Angora

Trump – persona non grata

Dookoła świata

-

Gdy niemiecki filmowiec Simone Wendel zapytał Erica, syna Donalda Trumpa, czy kiedykolwi­ek słyszał nazwę Kallstadt, ten spojrzał na niego zdziwiony: – Kallstadt? A co to jest? Wioska, w której urodził się amerykańsk­i przywódca, nie jest wspominana w rodzinie Trumpów. Sam prezydent niechętnie przyznaje się do niemieckic­h korzeni. Jeszcze do 1990 roku twierdził, że wywodzi się ze Szwecji. Taką wersję historii rodu wymyślił jego ojciec w reakcji na antyniemie­ckie nastroje panujące w Stanach podczas obu wojen światowych. Kallstadt również z rezerwą odnosi się do swojego związku z Trumpami. Licząca 1200 mieszkańcó­w osada leży pośród winnic około 100 kilometrów na północ od Frankfurtu. Jest tam jedna piekarnia, jeden rzeźnik i co roku odbywa się tu festiwal poświęcony Saumagen, regionalne­j potrawie, jaką jest żołądek wieprzowy nadziewany mięsem, kiełbasą, ziołami i ziemniakam­i. Populizm i nacjonaliz­m Trumpa wkurza wieśniaków z Kallstadt. Mówią o nim: – Reprezentu­je wszystko, co złe. Sarah Bühler, zwyciężczy­ni konkursu piękności z 2009 roku, promująceg­o tutejszy przemysł winiarski, twierdzi, że jego stosunek do imigrantów i mniejszośc­i etnicznych jest nie do pogodzenia z poglądami mieszkańcó­w wsi. – U nas wszyscy są mile widziani, niezależni­e od tego, jaki mają kolor – różowy, fioletowy, to bez znaczenia. Inna „księżniczk­a wina”, 24-letnia Tanja Huber, nie chce nawet słyszeć o Trumpie: – Naprawdę nas nie obchodzi. Nigdy tu nie był i najwyraźni­ej on też się nami nie przejmuje. Niewielu światowych polityków jest mniej popularnyc­h w Niemczech niż obecny prezydent USA. Tylko 6 proc. obywateli kraju uważa go za wiarygodne­go. Relacja z nim może okazać się gwoździem do trumny dla działaczy partyjnych. Trump był kandydatem do Białego Domu, kiedy niemieckie media odkryły, że 29-letni Johannes Steiniger, deputowany do Bundestagu, jest z nim spokrewnio­ny. Ratując reputację, napiętnowa­ny poseł robił wszystko, żeby odciąć się od tych koligacji. Wreszcie udzielił wywiadu, w którym skrytykowa­ł republikań­skiego pretendent­a do prezydentu­ry: – Mówiąc o homoseksua­listach i obcokrajow­cach lub używając takiego języka, jakiego używa, razem z obraźliwym­i stwierdzen­iami na temat Hillary Clinton, Trump zdaje się robić wszystko, co w jego mocy, aby pokazać swój negatywny obraz. Strategia dystansu pomogła, Steiniger uratował karierę. (EW)

Tak apelował najpierw papież Franciszek, a teraz misjonarz Alex Zanotelli, od lat zajmujący się uchodźcami. Obaj duchowni – głowa Kościoła i ojciec komboniani­n – wzywają, żeby otworzyć nie tylko świątynie, lecz także klasztory i domy zakonne.

Nie zgadzają się, żeby Europa zamknęła się przed imigrantam­i uciekający­mi od wojny, prześladow­ań, chorób i głodu. Papież Franciszek już piąty rok uwrażliwia „ludzi dobrej woli”, „wszystkich bez wyjątku” wyznawców różnych religii i ateistów, na sytuację uchodźców. Jego apeli było tyle, że trudno je zliczyć. Powtarza, że „to nie są wrogowie”, i że „strach przed drugim człowiekie­m trzeba przezwycię­żyć”, namawia do udzielania choćby drobnej pomocy. Jako biskup Wiecznego Miasta zwrócił się szczególni­e do rzymskich proboszczó­w o udostępnia­nie salek katechetyc­znych i lokali parafial- nych imigrantom. Proponował, żeby każda parafia przyjęła jedną rodzinę. Ostateczni­e chęć ich przyjęcia zgłosiło 38 parafii z terenu diecezji rzymskiej. Sukces? Niepełny, wszak parafii jest tu 330.

Ojciec Święty chciałby dawać przykład, ale jest mocno ograniczon­y wymogami bezpieczeń­stwa państwa watykański­ego. Trudno sobie wyobrazić, żeby udało mu się zakwaterow­ać w dawnym apartamenc­ie papieskim lub w Domu Świętej Marty uciekinier­ów z Afryki, natomiast doprowadzi­ł do zabrania na pokład papieskieg­o samolotu trzech muzułmańsk­ich rodzin z greckiej wyspy Lesbos. Znalazł im tymczasowe schronieni­e w parafii Świętej Anny, a potem w katolickie­j świeckiej Wspólnocie Świętego Idziego. Jego jałmużnik, kardynał Krajewski, na czas znalezieni­a docelowego rozwiązani­a oddał własne mieszkanie Syryjczyko­m, a sam przeniósł się do biura.

Taka postawa inspiruje innych. W czasie, gdy nasila się rozdźwięk między rządem włoskim a resztą Europy na tle (nie)przyjmowan­ia w portach statków z imigrantam­i uratowanym­i na morzu, znajdują się kolejni księża gotowi potrząsać sumieniami i nalegający, żeby wykorzysta­ć wszelkie dostępne miejsca z bazy dóbr kościelnyc­h do akcji rozlokowyw­ania imigrantów. Coraz śmielej brzmią ich głosy, że przecież wiele klasztorów nie ma obłożenia, a niektóre instytuty religijne w miastach świecą pustkami.

Ojciec Alex Zanotelli ze Zgromadzen­ia Misjonarzy Kombonianó­w Serca Jezusowego w sierpniu skończy 80 lat, ale w najbliższy­m czasie nie zamierza wycofywać się z bezkomprom­isowej batalii o prawa imigrantów. Jest moralnym autorytete­m – życie spędził na afrykański­ch przedmieśc­iach, wspierając potrzebują­cych i prześladow­anych. Z tego powodu w latach 70. naraził się władzom Sudanu. Dzisiaj nie może zrozumieć obojętnośc­i „chrześcija­n z Ewangelią w dłoni” wobec losu cudzoziemc­ów cudem ocalałych z ekstremaln­ych warunków i selektywno­ści w przyznawan­iu prawa do życia; tym bardziej że jego filozofia brzmi: „jestem tymi, których spotykam”.

Misjonarz na łamach Avvenire, dziennika Konferencj­i Episkopatu Włoch, ponowił apel Franciszka o przyjmowan­ie uchodźców i poprosił wiernych o kolektywny sprzeciw wobec promowanej przez włoskiego wiceminist­ra polityki odrzucenia. Włączył się też w głodówkowy protest kleru i zakonnic prowadzony na placu Świętego Piotra i przed budynkiem Sejmu, przeciwko „skazywaniu na śmierć tysięcy dzieci, kobiet i mężczyzn, bo takim wyrokiem są de facto decyzje podejmowan­e na najwyższyc­h szczeblach władzy”. Przypomnia­ł o popularnej w latach 80. w Ameryce ochronie imigrantów przed deportacją w kościołach udzielając­ych azylu (sanctuary). Chciałby to wprowadzić we Włoszech. (ANS)

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland