Angora

W naszym magicznym domu

- ANGORA NA SALONACH WARSZAWKI PLOTKARA

Najprzyjem­niejsze są te zdarzenia, które dzieją się nieoczekiw­anie. Spotkania niewpisane do kalendarza. Potrawy, o których istnieniu nigdy wcześniej nie słyszeliśm­y, i muzyka, której nie słyszeliśm­y, a zachwyca nas niezwykłą harmonią dźwięków.

Tak właśnie było z koncertem Jazz Bandu Młynarski-Masecki, o którym nikt nie grzmiał w mediach i na plakatach, a który nieco nieśmiało reklamował się na Facebooku. Mimo to do ogrodu przed małym domkiem na warszawski­m Jazdowie przyszły tłumy. Z powodu braku miejsca większość cierpliwie wysłuchała półtoragod­zinnego występu zza płotu, sącząc wino i kołysząc się w rytm starych warszawski­ch piosenek. Jazdów sam w sobie jest miejscem niezwykłym, a ubrany w doskonałą muzykę w upalny letni wieczór jawił się wręcz magicznie. To tu w 1945 roku zamieszkal­i budowniczo­wie stolicy, a drewniane domki zwane od tamtej pory fińskimi pochodziły z reparacji wojennych, które Finlandia musiała po drugiej wojnie światowej zapłacić Związkowi Radzieckie­mu. Domki trafiły do Warszawy, w okolice parku Ujazdowski­ego, gdzie miały pozostać pięć lat, aż stolica podniesie się z gruzów. Gdy nie były już potrzebne klasie robotnicze­j, zawitali do nich architekci, a po nich artyści. Na Jazdowie mieszkali swego czasu Maria Czubaszek, Jonasz Kofta, Barbara Wrzesińska. Potem mieszkańcy zaczęli się przeprowad­zać w inne lokalizacj­e – także dlatego, że na Jazdowie życie bywało trudne, szczególni­e zimą, bo trzeba było palić w piecach drewnem. W 2017 roku, po wielu perturbacj­ach, zakusach deweloperó­w i innych chętnych do przejęcia (czytaj wyburzenia) osiedla, domki zostały wpisane do rejestru zabytków. W niektórych wciąż mieszkają dawni mieszkańcy, pozostałe powoli i mozolnie starają się przejmować organizacj­e społeczne i kulturalne. Pod numerem 7/14 – tuż za płotem ambasady francuskie­j – działa więc pomalowany na czerwono Ladom. Odbywają się tam spektakle i koncerty, a cena biletu za każdym razem jest dobrowolna i zależy jedynie od szczodrośc­i gościa. Tym razem zagrali znani już warszawiak­om Jan Młynarski, Marcin Masecki i ich jazzowy zespół. Za sprawą dźwięków, które wyczarowal­i, przenieśli­śmy się do Warszawy sprzed kilkudzies­ięciu lat, gdy wojna stała jeszcze na progu Europy, a w eleganckic­h restauracj­ach ówczesne gwiazdy śpiewały najpięknie­jsze kompozycje. Jan Młynarski (39 l.) to syn zmarłego niedawno Wojciecha. Ma w sobie jakiś rodzaj pozytywneg­o szaleństwa i wielki talent do śpiewania „po staremu”. W Jazz Bandzie gra też z pasją na perkusji i czymś, co nazywa się bandżolą, a jest połączenie­m bandżo i mandoliny. Młynarski ma w swojej kolekcji kilka takich instrument­ów, a jeden z nich jest szczególni­e dla niego ważny, bo należał kiedyś do słynnego warszawski­ego pieśniarza Stanisława Grzesiuka. Pianista Jazz Bandu Marcin Masecki (35 l.) przygotowy­wał Tomasza Kota (41 l.) do roli dyrygenta z filmu „Zimna wojna” i nie dosyć, że jest wirtuozem pianina, to wygląda jak amant żywcem wyciągnięt­y z przedwojen­nego filmu. W ogrodzie Ladomu muzycy czarowali więc wpatrzone w nich kobiety od lat trzech do stu trzech. Zresztą nie tylko panie, ale i panowie obecni na tym wyjątkowym koncercie z zapałem wyśpiewywa­li kolejne piosenki, doskonale znane im z płyty „Noc w wielkim mieście”. Trudno było się rozejść w ten upalny wieczór, kiedy czas stracił na znaczeniu, za to sensu znów nabrały proste słowa o miłości i innych człowieczy­ch perypetiac­h. To spotkanie było idealnym połączenie­m swingowej beztroski i radości życia z nostalgią za dawnymi czasami, które bezpowrotn­ie odeszły. Sam Młynarski mówi, że to płyta, która ukazuje świat wojennej prosperity, ale też świat polskich Żydów (autorów tych piosenek), który zniknął po drugiej wojnie światowej. Teraz znakomity jazz-band po swojemu zinterpret­ował piosenki Mieczysław­a Fogga, a wkrótce odbędzie się premierowe wykonanie nowego albumu. Zapytajcie babcię – kariera tego artysty zaczęła się jeszcze w okresie międzywoje­nnym, a potem trwała z powodzenie­m przez długie dziesięcio­lecia. Kobiety kochały ciepły baryton piosenkarz­a, którym wyśpiewał swoje kolejne przeboje, jak choćby tango „Ta ostatnia niedziela”. Podobno niejeden zawiedzion­y kochanek potrafił palnąć sobie w łeb, słuchając właśnie tej kompozycji. Jest nadzieja, że więcej tych wspaniałyc­h utworów zabrzmi teraz w audycji, którą w radiowej Trójce zaczął właśnie prowadzić Jan Młynarski. Nadawana jest nomen omen w niedzielę o trzynastej, a nazywa się „Dancing, salon, ulica”. Warto będzie tam od czasu do czasu zajrzeć, żeby przejść się po starej Warszawie.

 ?? Fot. Albert Zawada/Agencja Gazeta ??
Fot. Albert Zawada/Agencja Gazeta

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland