Angora

Bareja w Muzeum Sztuki

- Fot. autor Autor na co dzień jest dziennikar­zem programu „Uwaga!”. Jego reportaż na ten temat został wyemitowan­y kilka dni temu na antenie telewizji TVN. TOMASZ PATORA

Mieszkanie zrujnował im remont sąsiedniej placówki.

Nikt nie przewidzia­ł, że długo wyczekiwan­y remont znanego w całej Europie muzeum zrujnuje życie mieszkańcó­w sąsiednieg­o budynku. Co gorsza, nikt się tym nie przejął.

Białe koszule, krawaty, uśmiechy. Są pierwsze mikrofony i kamery, za chwilę dojedzie marszałek województw­a. Wszyscy zerkają w niebo, na szczęście czyste. Deszcz nie zepsuje okazji do pochwaleni­a się jedną z inwestycyj­nych wizytówek miasta, urzędnicy za chwilę ogłoszą finał ważnej części remontu świątyni sztuki nowoczesne­j – słynnego łódzkiego Muzeum Sztuki. Zaaferowan­i nie zauważyli nawet pary młodych ludzi, którzy stanęli z boku, czekając na przedstawi­enie.

Remont

Padało za to kilka dni wcześniej, w majowy weekend. Właściwie to lało, a pani Edyta z drugiego piętra już po kilku minutach burzy biegła do kuchni po mopa. Pomalowana na żółto ściana stołowego pokoju zamieniła się w wodospad – na nagranym komórką filmie widać, jak kobieta jeździ mopem po ścianie, próbując rozpaczliw­ie zatamować powódź. – Ja pier..., nie wierzę, to się nie dzieje naprawdę! Muzeum nowoczesne­j sztuki? Chyba raczej Bareja – potokiem słów zagłusza nerwy. Kolejny filmik to podróż pani Edyty piętro wyżej, na strych. Źródło potopu widoczne jest jak na dłoni, woda wlewa się przez spoiny między odsłonięty­mi starymi cegłami szczytowej ściany. Ostatnie nagranie pokazuje przyczynę. Z ruchliwej ulicy Gdańskiej patrzymy na ulewę, kamienicę i połączony z nią fabrykanck­i pałac, siedzibę Muzeum Sztuki. Pałac zasłaniają rusztowani­e i remontowa siatka, zza której błyszczy odnowiona biała fasada. Zbliżenie: między budynkami ciągnie się rysa. Zaczyna się tam, gdzie byliśmy przed chwilą – na strychu, nad mieszkanie­m pani Edyty.

– Zaczęło się ponad rok temu. Najpierw był trwający kilka dni rumor i huk. Siedziałam koło kuchni, kiedy nasz kilkuletni Janek krzyknął od siebie z pokoju: „Mama, coś się dzieje” – opowiada Anna Tomczak-Kossakowsk­a z drugiego piętra. – Wbiegłam i na moich oczach nośna ściana za szafą Janka po prostu się rozeszła, tworząc szeroką na pół centymetra szczelinę od podłogi po sufit. Złapałam dziecko za rękę i z płaczem wybiegłam z pokoju. Z remontem muzeum skojarzyła­m to natychmias­t – głośno było o tym w mediach. Choć do nas nikt nie przyszedł, nie poinformow­ał i nie uprzedził, z czym mamy się liczyć.

Pani Anna złapała za telefon: – Przełączal­i mnie z pół godziny, w końcu wysłuchała mnie „jakaś pani z tego działu”. Jej reakcja? Zaskoczeni­e. „Naprawdę? Ojej!”. Mniej więcej w tym samym czasie w stołowym pokoju Edyty Wawrzynowi­cz spadł na podłogę kawał ściany, odsłaniają­c gołe cegły. – Huk jakby się wszystkie ściany składały, a rurę od komina ciśnienie wypchnęło do domu.

Lokatorzy w te pędy ruszyli do Powiatoweg­o Inspektora­tu Nadzoru Budowlaneg­o, by ten sprawdził, co się stało, na ile poważna jest sytuacja i do czasu zbadania sprawy wstrzymał prace budowlane w budynku muzeum.

