Lata treningów i dyscypliny
Dla sportu zrezygnował z pracy strażaka i codziennie trenuje nawet siedem godzin. Mowa o Robercie Karasiu, mistrzu i rekordziście świata w potrójnym Ironmanie. – Jeszcze nieraz nas zaskoczy – twierdzi rodzina elblążanina, który pokonał odległość równą niemal długości Polski.
– Robert, to jest coś niesamowitego co zrobiłeś. Pokazałeś kolejny raz ludziom, że wszystko się mieści w naszej głowie – spieszył z gratulacjami Jerzy Górski. W 1990 roku został mistrzem globu w podwójnym Ironmanie (7,6 km pływania, 360 km jazdy na rowerze i 84 km biegu). Bohater filmu i książki „Najlepszy. Gdy słabość staje się siłą” uzyskał w USA czas 24 godziny 47 minut i 46 sekund. Karaś w niemieckim Lensahn przebił osiągnięcie głogowianina. Przepłynął ponad 11 km, czyli długość jeziora Tauty. Przejechał na rowerze 540 km. To trasa mniej więcej z Zakopanego do Gdańska. Do tego przebiegł prawie 127 km – to więcej niż w prostej linii odległość z Warszawy do Łodzi. Gdyby to zsumować i przenieść na mapę, to 28-latek pokonał odległość niemal równą długości Polski. Od Władysławowa po granicę ze Słowacją. Lub jak kto woli – z Białegostoku do Berlina. A to wszystko w czasie 30 godzin, 48 minut i 58 sekund. Dotychczasowy rekord świata poprawił o 59 minut.
– Były takie trzy momenty, że już mi głowa leciała, chwiałem się, ale już na tyle znam swój organizm, że wiem, kiedy przystopować. Myślę, że gdyby trasa trwała jeszcze kilometr dłużej, RAJCZYK Pies, kot, człowiek. Już ponad trzy tysiące Szwedów zdecydowało się na wszczepienie pod skórę mikroczipu z danymi osobistymi. Urządzenie ma wielkość dużego ziarenka ryżu, jest umieszczane specjalną igłą pod skórą dłoni – pomiędzy palcem wskazującym a kciukiem. Zastępuje nie tylko dowód osobisty, ale służy także jako klucz do otwierania drzwi elektronicznych i karta dostępu do aplikacji oraz umożliwia autoryzację mikropłatności, zastępując karty płatnicze. Technologia budzi spore kontrowersje. Podobną metodę identyfikacji znamy w Polsce z czipowania zwierząt domowych i być może dlatego nie kojarzy się nam zbyt dobrze. to mógłbym nie dobiec. Wszystko było wyliczone co do metra – relacjonował Karaś. Na dodatek warunki nie sprzyjały. Nawet w cieniu było ponad 30 stopni Celsjusza. – Mijaliśmy go na rowerze co dwanaście, trzynaście minut. Z kolei podczas biegu niecałe dziesięć. Trzeba wiedzieć, co w którym momencie podać, bo samopoczucie takiego zawodnika po 20 godzinach różnie może wyglądać – dodał jego trener przygotowania fizycznego Piotr Benewiat. Ci, którzy go znają, mówią, że jeśli ktoś miał te mordercze warunki i tempo wytrzymać, to właśnie on. Tytan pracy, który nigdy nie odpuszcza. Trenuje sześć, siedem godzin dziennie. – To jest przygotowanie fizyczne i psychiczne. Lata ciężkiej pracy. Trzeba wytrzymać w tej monotonii cały rok. Jak już nie ma kibiców, medali na zawodach, tylko codzienność – podkreślił brat Karasia, Sebastian.
Wie, co mówi. Sam jest mistrzem i rekordzistą w pływaniu. Jako pierwszy pokonał wpław 100 km Bałtyku – z Kołobrzegu na Bornholm. U nich osiąganie nieosiągalnego jest po prostu rodzinne. – Zawsze rywalizowali, kto dalej, szybciej, lepiej. Jeden chciał być lepszy od drugiego – przyznała mama Roberta i Sebastiana, pani Beata Karaś. Z pływaniem obaj byli związani od dziecka. Robert triathlonem zainteresował się kilka lat temu. I szybko zaczął odnosić sukcesy. W zeszłym roku pobił rekord podwójnego Ironmana. Dla sportu zrezygnował z pracy strażaka. – Wiem, że on jest w stanie się tu realizować na sto procent, że jeszcze nieraz nas zaskoczy, osiągając wynik, z którego wszyscy będą szczęśliwi – dodaje tata, Jerzy Karaś. Największe marzenie na najbliższe dni to odpocząć. A potem... znów wziąć się do pracy. – Chcę wrócić
– Trenuję sześć dni w tygodniu, trzy razy dziennie. Najcięższe tygodnie to 35 godzin treningu. Rano biegam ok. 20 km (na bieżni mechanicznej, jeśli nie sprzyja pogoda), potem basen ok. 5 km, później sesja treningowa na rowerze ok. 3 – 5 godzin. Ponadto współpracuję z trenerem przygotowania fizycznego Piotrem Benewiatem i uzupełniam trening o trzy jednostki treningowe na siłowni. Przed podwójnym Ironmanem to się sprawdziło, nie miałem żadnej kontuzji, a jestem pewien, że gdybym trenował tylko pływanie, rower i bieg, to prędzej czy później coś by się wydarzyło (...). Do tego dochodzą te wszystkie lata spędzone do tej pory w triathlonie, które ukształtowały mnie jako zawodnika. To wszystko teraz procentuje. Te setki przemierzonych kilometrów – szczerze mówiąc, nigdy nie liczyłem, ile tego było – sprawiają, że jestem przygotowany na ekstremalny wysiłek. Trzeba być systematycznym; ja nie mogę sobie powiedzieć: dziś mi się nie chcę, to nic nie robię. Są tylko wcześniej ustalone dni wolne, pozostałe sześć dni pracuję. Mam tak ustawione tygodnie, że praca stopniowo narasta. Pierwszy tydzień – średni, drugi – mocny, trzeci – bardzo mocny, czwarty – regeneracyjny. Ale regeneracja to nie jest leżenie przed telewizorem – to cały czas trzy treningi dziennie, tyle że luźniejsze – mówi Robert Karaś. wyborcza.trojmiasto.pl