydowski rosół to więcej niż wszystkie francuskie smakołyki razem wzięte...
– Nie chwal, zanim pan Michał nie spróbuje – Gloria zaczęła nalewać do talerzy. Kiedy się pochylała, Burski odwracał wzrok, bo piersi, które zobaczył, nie pozwalały mu się skupić.
– Pozwolisz, Gloruś, że i tobie naleję wódeczki. U nas taki wschodni zwyczaj, że rosół bez wódki, to jak herbata bez cukru... – Napiję się z wami z przyjemnością. Musi pan wiedzieć, że trzy butelki
Mouton Cadet, które przywiozłam, wypiliśmy w jeden wieczór... – Co z bólem głowy nazajutrz? – Tylko Joach cierpiał, bo wypił więcej. Ja dwa proszki z kogutkiem – i byłam jak nowo narodzona. To zadymione powietrze, na które tak narzekacie, ma chyba jakiś zdrowotny powab...
– A może jest pani po prostu zakochana?
Gloria pokazała w uśmiechu białe zęby. – Napijmy się! Jak to się mówi? Lechaim? – Michał nie jest Żydem, wystarczy więc: No to siup w ten głupi dziób. – Albo na zdrowie – Michał wypił i sięgnął po łyżkę. Rosół rzeczywiście był znakomity. Czuło się w nim życiowe doświadczenie kury i niesforność wołu, które w złotym wywarze zmieniały się w napój bogów. Dlaczego tylko mama potrafi zrobić coś takiego? Dlaczego żadna inna kobieta nawet koperku dla mnie nie pokroiła? Skarcił się zaraz w myślach za to zazdrosne narzekanie.
– Ma pani olbrzymi talent, bo rosół, jak słyszałem, wymaga kucharskiego doświadczenia.
– Gdybyś wiedział, co ta dziewczyna potrafi. Czego się dotknie, zamienia w złoto...
– Proszę mu nie wierzyć, to dobrotliwe gadanie człowieka, który sam ma diabelski talent. Gdyby się urodził Francuzem, byłby w muzeach świata. Tak samo zresztą jak Mela Muter.
– Słyszysz, Michale? Nie masz do mnie pretensji, że wziąłem od ciebie parę złotych za portret?
– Gdybym nie wiedział, że jesteś wielkim artystą, nie wchodziłbym na czwarte piętro... Nalej jeszcze po jednym, proszę, bo chłód wódki jest tu potrzebny.
– Powiedz lepiej, że masz ochotę się napić – Joachim nalał wszystkim i pierwszy wychylił kieliszek. – I powiedz mi teraz, przyjacielu, czy ona dobrze zrobiła... Bo mnie się wydaje, i powtarzam to bez przerwy, że zwariowała.
– Co masz na myśli? Chyba nie rosół? – Michał zobaczył lekceważące zdziwienie na twarzy Glorii. – Przepraszam panią, dowcipek taki sobie. Wiem...
– Żydówka, której mała galeria na rue Bonaparte stała się modna, a to, jak się domyślasz, trudniejsze od wejścia na rękach na wieżę Eiffla. A więc taka kobieta przyjeżdża właśnie teraz do Polski... – Masz na myśli możliwość wojny? – Nie, mecz krykieta – Joachim odstawił talerz i zaczął nerwowo chodzić po pokoju. – Czy nie prościej byłoby, gdybyś poleciała prosto do Berlina i spytała Adolfa, czy nie chciałby cię zjeść w potrawce?
– To jarosz, jada tylko lane kluski – Gloria wycedziła te słowa z kamienną twarzą.
– Nie rozumiesz, że to przenośnia, że w ten sposób obrazuję ci grozę sytuacji, w którą się wpakowałaś?!
– A czy ty nie rozumiesz, durniu, że cię kocham? Gwiżdżę na hitlerowców, bo nawet jak na nas napadną, zawsze zdążymy uciec. Aby to się jednak udało, ktoś musi cię kopnąć w dupę i skłonić do działania. Otwarte bilety, wizy, wszystko musi być gotowe. Jak pan myśli, kto ma rację? On, bojąc się o mnie, czy ja, bojąc się o niego?
– Oboje pięknie boicie się o siebie. Joachimie, jesteś szczęściarzem. Nie tylko masz talent, ale i kobietę, która gotowa jest na wszystko. Wypijmy jeszcze po jednym i pójdę, bo musicie nacieszyć się sobą...
– Zostań, Michale, jesteś przyjacielem Joacha, a ja chcę jak najwięcej wiedzieć o jego życiu tutaj – niespodziewanie zaczęła mówić mu „ty”.
– Tak, Gloria ma rację. Nie mam w tym mieście nikogo poza paroma osobami. Wszyscy klepiemy biedę. Najbogatszy Strzemiński, bo chociaż z tą Rosjanką w nowoczesnym domu mieszka... Podobno ma nawet dobre ogrzewanie...
– Nie nazywaj jej Rosjanką – w oczach Glorii pojawiło się oburzenie – To wielka Kobro. Myślę, że zdolniejsza od niego. – Nie znoszę, jak się wymądrzasz. Co to znaczy zdolniejsza? – Znaczy to, co mówię. Mam trochę pieniędzy i oprócz twoich obrazów zabierzemy do Paryża wszystko, co ona ma w domu.
– Chcecie mnie tutaj i bardzo mi miło z tego powodu. Czy przyjmiesz więc, Glorio, radę ode mnie? I to nie w podzięce za królewski rosół. – Jestem otwarta. Ale Strzemińskiego nie kupię. – To rada także dla ciebie, Joachimie. Naprawdę cię polubiłem. Joachim zatrzymał się w pół kroku, a Gloria odłożyła trzymany w dłoni kieliszek.
– Nie czekajcie na wojnę. Wyjedźcie jutro, pojutrze, za tydzień, najpóźniej do końca czerwca, ale wyjedźcie!