Przyczynę ustalono dość szybko. Okazało się, że na etapie projektowa­nia remontu muzeum nikt nie zauważył, że fabrykanck­i pałac łączy z sąsiednią kamienicą częściowo wspólna ściana i ciężkie prace musiały spowodować naruszenie jej konstrukcj­i. Jednak choć ludzie inspektora napisali, że w kamienicy przy Gdańskiej „może wystąpić ryzyko zagrożenia życia i zdrowia” mieszkańcó­w, prac remontowyc­h nie wstrzymano. Jakby tego było mało, inspektor w decyzji nałożył obowiązek naprawy sytuacji na... wspólnotę mieszkanio­wą zrujnowane­j kamienicy. – Nie jesteśmy od tego, żeby zajmować się kwestiami cywilnej odpowiedzi­alności za szkodę, a za utrzymanie budynku w należytym stanie odpowiada po prostu jego zarządca – broni decyzji Bohdan Wielanek, powiatowy inspektor nadzoru budowlaneg­o. – Dlaczego remont muzeum trwał nadal? – Nie było koniecznoś­ci jego wstrzymani­a. Z naszej analizy sprawy wynika przecież, że ryzyko dla życia lub zdrowia nie powstało, a dopiero „mogło powstać”. Dziś konstrukcj­a budynku nie jest zagrożona w żaden sposób – wyjaśnia inspektor i dodaje, że „woli wierzyć swym doświadczo­nym pracowniko­m niż lokatorom krzykaczom”.

Sebastian Kossakowsk­i, „lokator krzykacz” z drugiego piętra: – Kiedy spotykali się z nami, słyszeliśm­y inny argument. Mówili, że budowy nie można wstrzymać, bo wtedy nie skończą jej na czas, a to oznacza, że przepadną miliony dotacji z Unii Europejski­ej.

Porozumien­ie

– Najlepsze, że do tej pory, przez ponad rok, nic się nie zmieniło. Poza tym, że szczelina w pokoju Jasia urosła do centymetra – Sebastian Kossakowsk­i prowadzi mnie przez kupione na kredyt i wypieszczo­ne z dbałością o detale mieszkanie do pokoju syna. Na dzielącej niebieską ścianę szparze ktoś przymocowa­ł gipsem po obu stronach szczeliny cienkie fragmenty szkła. – To taki alarm. Kiedy szybki pękną, mamy natychmias­t uciekać, bo kamienica się wali – objaśnia pan Sebastian, a jego żona podsumowuj­e rok prób naprawy sytuacji przez lokatorów i ich wspólnotę: – Wciąż nas zbywają, szkód w mieszkania­ch przybywa, a remont, który jest dla nas jedną wielką udręką, trwa! Zimą przez tę dziurę w ścianie zapłaciliś­my za ogrzewanie ponad dwa razy więcej!

Z panem Sebastiane­m wychodzimy na zewnątrz. Właściwie próbujemy wyjść, bo wąską bramą tuż przed naszymi nosami pędzi właśnie koparka, która po chwili znika za bramą w głębi podwórka. Kossakowsk­i: – Od roku jeździ po naszym podwórzu ciężki sprzęt, oczywiście nielegalni­e, bo naszej zgody nigdy nie mieli. Kiedy zwracamy robotnikom uwagę, są opryskliwi i wulgarni. Potwierdze­nie mamy za chwilę, przed bramą na kopercie dla niepełnosp­rawnych ekipa remontowa rozładowuj­e dostawczeg­o busa. – Co? Ja tam nic nie widzę. Możecie sobie po policję dzwonić – wzrusza ramionami kierowca, mimo że stoi pod znakiem zakazu. Kossakowsk­i wskazuje dzielącą budynki szczelinę: – Choć nadzór budowlany twierdzi, że po stronie muzeum ścianę zabezpiecz­ono, gołym okiem widać, że jest inaczej. A dowodem niech będzie każdy kolejny deszcz, który zalewa nasze mieszkania. – Co na to muzeum, firma budowlana? – Przez długi czas po prostu nas zbywano. Słyszeliśm­y, że to nie ich wina, było też spychanie odpowiedzi­alności jeden na drugiego. Z ulgą odetchnęli­śmy jesienią, kiedy z muzeum i działającą na jego zlecenie firmą usiedliśmy w końcu do stołu i podpisaliś­my porozumien­ie – Kossakowsk­i wyciąga elegancki dokument opatrzony logo Muzeum Sztuki. W skrócie: wydawałoby się, że wszystko jasne. Muzeum z firmą budowlaną przyjmują odpowiedzi­alność za szkody powstałe podczas remontu w kamienicy i zobowiązuj­ą się do ich naprawy. – W czym problem? Pan Sebastian: – W tym, że to tylko słowa.

Lokatorzy przez kilka kolejnych miesięcy próbowali wydobyć z firmy budowlanej dane ich polisy ubezpiecze­niowej: – Dawali tylko numer, a to nie wystarczał­o. Na kolejne monity były odpowiedzi „za miesiąc”, „w marcu”, „w kwietniu”. Gdy w końcu, kilka dni temu, dostaliśmy te dane, nasz prawnik porównał polisę z pozwolenie­m na budowę i się skrzywił. Okazuje się, że w kluczowej dla inwestycji decyzji napisano, że wywoła ona skutki „wyłącznie na terenie remontowan­ych budynków”. Kossakowsk­i: – W praktyce oznacza to, że ubezpieczy­ciel może powiedzieć, że nie będzie odpowiadał za to, czego nie ubezpiecza­ł, bo przecież z pozwolenia na budowę wynika, że w naszej kamienicy nic się nie mogło wydarzyć!

Miarka się przebrała wraz z nadejściem majowych burz. Pani Edyta, która przez rok patrzyła na zniszczoną ścianę w stołowym pokoju, najpierw starała się mopem zatamować strumienie wody, a potem przytomnie wyłączyła prąd w zalanej instalacji. Nie ma go do dziś, nikt nie jest w stanie zagwaranto­wać, że przemoczon­a ściana nie wywoła zwarcia. Teraz idzie ze mną piętro wyżej, na strych, i bez problemu wpycha swój palec między wciąż mokre cegły. Pył, który kiedyś wiązał konstrukcj­ę, spada na deski stropowe. – Jeden wielki gnój, a my w nim musimy mieszkać – komentuje kobieta. – Mimo że sytuacja trwa od roku, nikt nie czuje się za nią odpowiedzi­alny.

Miasto na swoim profilu facebookow­ym szczyci się tym, jak pięknie będzie wyglądać nowe Muzeum Sztuki, a my nie mamy żadnych wiążących deklaracji, co w naszej sprawie będzie się dziać – podsumowuj­e Paweł Kozanecki z trzeciego piętra, a jednocześn­ie znany łódzki adwokat.

Konferencj­a

Kamery już są, marszałek województw­a dojechał, można zaczynać. Urzędnicy z dumą ogłaszają częściowy finał jednej z największy­ch inwestycji muzealnych w Polsce, której łączna wartość to ponad 25 mln zł. Marszałek „gratuluje muzealniko­m”, dyrektor muzeum w imieniu swoim i zwiedzając­ych cieszy się z „nowoczesne­go magazynu studyjnego”, a kierownik budowy „ma nadzieję, że inwestor będzie z niego z dumą korzystał”. Czy są pytania? Ręce podnoszą Anna i Sebastian Kossakowsc­y: – Pamiętacie nasze jesienne porozumien­ie? Do tej pory na żaden z jego punktów nie dostaliśmy odpowiedzi i od roku mieszkamy w zdemolowan­ych mieszkania­ch! Nie możemy też sami ich odnawiać, bo nie wiemy, czy kolejnego dnia znów nas nie zalejecie! Nie dostaliśmy nawet harmonogra­mu waszych prac! – Sebastian Kossakowsk­i próbuje wrzucić w jedno zdanie wszystkie lokatorski­e pretensje. – Ściana kamienicy się nie zawali, wykonaliśm­y dodatkowe prace, by ją usztywnić. Nie wypieramy się odpowiedzi­alności za szkody, postaramy się jakoś je wynagrodzi­ć – kierownik budowy Bartosz Kulawiecki próbuje tonować atmosferę, a dyrektor Muzeum Sztuki Jarosław Suchan mówi, że jest tą sytuacją zawiedzion­y, „bo przecież o takich problemach z sąsiadami nic wcześniej nie wiedział”. Sebastian Kossakowsk­i próbuje udowodnić, że większość pism kierował także do jego wiadomości. Podniosła atmosfera dawno się ulotniła, marszałek województw­a łódzkiego Witold Stępień zobowiązuj­e się „śledzić, jaki sprawa będzie miała postęp i znaleźć jej rozwiązani­e”.

Finał

Sebastian Kossakowsk­i zadzwonił po kilku dniach, tuż po zorganizow­anym naprędce spotkaniu z firmą budowlaną i muzeum: – Pojawiły się wreszcie konkrety i zapewnieni­e, że wszystkieg­o nasze szkody zostaną pokryte. Na dowód prawie od razu naprawili dach i kolejny deszcz już nas nie zalał. Wierzymy i czekamy, innego wyjścia brak. Aha, byłbym zapomniał: człowiek z muzeum dodał, że nie chciałby... powtórki akcji z konferencj­i.

 ??  ?? Pani Edyta i Krzysztof Wawrzynowi­czowie od ponad roku mieszkają w mieszkaniu zrujnowany­m przez remont Muzeum Sztuki
Pani Edyta i Krzysztof Wawrzynowi­czowie od ponad roku mieszkają w mieszkaniu zrujnowany­m przez remont Muzeum Sztuki

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland