OTO JEST PYTANIE!
Światły przywódca Polskiej Zjednoczonej Partii Prawo i Sprawiedliwość, poseł prosty aspirujący do miana Naczelnika Państwa, po wygranych wyborach parlamentarnych zapewniał wszem i wobec, iż będzie przede wszystkim bacznie WSŁUCHIWAŁ SIĘ W GŁOS SUWERENA! Vox populi, vox Dei. Tak też mieli czynić jego wyznawcy. Po trzech latach światłego przywództwa okazało się, iż wskazane jest ciągłe wsłuchiwanie się w głos Polaków, ale to wcale nie oznacza, że należy rodaków słuchać i postępować zgodnie z ich wolą. Takie zachowanie byłoby skrajnie nieodpowiedzialne, a w dłuższej perspektywie wręcz zgubne dla kraju. Dlatego kaczyści wsłuchują się, ale nie słuchają! Bo i po co? Przecież nawet dzidzi widzi, jak mawia poseł Cymański, że Jarosław Wszechmogący każdym słowem i uczynkiem dobrze służy swojemu ludowi. On wie najlepiej, czego suweren potrzebuje, jakie ma oczekiwania i pragnienia. Fakty mówią same za siebie. W try miga podniósł naród z kolan, tchnął w niego dumę i roztoczył przed nim wizję bajecznej przyszłości. Teraz konsekwentnie z uporem maniaka prowadzi nas do ostatecznego chwalebnego zwycięstwa. W związku z tak wspaniałą dalekowzroczną polityką trudno dziwić się kaczystom, że bez nadzoru Jarosława Polskęzbawa, jego mądrych rad i pleceń tracą głowę. Zapominają języka w gębie, a w szeregi partii wkrada się chaos. Zrozumiałe jest również, że marionetki prezesa obsadzone w rolach najważniejszych państwowych urzędników są zagubione i bezradne jak dzieci we mgle. Nie są w stanie podjąć żadnej samodzielnej decyzji. Strach i przerażenie odbierają im rozum i mowę. Nie potrafią nic sensownego od siebie powiedzieć. Dosłownie nic, ani be, ani me, ani kukuryku. Udało się Kaczyńskiemu całkowicie ich ubezwłasnowolnić! Nie jest to oczywiście dla tych malowanych, dyspozycyjnych decydentów, biorących całkowitą odpowiedzialność za prowadzoną przez Kaczyńskiego politykę, komfortowa sytuacja. Widać, że sobie z tym nie radzą. Cały czas są podenerwowani, zirytowani i zestresowani. Unikają mediów jak ognia. Na otwartych spotkaniach z wyborcami siedzą jak na szpilkach. Przeżywają katusze, gdy padają dociekliwe, niewygodne i nieprzyjemne dla nich pytania. Chociaż bardzo się starają, nie potrafią ich zbagatelizować, zignorować, zbyć. Tę bezsilność widać na twarzach i w oczach kaczystowskich włodarzy. Ich lica już nie zdobią ironiczne, lekceważące uśmieszki. Twarze pupili Jarosława przybrały ponury, kamienny wyraz. W ich spojrzeniach widać narastającą złość i trudne do ukrycia wkurwienie. Ta toksyczna energia gromadząca się w nich daje upust w postaci wyniosłego, bezczelnego i aroganckiego zachowania. Z takim chamstwem spotykają się coraz częściej dziennikarze obsługujący sesje parlamentarne. Czemu kaczyści mieniący się dobroczyńcami narodu tak się wściekają? Nie odpuszczają, nie wrzucają na luz? Bo nie mogą i nie potrafią. Muszą być czujni i gotowi w każdej chwili do wykonania rozkazu prezesa. Wystarczy chwila, moment nieuwagi i można trafić na listę zdrajców Kaczyńskiego. A to oznacza koniec kariery!
PS I co wtedy taki jeden z drugim pocznie, jak on nic nie potrafi poza czapkowaniem i lizaniem wiadomo czego prezesowi? Oto jest pytanie!