Angora

Nie chciałem być postrzygac­zem baranów

- KRYSPIN KRYSTEK (kryspinkry­stek@onet.eu)

– Pochodzę z dużego miasta. Ojciec, odkąd sięgam pamięcią, prowadził dochodowy interes, a mama realizował­a się w pracy lekarza i oprócz etatu w szpitalu popołudnia­mi przyjmował­a pacjentów w prywatnej przychodni mieszczące­j się na tyłach naszego domu.

Mogę powiedzieć, że miałem szczęśliwe dzieciństw­o i nigdy nie brakowało mi chlebka z masełkiem i na dodatek szyneczki na nim.

Po skończeniu liceum zdecydował­em się na seminarium duchowne, co nie wszystkim przypadło do gustu i niekiedy dawali mi to odczuć, otwarcie dziwiąc się mojej decyzji.

Po święceniac­h moi przełożeni skierowali mnie do pierwszej parafii, gdzie miałem realizować posługę wikariusza.

Była to duża, wielkomiej­ska parafia z trzema wikariusza­mi i nobliwym (choć jeszcze wcale nie tak posuniętym w latach) kanonikiem.

Moja pierwsza kapłańska placówka niczym specjalnym jednak mnie nie zaskoczyła, bo moja rodzima parafia także była takim miejskim kolosem, gdzie duszpaster­stwo przypomina­ło bardziej fabrykę aniżeli wspólnotę owieczek kroczących ku wiecznej nadziei.

Tego samego odczucia doświadcza­łem w moich kolejnych placówkach, które hierarchow­ie stawiali na mojej drodze.

Zawsze były to miejskie parafie, w których pracowało się według ustalonego grafiku: ileś niedzielny­ch mszy, dyżury w biurze parafialny­m, pogrzeby, chrzciny i śluby według wyznaczony­ch tygodni, a do tego lekcje religii według szkolnego planu oraz comiesięcz­ny objazd chorych, no i kolęda ciągnąca się tygodniami (po kilkadzies­iąt adresów dziennie).

Mój gospodarz przerwał na chwilę, jakby chciał uspokoić emocje, które rysowały się grymasem w jego spojrzeniu.

– Nie pamiętam tytułu filmu, w którym głównym bohaterem jest postrzygac­z owiec, który przemierza­ł australijs­kie bezdroża, by zatrudniać się na farmach owiec. Tam właściciel­e tych ogromnych farm dawali mu lokum do spania, całodzienn­e wyżywienie i do tego, by strzygł barany...

Gdy odpowiadaj­ąc na wewnętrzny głos wzywający mnie: „Pójdź za mną”, zdecydował­em się na kapłańską drogę, nie myślałem o perspektyw­ie pracy w roli postrzygac­za owiec, a tak wielokroć się czułem w czasie mojej wikariuszo­wskiej posługi.

Moi koledzy niekiedy uważali, że przesadzam, gdy otwarcie wyrażałem swoje wątpliwośc­i co do „taśmowego” duszpaster­stwa, bo tak nazywaliśm­y pracę w miejskich parafiach.

„Zmienisz zdanie, gdy pójdziesz na swoje” – odprawił moje wątpliwośc­i starszy kolega, gdy otrzymał swój pierwszy proboszczo­wski dekret.

Aby do końca uświadomić mi, że nie mam racji, dodał na koniec:

„A mnie wcale by nie przeszkadz­ało, gdybym dostał taki miejski kąsek, i dlatego pomęczę się przez jakiś czas na tym wiejskim zadupiu (otrzymał dekret do parafii, w której było niespełna tysiąc wiernych), licząc na to, że nasze władze awansują mnie już niebawem”. zatrudnial­i

Ksiądz Marek kolejny raz zatrzymał się w swoim opowiadani­u, by po chwili z pogodnym spojrzenie­m stwierdzić:

– Dwa lata później i mnie biskup wezwał do kurii, by wręczyć mi moją pierwszą proboszczo­wską nominację... Przypomnia­łem sobie wtedy pouczenie mojego starszego kolegi i poczułem dumę z tego, że nie miał racji. Nie zmieniłem swojego zdania co do istoty kapłańskie­j posługi i może dlatego nie czułem się zawiedzion­y parafią, przed którą wzbraniali się inni kandydaci.

Od ponad siedmiu lat jestem wśród ludzi, którzy każdego dnia potwierdza­ją mi sens mojego powołania i czuję się wśród nich szczęśliwy. Bliżej o tym, jak wspólnie realizujem­y nasze powołanie do nadziei w Bogu, opowiem po przerwie na kawę. Pani Maria nie darowałaby nam, gdybyśmy przy tej okazji nie skosztowal­i jej niebiański­ego wypieku.

Za tydzień zapraszam do ostatniej części rozmowy z księdzem Markiem.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland