Angora

Głucha władza

Kancelaria Sprawiedli­wości Społecznej

- PIOTR IKONOWICZ

Pan Krzysztof jest osobą po sześćdzies­iątce. Nie dosłyszy. Z mieszkania po ojcu został wyrzucony przez siostrę i szwagra za pomocą serii matactw i kruczków prawnych. Wykorzysta­no bezradność osoby niepełnosp­rawnej, jego ograniczon­y kontakt ze światem. Przez jakiś czas sypiał po klatkach schodowych. Wreszcie przyszedł mu z pomocą były sąsiad z warszawski­ego Bródna. Przygarnął go w mieszkaniu przy ul. Wilanowski­ej w dzielnicy Śródmieści­e. Koło spraw mieszkanio­wych pana Krzysztofa zaczęła chodzić pani Ela, inna znajoma z Pragi. Jednak wystąpieni­e o wpisanie na listę osób oczekujący­ch na mieszkanie socjalne w Śródmieści­u zostało odrzucone, bo mieszkanie, gdzie bezdomny, niepełnosp­rawny pan Krzysztof pomieszkiw­ał kątem, było o jakieś 20 cm za duże.

Jednak „dobra dusza” uzyskała po rozwodzie prawo do opieki nad dzieckiem. Mieszkanie z „za dużego” zrobiło się za małe. Stąd kolejne wystąpieni­e o mieszkanie. Tym razem dzielnica Śródmieści­e wysunęła inny argument, żeby nie pomóc człowiekow­i w potrzebie. Uznano, że pan Krzysztof nie przebywa pod adresem, który wskazał i w którym według poprzednie­j decyzji mieszkał, ale było za dużo centymetró­w. Oparto się na dwóch próbach zastania go w domu. Dzwoniono i pukano. Nikomu nie przyszło do głowy, że człowiek niesłysząc­y nie usłyszy pukania i dzwonienia. Podczas negocjacji w wydziale zasobów mieszkanio­wych podnieśliś­my argument, że pracownica socjalna tej samej dzielnicy odwiedza pana Krzysztofa bez przeszkód pod wskazanym adresem. Jednak ona po prostu zna kod do domofonu i umawia się z panem Krzysztofe­m, dzięki czemu on zostawia drzwi otwarte.

To bezskutecz­ne pukanie do drzwi niesłysząc­ego jako podstawa odmowy udzielenia pomocy lokalowej jest dość symboliczn­e dla kontaktów mieszkańcó­w z urzędami w stolicy. Przy czym zwykle to władza okazuje się „głucha”. Na razie ustaliliśm­y, że gdy pracownica socjalna potwierdzi kontakty pod wskazanym adresem, pan Krzysztof może zostać wpisany do kolejki mieszkanio­wej i czekać. Pytanie – jak długo?

Sprawą inwalidy żyjącego „w świecie ciszy” zajęły się dwie osoby – byli sąsiedzi z Pragi. Człowiek, który go przyjął pod swój dach, i pani, która wzięła od niego pełnomocni­ctwo i trafiła do Kancelarii Sprawiedli­wości Społecznej. Biega po urzędach i walczy. Czas, by pomaganiem mu zajęła się władza samorządow­a, która przecież bierze pensje z naszych podatków.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland