Brutalne sposoby na tych, którzy zostawiają śmieci na klatce schodowej
Kto mieszka lub mieszkał w bloku, ten chyba przynajmniej raz w życiu widział śmieci wystawione na klatkę. Nie zostały wyniesione, tylko po prostu wystawione za drzwi. Zgodnie z zasadą „w domu nie śmierdzi, problem z głowy”. Coraz popularniejsze jest rozwiązywanie śmierdzącego problemu w sposób co najmniej złośliwy.
– Czasem tak śmierdziało, że nie dało się wytrzymać. Zamiast czekać na windę, od razu leciałem schodami, bo tak było duszno – wspomina Grzesiek. Kiedy przyjechał do Warszawy na studia, zamieszkał w wysokim ośmiopiętrowym bloku. – To jednak jest makabra, że ktoś potrafi tak wystawić śmieci na korytarz. Sam widziałem to wiele razy w swoim rodzinnym mieście, ale to najczęściej było wystawianie śmieci późnym wieczorem przez niektórych sąsiadów, żeby je od razu zgarnąć rano w drodze do pracy. Tutaj jest inaczej – opowiada.
– Niby nowe osiedle, a obyczaje jak w jakichś slumsach. Mieszkanie kilka numerów obok jest chyba wynajmowane przez studentów. Ich typowy numer: impreza w sobotę, a w niedzielę kac. Ale żeby w domu nie śmierdziało, to często zgarniają śmieci w niedzielę i wystawiają je za drzwi. I tak stoją do poniedziałku, bo w niedzielę nie wychodzą. W końcu mają kaca – kontynuuje.
– Raz śmieci nie były specjalnie szczelne. A że było gorąco, zaczął się z nich wylewać taki „śmieciowy sok”. Obrzydlistwo – wspomina. I tak w całej Polsce. Jakiś czas temu portal Trojmiasto.pl zapytał czytelników, co ich najbardziej irytuje w zachowaniu sąsiadów. Jedną z najczęściej wymienianych odpowiedzi było właśnie wystawianie za drzwi śmieci oraz... butów. Ale to inna historia.
Ale czy zwrócił im uwagę? – No nie, po co mi taki problem na głowie – przyznaje. Ale on chociaż wie, skąd ma śmieci w bloku. – U mnie któregoś razu śmieci pojawiły się na środku klatki, ale dosłownie na środku. Nie było wiadomo, czyje one są. Według mnie podrzucał je ktoś z piętra wyżej. Nie wiem, po co to robił. Skoro już zadał sobie trud, żeby je znieść, to mógł je wynieść – opowiada Jarek, mieszkaniec bloku w Warszawie.
Ale sąsiedzi z klatki mieli inną teorię. – Zaczęli je po trochu podsuwać pod moje drzwi. Chyba myśleli, że to moje, bo tylko ja wynajmowałem. Reszta dobrze się znała. W końcu bez lepszego pomysłu na wyjście z tej sytuacji wyniosłem te śmieci – mówi.
Co ciekawe, w internecie łatwo znaleźć wypowiedzi, że problem jest nawet większy na nowych osiedlach. I nawet nie chodzi o brak zsypu, który załatwia sprawę w wielu starych budynkach. „Worki na śmieci czasami są dziurawe i wypływają z nich brudy. Na przykład woda po burakach albo jakiś spleśniały sok z cebuli. Oczywiście właściciele śmieci nie sprzątają po sobie, gdyż wychodzą z założenia, że od sprzątania jest dozorca” – pisze jeden z internautów w sieci.
I tu właśnie może tkwi sedno sprawy. Na starych osiedlach najczęściej mieszkańcy sprzątają sami, mają swoje dyżury. Wtedy każdy myje swoje piętro. Tak było choćby w moim rodzinnym bloku. – W nowych blokach jest pani sprzątaczka, najpewniej z Ukrainy. Jak dobrze pójdzie, to i śmieci wyniesie, bo przecież nie będzie się kłócić. Jeszcze z pracy wyrzucą – mówi gorzko Grzegorz.
Niektórzy o to, co zrobić z krnąbrnymi sąsiadami, po prostu pytają w internecie. Wtedy uaktywniają się – oczywiście anonimowo – ci, którzy problem rozwiązali. Co znamienne, może i jest w tym metoda, ale, niestety, dla wielu osób jedyne słuszne rozwiązanie to takie, które stawia ich w jednym szeregu ze śmiecącymi.
Wystarczy zajrzeć choćby na serwis Wykop.pl. Tam temat śmieci na klatce wraca raz na jakiś czas. Ostatnio kilka dni temu. „Iść, zapukać i pogadać, że śmierdzi i mi przeszkadza, czy wynieść je samemu, dać przykład, a może zrozumieją, o co biega?” – pyta jeden z użytkowników portalu. Odpowiedzi są dość... zaskakujące. „Rozsyp im na wycieraczce”, „Postaw swoje obok” – to tylko niektóre komentarze.
Inni proponują jeszcze ostrzejsze rozwiązania. „Natnij worek od spodu, tak aby się wysypały, jak będą podnosić” – radzi ktoś. Więcej tak nie zrobią” – dodaje kolejny internauta.