Policja bije obywateli RP
Czym się zajmuje policja w państwie PiS
Rzecznika Komendy Głównej Policji zapytałem: Dlaczego policja represjonuje przeciwników władzy, którzy publicznie wyrażają swoje niezadowolenie? Dlaczego policja używa przemocy wobec przeciwników władzy?
Mł. insp. Mariusz Ciarka: „Policjanci, wykonując swoje obowiązki służbowe, działają zawsze na podstawie prawa i w granicach prawa, reagując na popełniane przestępstwa czy wykroczenia, niezależnie od tego, jakie poglądy, sympatie, narodowość czy kolor skóry prezentują poszczególne osoby”.
Tymczasem z raportu przygotowanego przez Obywateli RP (dotyczy tylko okresu od 11 kwietnia 2017 r. do 31 maja 2018 r.) wynika, że 490 osób co najmniej raz miało kontakt z organami ścigania lub wymiarem sprawiedliwości z powodu uczestniczenia w pokojowych protestach; policja wszczęła 577 spraw z Kodeksu wykroczeń; sądy wydały 92 wyroki zaoczne (bez przeprowadzania rozpraw) obejmujące 319 osób.
Represjonowano m.in. uczestników kontrmiesięcznic smoleńskich, demonstracji w obronie niezależności sądów, przeciwko skrajnej prawicy i pod Sejmem.
Powyższe dane to tylko wierzchołek góry. Obejmują jedynie udokumentowane zdarzenia z największych miast: Warszawy, Poznania, Wrocławia, gdzie odbywa się najwięcej wystąpień.
Według organizacji pozarządowych co najmniej 1200 osób ( w tym ok. 200 ekologów protestujących w Puszczy Białowieskiej) poddanych zostało szykanom ze strony pisowskiej policji. Chodzi m.in. o bezpodstawne zatrzymania, przesłuchania, upokarzające przeszukania osobiste, pobicia, nachodzenie w pracy i w miejscu zamieszkania, kierowanie do sądów wniosków o ukaranie grzywną lub aresztem.
Z raportu Amnesty International „Moc ulicy. W obronie wolności pokojowych zgromadzeń w Polsce”: „Niemal co tydzień w wielu miastach Polski dochodzi do demonstracji ulicznych. Ich uczestnicy protestują przeciwko podejmowanym przez władze próbom ograniczania możliwości korzystania z praw człowieka, w tym praw kobiet, sprzeciwiają się narastającej fali nacjonalizmu i ksenofobii oraz zwracają uwagę na niebezpieczeństwa grożące środowisku naturalnemu. Niemniej w dzisiejszej Polsce uczestnictwo w protestach wymaga nie tylko determinacji i czasu, ale także numeru telefonicznego do prawnika i gotowości stawienia czoła konsekwencjom, poczynając od nękania, poprzez ataki fizyczne i słowne, czasowe pozbawienie wolności, aż po zarzuty karne. Uczestnikom protestów w Polsce często grożą zatrzymania i postępowania karne, nie wspominając o stosowaniu siły przez funkcjonariuszy policji i przedstawicieli innych służb porządku publicznego (...). Uczestnictwo w pokojowych zgromadzeniach, mających na celu wspólne wyrażenie sprzeciwu, doprowadziło do zatrzymania przez policję setek protestujących i do wszczęcia wobec nich długotrwałych postępowań sądowych. Taka taktyka władz może osłabić chęć uczestnictwa w protestach i odstraszać tych, którzy chcieliby do nich dołączyć”.
*** Wystarczy byle pretekst, by znaleźć się na celowniku rzekomo apolitycznych policjantów. Oto jak wyglądają w praktyce zapewnienia rzecznika Ciarki:
• Sędzia Łukasz Biliński z Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia nie dopatrzył się znamion wykroczeń w działaniach demonstrantów i umorzył postępowania przeciwko działaczom Obywateli RP, którzy protestowali pod Sejmem albo uczestniczyli w kontrmiesięcznicach. Policja oskarżyła ich o blokowanie drogi i zakłócanie legalnego zgromadzenia. Zdaniem sądu obwinieni nie przybyli w okolice Sejmu, by utrudniać ruch na drogach publicznych. Korzystali natomiast ze swobody wyrażania poglądów oraz wolności gromadzenia się w formie spontanicznej manifestacji. Sędzia przywołał m.in. artykuły konstytucji: 54 (gwarantuje każdemu wolność wyrażania swoich poglądów) i 57 (gwarantuje prawo do organizowania pokojowych zgromadzeń i uczestniczenia w nich), powołał się też na orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Także w przypadku kontrmiesięcznic nie doszło do złamania prawa. Zdaniem sędziego miesięcznice nie były zgromadzeniami publicznymi, bo dostęp do nich był limitowany przez organizatorów. Wyrok sądu rejonowego podtrzymał sąd okręgowy.
• Przed Samodzielnym Publicznym Szpitalem Klinicznym nr 1 we Wrocławiu działacze antyaborcyjni protestowali przeciwko tzw. aborcjom eugenicznym, które, ich zdaniem, są masowo wykonywane w lecznicach. Kontrpikietę zorganizowały aktywistki Ogólnopolskiego Strajku Kobiet (OSK). Wśród nich była Marta Lempart, która przez megafon mówiła m.in., że pokazywane przez „proliferów” krwawe zdjęcia płodów to manipulacja i kłamstwo. Lempart dostała wezwanie na komisariat. Usłyszała zarzut naruszenia ustawy Prawo ochrony środowiska poprzez użycie „szczekaczki”. Zdaniem policji aktywistka „zakłócała przebieg niezakazanego zgromadzenia Fundacji Pro-Prawo do Życia poprzez skandowanie haseł przy pomocy ręcznego urządzenia nagłaśniającego, czym naruszyła zakaz używania instalacji lub urządzeń nagłaśniających określony w m.in. 156 ust. 1 ustawy Prawo ochrony środowiska”.
„Ta historia jest dla mnie kompletnie absurdalna. Jak można postawić zarzut hałasowania na jednej z głównych ulic Wrocławia, przez którą przejeżdżają tysiące samochodów” – mówiła Lempart.
• Kiedy podczas jednej z kontrmiesięcznic w czasie przemówienia Jarosława Kaczyńskiego demonstranci zaczęli krzyczeć „kłamca”, policjanci dostali amoku. Kilkudziesięciu funkcjonariuszy ruszyło w kierunku oddalonej o 100 metrów i odgrodzonej barierkami pokojowej demonstracji. Gliniarze weszli w tłum i próbowali ściągnąć z drabinki Arkadiusza Szczurka, który skandował przez megafon. „W końcu spadłem z tej drabinki. Na szczęście nic mi się nie stało. Upadłem na ludzi. Policjanci byli jak w szale. Pacyfikowali legalną demonstrację” – mówił Szczurek.
„Kiedy niedaleko siebie odbywają się dwa legalne zgromadzenia, to policja nie ma możliwości karania organizatorów jednego z tych zgromadzeń za przeszkadzanie sąsiedniemu. Przecież równie dobrze można powiedzieć, że prezes Kaczyński swoją przemową zakłócał tę drugą manifestację” – tłumaczył Marcin Wolny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
•W proteście przeciwko nielegalnej wycince Puszczy Białowieskiej grupa ekologów przykuła się do bramek w holu głównym siedziby Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych i drzwi wejściowych do budynku. Domagali się przestrzegania prawa, zaprzestania wycinki, objęcia całej Puszczy Białowieskiej ochroną i spotkania z przedstawicielem Dyrekcji Lasów Państwowych. Policja brutalnie spacyfikowała protestujących. 24 aktywistów przewieziono na komendę, gdzie poddano ich szczegółowej rewizji. „Odebrano mi bieliznę, bo według policjantki zachodziło prawdopodobieństwo, że powieszę się w areszcie. Sprawdzano również ręką, czy nie ukrywam żyletek i innych ostrych narzędzi w pochwie lub odbycie” – mówiła jedna z zatrzymanych kobiet. Przeszukania były prowadzone w toaletach dostępnych dla osób postronnych, część zatrzymanych przeszukiwano i przesłuchiwano bez zdjęcia kajdanek.
• Obywatele RP stanęli pod komendą policji przy ul. Trzemeskiej we Wrocławiu z transparentami, m.in.: „Mamy Prawa: Prawa Fizyki, Prawa Logiki, Prawa Człowieka”. Policja zarzuciła działaczom opozycji, że umieścili transparenty w miejscu publicznym do tego nieprzeznaczonym i bez zgody zarządzającego. Gdy sąd ich uniewinnił, stróże prawa nie dali za wygraną. Oskarżyli Izabelę Witowską z Obywateli RP z innego paragrafu: „Kto zwołuje zgromadzenie bez wymaganego zawiadomienia albo przewodniczy takiemu zgromadzeniu lub zgromadzeniu zakazanemu, podlega karze aresztu do 14 dni, karze ograniczenia wolności albo karze grzywny”.
• W Łowiczu policyjne radiowozy otoczyły cztery emerytki, które wracały z demonstracji w obronie sądów. Stróże prawa oskarżyli kobiety o zaśmiecanie ulic ulotkami antyrządowymi, choć one utrzymywały, że nie mają z tym nic wspólnego. Funkcjonariuszka zażądała dowodów osobistych. Jedna z „podejrzanych” wyciągnęła telefon komórkowy i rozpoczęła na Facebooku transmisję z zatrzymania. Mundurowa nie umiała podać podstawy legitymowania. Powołała się na ustawę o policji. Potem poszła z dokumentami do radiowozu, a gdy wróciła, powiedziała, że chodzi o artykuł 63a Kodeksu wykroczeń, czyli umieszczanie ulotek bez zgody zarządcy obiektu. Jeden z towarzyszących jej policjantów miał powiedzieć, że „zadzwonił ktoś, komu się nie podobacie”. Całą „akcję” obejrzało ponad 600 tys. osób. Skompromitowana policjantka poczuła się urażona i wytoczyła proces emerytkom. Żąda 2 tys. zł za naruszenie dóbr osobistych.
• Stanowcza była reakcja policji, gdy przed domem Jarosława Kaczyńskiego na warszawskim Żoliborzu trzy osoby stały w milczeniu, trzymając transparent z napisem „Zdrada Ojczyzny nie ulega przedawnieniu”. Protestujących oskarżono o wykroczenie polegające na organizacji zgromadzenia bez wymaganego zawiadomienia i braku zgody zarządzającego miejscem na ustawienie transparentu. Sąd nie podzielił zarzutów stróżów prawa. Stwierdził, że było to zgromadzenie spontaniczne ( w reakcji na ekspresowe uchwalenie niekonstytucyjnej ustawy o Sądzie Najwyższym) w związku z „zaistniałym nagłym i niemożliwym do wcześniejszego przewidzenia wydarzeniem związanym ze sferą publiczną, której odbycie w innym terminie byłoby niecelowe lub mało istotne z punktu widzenia debaty publicznej”.
• Trzy emerytki z Zamościa musiały się tłumaczyć na komisariacie policji z tego, że pod biurem pisowskiego senatora Jerzego Chróścikowskiego zapaliły znicze w hołdzie Piotrowi Szczęsnemu. Gliniarze chcieli oskarżyć kobiety o nielegalne zgromadzenie i spowodowanie zagrożenia pożarowego, choć na pouczeniu się zakończyło. Staruszki obiecały, że jedyne zgromadzenia,
w których będą uczestniczyć, to procesje kościelne.
*** Również zapewnienia rzecznika Ciarki o tym, że policjanci „działają zawsze na podstawie prawa i w granicach prawa” można o kant dupy potłuc. Po tzw. Marszu Niepodległości w Warszawie zorganizowanym przez środowiska narodowe policja zatrzymała kilkudziesięciu kontrdemonstrantów, aktywistów Obywateli RP, pod zarzutem „zakłócenia zgromadzenia cyklicznego”. Sąd nie tylko uznał zatrzymania za bezzasadne i nieprawidłowe, ale zapowiedział też zawiadomienie prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez policjantów – przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków. Zdaniem sądu „funkcjonariusze policji doprowadzili zgromadzonych do jednostki policji, stosując przy tym środki przymusu bezpośredniego w postaci siły i chwytów obezwładniających”, choć nie było takiej potrzeby. Nie zachodziła bowiem obawa ucieczki, ukrywania się czy zatarcia śladów ewentualnego przestępstwa. Zatrzymanych nie pouczono o ich prawach i przyczynach zatrzymania, nie sporządzono protokołu.
Niezasadne – zdaniem sądu – było zatrzymanie Franciszka Jagielskiego z Łodzi, właściciela agencji ochrony Farmazon, który uczestniczył w antypisowskich demonstracjach. Jagielski został zatrzymany przez policję, zakuty w kajdanki i przewieziony na przesłuchanie do Warszawy. Jego mieszkanie zostało przeszukane, zabezpieczono komputery, dyski twarde, kamery, telefony. A to wszystko dlatego, że w czasie grudniowych demonstracji pod Sejmem miał krzyczeć do funkcjonariusza pisowskiej propagandy Michała Rachonia „Jebnę ci”, a do jego pomocnicy Anny Michalskiej z TVPiS „więcej szacunku mam dla kurwy spod latarni niż dla ciebie. Tamta przynajmniej wie, o co chodzi, a ty jesteś sprzedajna”.
Także zatrzymanie i zakucie w kajdanki Władysława Frasyniuka było – zdaniem sądu – „bezprawne, niedopuszczalne i bezzasadne”. Frasyniuk jest oskarżony o naruszenie nietykalności cielesnej dwóch policjantów na służbie w czasie tzw. kontrmiesięcznicy, choć na nagraniach dokumentujących zajście trudno się dopatrzyć agresji ze strony dawnego działacza „Solidarności”.
1 marca 2018 r., w dniu święta tzw. żołnierzy wyklętych, ulicami Warszawy przeszedł marsz środowisk skrajnie prawicowych. Policjanci nie zwrócili jednak uwagi na łamanie prawa przez uczestników pochodu (m.in. wykrzykiwano rasistowskie i wzywające do nienawiści i przemocy hasła). Swoją uwagę skupili na dr. Rafale Szuszku, adiunkcie w Katedrze Metod Matematycznych Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. Naukowiec, który próbował zablokować przejście neonazistów, został powalony na asfalt, skuty z rękami z tyłu i przewieziony na komendę. Jeden z policjantów w radiowozie miał do niego powiedzieć „siadaj, kurwo” i kilkukrotnie uderzył pięścią w twarz. Sylwester Marczak, rzecznik komendanta stołecznego policji, tak tłumaczył zajście: „Interwencja policjantów podyktowana była zakłócaniem i blokowaniem legalnego zgromadzenia. Policjanci wielokrotnie kierowali komunikaty wzywające do zachowania zgodnego z prawem, informując o możliwości użycia środków przymusu bezpośredniego. Co widać w przekazie medialnym. Podkreślamy z całą stanowczością, że policjantom wskazuje się na konieczność poszanowania godności osób, wobec których podejmowane są interwencje. Uwagi te są w pełni respektowane przez policjantów”.