Einstein był rasistą?
Albert Einstein, twórca teorii względności, sławny jest także jako szermierz humanitaryzmu. To on nazwał w 1946 roku rasizm „chorobą białych ludzi”. Ale wybitny badacz miał także drugie oblicze. Podczas swej wyprawy na Daleki Wschód wyrażał szokująco ksenofobiczne poglądy. Chińczyków postrzegał jako brudnych, tępych, płodnych, zagrażających innym rasom.
Świadczą o tym jego prywatne dzienniki z podróży (The Travel Diaries of Albert Einstein) które w tłumaczeniu na angielski wydało amerykańskie wydawnictwo Princeton University Press. Wcześniej dzienniki dostępne były tylko w niemieckim oryginale w 15-tomowej edycji dzieł wielkiego fizyka. Einstein podróżował wraz z drugą żoną – Elsą. Prowadził dzienniki od października 1922 do marca 1923 roku. Zapiski nie były przeznaczone do publikacji, dlatego naukowiec wyrażał się w nich inaczej niż w wystąpieniach publicznych. Gdy wyruszył do Azji, cieszył się już ogromną sławą. Odwiedził Cejlon (obecnie Sri Lanka), Singapur, Hongkong, Szanghaj. Zobaczył także japońskie miasta Kobe i Kioto. W Hongkongu dowiedział się, że został laureatem Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki.
Wcześniej, w egipskim Port Saidzie, na pokład statku, którym podróżował twórca teorii względności, weszli kupcy chcący sprzedać swoje towary. Einstein napisał o nich: „Lewantyńczycy wszelkich odcieni, krzyczący i gestykulujący, wyglądający, jakby ich wyrzuciło piekło”. Zdaniem fizyka ludzie ci byli brudni, przypominali bandytów, zarazem wszakże odznaczali się urodą i swoistym wdziękiem.
W Kolombo na Sri Lance Einstein opisywał żebraków, którzy „żyją w wielkim brudzie i mocnym smrodzie na poziomie gruntu (...), robią niewiele i niewiele potrzebują. Prosty ekonomiczny cykl życia”. Genialnemu badaczowi najbardziej nie spodo- bali się mieszkańcy kraju za Wielkim Murem. W dzienniku przeczytać można, że Chińczycy są „przedsiębiorczy, brudni i tępi”. Na domiar złego, „kiedy jedzą, nie siadają na ławkach, lecz przykucają, jak to czynią Europejczycy, gdy wypróżniają się w liściastym lesie”. Mieszkańcy Chin oddają się otępiającej pracy, ale „nawet ci, którzy harują jak konie, nie sprawiają wrażenia, jakby świadomie cierpieli (...). Osobliwy naród przypominający stado (...). Często bardziej automaty niż ludzie”. Zdaniem Einsteina, pracowici i rozmnażający się intensywnie mieszkańcy Państwa Środka stanowią zagrożenie: „Byłoby szkoda, gdyby ci Chińczycy wyparli wszystkie inne rasy. Dla takich jak my sama taka myśl jest niewymownie posępna”.
Ze’ev Rosenkranz, tłumacz i wydawca Dzienników Einsteina, podkreśla, że istnieje szokujące przeciwieństwo między publicznym wizerunkiem fizyka, ikony humanitaryzmu, a tym, co zawarł w prywatnych zapisach z podróży. Według Rosenkranza nie można usprawiedliwiać naukowca, że był po prostu dzieckiem swoich czasów. W tamtej epoce rasizm występował wprawdzie często, ale nie był zjawiskiem powszechnym. Istniały też inne, tolerancyjne poglądy.
Współcześni Chińczycy skłonni są jednak genialnemu naukowcowi wybaczyć. Internauci piszą, że w tamtych czasach w Państwie Środka panowała nędza, wielu ludzi nie mogło dbać o higienę. Twórca teorii względności po prostu przedstawił fakty. „Nie wydaje mi się, aby te komentarze były rasistowskie, upokarzające. Einstein napisał, że Chińczycy są tępi, ale zauważył też, że są przedsiębiorczy”, przekonywał internauta Siguan Xuantang. (KK) Na podst.: The Guardian, Washington Post, Quartz Media, Focus