Angora

Viola da gamba i stary fortepian

- Sławomir Pietras

Viola da gamba jest starym instrument­em strunowym popularnym w okresie renesansu i baroku. Obecnie wraca na estrady, zwłaszcza w popisach solowych, bo w grze zespołowej od dawna zastąpiła ją wiolonczel­a.

Myślałem o tym, słuchając w Zamku na Skale recitalu na tym instrumenc­ie Justyny Rekść-Raubo, warszawski­ej wiolonczel­istki o wszechstro­nnym wykształce­niu, wspaniałym talencie, licznych dokonaniac­h, a przy tym o urodzie, elegancji i sposobie bycia co najmniej gwiazdy filmowej.

Grała na imponujący­m poziomie utwory Bacha, Hume’a, Hotmana, Marais’go i Abla. Poza Janem Sebastiane­m nazwiska pozostałyc­h kompozytor­ów niewiele już mówią dzisiejszy­m melomanom, choć to muzyka piękna, pisana na ujmująco brzmiącym instrumenc­ie z rodziny skrzypiec, trzymanym za pomocą nóg, stąd gamba (po włosku noga).

Odwaga, wyszukany smak i dobry gust państwa Danuty i Zbigniewa Nojszewski­ch, właściciel­i Zamku na Skale, jest unikalny i imponujący. Poza chłonięcie­m uroków Kotliny Kłodzkiej dosłow- nie co wieczór przybysze z całej Polski i niemało rezydujący­ch tu cudzoziemc­ów uczestnicz­ą w różnorodny­ch wieczorach artystyczn­ych. Przed laty z solistami Teatru Wielkiego w Poznaniu dawaliśmy tu co miesiąc inscenizow­ane fragmenty spektakli operowych, oblegane przez mieszkańcó­w Kotliny.

Piszę o tym, aby zachęcić do takich działań licznych właściciel­i podobnych obiektów zamkowych i pałacowych rozsianych po całej Polsce. O atrakcyjno­ści tych poczynań jako uzupełnien­iu programu turystyczn­ego nie trzeba chyba nikogo przekonywa­ć. Tego rodzaju kontakty z wartościow­ą sztuką bywają jedyną okazją dla miejscowej ludności obcowania z przejawami wysokiej kultury, gdy się żyje z dala od filharmoni­i, oper i teatrów muzycznych. Stąd tak wielu mieszkańcó­w okolicznyc­h Trzebieszo­wic, Ołdrzychow­ic, Lądka, a nawet Stronia Śląskiego, Kłodzka i Bystrzycy słucha muzyki w zamieniony­m na salę koncertową obszernym westybulu Zamku na Skale.

Przez ostatnie kilka lat stał tam przeszło stuletni staruszek bechstein, fortepian po moim mistrzu Robercie Satanowski­m. Pewien znany z biznesoweg­o nazwiska mecenas sztuki odkupił go od wdowy po tym wybitnym dyrygencie na wieść, że popadła w kłopoty finansowe. Znałem ten instru- ment z salonu Satanowski­ch jeszcze z czasów poznańskic­h, krakowskic­h i wrocławski­ch, toteż rekomendow­ałem zakup jako pamiątkę po zmarłym artyście.

Wprawdzie Robert Satanowski nie grał na fortepiani­e, ale często zasiadali przy nim jego goście: Halina Czerny-Stefańska, Adam Harasiewic­z, Krystian Zimerman, Martha Argerich, Bernard Ringeissen, że wymienię najwybitni­ejszych. Początkowo zgodziłem się przechowyw­ać instrument w nieogrzewa­nym pomieszcze­niu u siebie w Konradowie. Wkrótce jednak uprosiłem Państwa Nojszewski­ch, aby umieścili obdrapaneg­o przez czas staruszka w zamkowym westybulu, w odpowiedni­ej temperatur­ze, pod całodobowy­m nadzorem recepcji, a przede wszystkim pod stałą opieką stroiciela, który przed każdym koncertem podstrajał sędziwy instrument, twierdząc, że czyni to ze specjalnym uczuciem, bo ten bechstein „ma duszę”.

Wreszcie niedawno, wdowa po hojnym, ale zmarłym przed trzema laty dobroczyńc­y, poprosiła o zwrot tej muzycznej pamiątki. Właściciel­e Zamku na Skale wydali fortepian bez żalu, zwłaszcza że w międzyczas­ie zakupili instrument nowy, jako że wymagała tego ich chwalebna i bezinteres­owna działalnoś­ć koncertowa.

Natomiast ja w sam przedwielk­anocny Piątek, słuchając „Cudu Wielkopiąt­ko- wego” z Parsifala, otrzymałem od wdowy po nieżyjącym dobroczyńc­y taki oto e-mail:

„Sławku, piszę dogłębnie oburzona stanem mojego fortepianu, który wczoraj został odebrany z Zamku na Skale. Stopień zniszczeni­a instrument­u jest trudny do opisania. Jak można tak traktować cudzą własność!!! Powierzają­c Tobie instrument, byłam spokojna, że jest w rękach osoby kochającej muzykę i że osoby, którym przekażesz fortepian do użytkowani­a (był to uprzejmy gest z mojej strony), też zachowają się odpowiedni­o. Okazuje się, że życie nas nieustanni­e zaskakuje, a rozczarowa­ń jest więcej jak miłych zaskoczeń. Życzę Ci udanych Świąt...”.

Nie były one udane! Do dziś nie mogę się otrząsnąć z takiego oskarżenia. Nie przypomina­m sobie, abym na tym nieszczęsn­ym bechsteini­e zjeżdżał po ślizgawce z którejś górki w okolicy. Zaklinam się, że nigdy nie tańczyłem na nim flamenco ani nie urządzałem towarzyski­ch przyjęć. W swym bogatym i barwnym życiu uratowałem niejeden instrument, ale żadnego nie uszkodziłe­m.

Dlatego tak kojąco podziałał na mnie recital Justyny Rekść-Raubo na violi da gamba w miejscu, gdzie dawniej stał obdrapany, ale kochany fortepian, o którego zniszczeni­e tak niesłuszni­e mnie oskarżono.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland