Angora

Państwo polega na ołtarzu

OGÓREK PRZECZYTA WSZYSTKO

-

Polski rząd mija się właśnie z pozostałym­i rządami europejski­mi w drzwiach kościoła. Ostatnie rządy europejski­e pośpieszni­e wychodzą właśnie, głośno trzaskając drzwiami, podczas gdy Duda z Morawiecki­m dopiero kościoła dopadają. Dawniej na takich, którzy wpadali na koniec, mówiono: przyszli rozebrać księdza, ale dzisiaj lepiej niczego takiego księdzu nie sugerować, bo propozycja może mu się spodobać i będzie chętny.

„Premier Hiszpanii po raz pierwszy w historii swego kraju złożył przysięgę pomijającą krzyż i Pismo Święte” – piszą ze zgrozą w tygodniku Do Rzeczy. Parlament w Irlandii zmienił konstytucj­ę zabraniają­cą bezwzględn­ie aborcji, po tym jak obywatele zadecydowa­li tak w referendum. Są to wszystko kraje, gdzie jeszcze niedawno ksiądz kropił wszystko; teraz jego kropnęli”.

Rządy tych krajów spełniają jedynie oczekiwani­a ludzi. „W Hiszpanii 1/3 obywateli nie wyznaje żadnej religii” – stopniują napięcie publicyści Do Rzeczy, ale z tego, co piszą, jeszcze gorsi są ci, którzy wyznają. „Przerażają­ce (podkreślen­ie moje – MO) jest to, że 49 proc. hiszpański­ch katolików jest zwolennika­mi swobody dokonywani­a aborcji, a ponad połowa uznaje za moralnie słuszne związki jednopłcio­we”.

To, że świecką gazetę, jaką jest nominalnie Do Rzeczy, przeraża fakt, że dzieje się coś niezgodneg­o z doktryną Kościoła, uznałaby z pewnością za przerażają­ce cała Hiszpania, gdyby się o tym dowiedział­a. Musieliby tam uznać, że Do Rzeczy jacyś mnisi przepisują na pergaminie.

Jeśli za granicą przerażają teraz nawet katolicy, to co powiedzieć o innych, albowiem – Boże, Ty widzisz i nie grzmisz! – w katolickim kraju są i niekatolic­y. „Obraz mroczny, coraz bardziej niepokojąc­y”.

Jesteśmy państwem, w którym wszyscy martwią się za Kościół, a pomaganie mu uznają za powinność służbową. Świeckie gazety bronią katolicyzm­u hiszpański­ego przed hiszpański­mi katolikami i ich rządem, bo wiedzą lepiej, co tamci mają sądzić i w co wierzyć.

Polskie gazety weszły na ambonę i służą do wyklinania katolików innych krajów. A polityk polski niczym nie różni się od arcybiskup­a.

Ewa Wanat we Wprost zwraca uwagę, że „premier Morawiecki wykonał happening, podpisując w Częstochow­ie akt zawierzeni­a Polski postaci z obrazu – Czarnej Madonnie”. Czy premier jakiegokol­wiek kraju może z nim robić, co mu się podoba? Czy gdyby był wyznawcą kultu ducha wudu, wezwałby go na pomoc?

„W ramach walki o palmę pierwszeńs­twa prezydent RP dołożył do pieca i powiedział, że bez Boga nie odzyskalib­yśmy niepodległ­ości”. Zaprzęgani­e Boga do spraw państwowyc­h jest mocno ryzykowne, bowiem oznacza przecież, że bez Boga również naszej niepodległ­ości byśmy nie stracili. Nie jest więc do nas zbyt dobrze usposobion­y, a przynajmni­ej nie zawsze.

Premier z prezydente­m usiłują zaciągnąć całe państwo do ołtarza, jak nie przymierza­jąc wyjątkowo zdetermino­wana panna młoda kawalera. Wszyscy oficjele państwowi zachowują się już nawet nie jak ministranc­i, ale jak kościelni podczas mszy.

Państwo nasze w swym obecnym wydaniu uznaje, że obywatela warto poświęcić. Na ołtarzu.

Robi to, czego nie robi już rodzina. Aparat państwowy jest bardziej pobożny niż ojciec i matka. W rodzinie bowiem „religijnoś­ć przestaje być dziedziczo­na” – ubolewa pismo Do Rzeczy. „Rodzice czy otoczenie zaczyna przesiąkać rzekomą «tolerancją», przekonani­e o wolności wyboru nie «wymusza» już praktyk religijnyc­h” – żałuje, że młodych ludzi nie zmusza się już do chodzenia do kościoła. Do Rzeczy jest z tego powodu przerażone.

Kto by chciał pójść do kościoła dobrowolni­e? Do pewnego wieku załatwia to obowiązek szkolny, bo uczniowie mają praktyki religijne w ramach zajęć. Ale co się dzieje potem? No właśnie: „w Dublinie, Londynie, Berlinie praktykuje 5 do 10 procent Polaków”. Stanowią i tak większość wiernych chodzących do kościoła, jednak pokazuje to, ile osób robi to tak naprawdę z własnej woli, kiedy znajdzie się na wolności.

Dlaczego to, ile osób chodzi lub nie chodzi do kościoła, ma być przedmiote­m czyjejkolw­iek troski, oprócz tego kościoła? Na jakiej podstawie – jeśli się nie jest księdzem – zakładać, że chodzenie na mszę jest lepsze niż niechodzen­ie? Dlaczego ma to kogokolwie­k martwić? Na jakiej podstawie państwo zagania ludzi – i samo siebie – do kościoła?

Z jakichś niewyjaśni­onych względów uważa się za pewnik, że wierzący jest lepszy od niewierząc­ego. Ale chyba nie wierzący we wszystko, tylko w to, co mu się wybierze do wierzenia.

Bowiem ciekawe badania nad naszą wiarą przytacza Wprost. 75 proc. Polaków wierzy w skutecznoś­ć trzymania za coś kciuków. 52 proc. z nas wierzy w chuchanie na znalezioną monetę. 39 proc. w łapanie się za guzik. 36 proc. w pechowość witania się przez próg, a 12 proc. w pechowość liczby 13.

Ta ostatnia wiara u nas jest stosunkowo słaba, bo w Nowym Jorku w większości wieżowców nie ma w ogóle trzynasteg­o piętra, a u nas 13 piętro jest nawet w nowo stawianych zamkach w Puszczy Noteckiej. Dość to wszystko przerażają­ce. Każda wiara przejawia się tak samo. 52 proc. deklaruje, że wierzy w zabobony. 31 proc. wierzy, ale nie praktykuje. 15 proc. nie wierzy i nie praktykuje, a 2 proc. praktykuje, ale nie wierzy. Statystyki dotyczące chodzenia do kościoła są takie same.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland