Wszyscy ludzie generała?
pod warunkiem, że będą to rozwiązania socjalistyczne, ale on tego wątku w ogóle nie podjął.
Już na początku 1981 roku pisałem do Kani (ówczesny pierwszy sekretarz KC PZPR – przyp. autora) z propozycją utworzenia rządu koalicyjnego z katolikami, który ominąłby „Solidarność”. W 1981 roku miałem pewne wątpliwości, czy Wałęsa ma coś do gadania w „Solidarności”, gdyż wyraźnie było widać, że rządzi Geremek. Jednak w połowie 1988 pozycja Wałęsy w związku była już dominująca.
Oczywiście Kiszczak wiedział, kto w „Solidarności” był agentem, ale tą wiedzą się nie dzielił. Pamiętam, jak Ciosek prowadził rozmowy z ludźmi „Solidarności” w stanie wojennym i wówczas wściekły mówił, że MSW robi z niego durnia, podsyłając mu samych swoich agentów. Ale w rzeczywistości nie miał na ten temat żadnej wiedzy i kierował się tylko intuicją.
Negocjując z „Solidarnością”, cały czas byliśmy przekonani, że zachowamy władzę. Mało tego, wierzyliśmy w to nawet po przegranych wyborach w czerwcu 1989 r.
W 1988 istniała teoretyczna możliwość utworzenia jakiejś prawdziwie liberalnej koalicji. Ale od Okrągłego Stołu już było to niemożliwe i negocjacje z opozycją ograniczały się do głównego centrum „Solidarności”.
BOGDAN BORUSEWICZ, wicemarszałek Senatu, w sierpniu 1988 r. członek Tymczasowej Rady „Solidarności”:
– W 1988 roku, kiedy Wałęsa zdecydował się na rozmowy z Kiszczakiem i zakończenie strajku, byłem temu przeciwny, ponieważ uważałem, że jesteśmy za słabi i trzeba poczekać na trzecią falę strajków. Stałem na stanowisku, że najpierw powinno dojść do legalizacji „Solidarności”, a dopiero potem powinniśmy zasiąść do rozmów.
Wałęsa nie zaproponował mi uczestnictwa w rozmowach w Magdalence, dlatego informacje, o czym się tam dyskutuje, jakie są nastroje, miałem od Leszka Kaczyńskiego. Nie znalazłem się także podczas Okrągłego Stołu. Stało się tak, gdyż Wałęsa się mnie obawiał ( w sierpniu 1980 to nie Wałęsa, ale Borusewicz – z Jerzym Borowczakiem, Bogdanem Felskim i Ludwikiem Prądzyńskim – był głównym organizatorem strajku w Stoczni Gdańskiej im. Lenina – przyp. autora) i często mówił, że mu „przeszkadzam”.
Niektórzy historycy, ale i działacze „Solidarności”, uważają, że gdybyśmy nie podjęli rozmów z komunistami, to w końcu i tak zdobylibyśmy władzę. To prawda. Tylko czy wówczas doszłoby w Polsce do czegoś na kształt czechosłowackiej „aksamitnej rewolucji”, czy raczej rewolucji rumuńskiej (w której zginęły 1104 osoby – przyp. autora)? Moim zdaniem bylibyśmy bliżej rozwiązania rumuńskiego.
Mały Wałęsa
JAN RULEWSKI, senator, pierwszy przewodniczący Zarządu Regionu Bydgoskiego, w sierpniu 1988 r. członek Grupy Roboczej Komisji Krajowej, pozostającej w opozycji wobec Wałęsy:
– W 1988 roku w Bydgoszczy zakładałem już półjawnie struktury „Solidarności” grupujące pracowników 17 zakładów. Najważniejsi działacze związku z dawnych regionów jechali do Gdańska składać hołd Wałęsie. Chyba jako ostatni pojechałem i ja. Spotkanie miało miejsce na plebanii u księdza Jankowskiego, gdzie poczęstowano mnie bardzo dobrym obiadem. Rozmowa zaczęła się od tego, że Wałęsa zażądał pieniędzy ze składek, a następnie powiedział: Będziesz Wałęsą w Bydgoszczy. I zaraz dodał: – Ale małym Wałęsą. Organizowałem strajki, a po wyrzuceniu mnie z Rometu jeździłem jako taksówkarz. Mimo że byłem małym Wałęsą, to nic nie wiedziałem o spotkaniu Lecha z Kiszczakiem. Szczegóły rozmów poznałem bardzo późno. Myślę, że wtajemniczeni byli tylko Lis, Pusz, no i Wachowski, a także ksiądz Jankowski i oczywiście biskupi z Episkopatu.
Nie byłem zwolennikiem rozmów z komunistami. Uważałem, że jeszcze nie przyszedł na to czas, że powinniśmy zaczekać, aż władza będzie jeszcze słabsza. Z drugiej strony związek też był słaby. Pamiętam demonstrację, w której brało udział 45 osób, w tym moja matka. Ale z dzisiejszego punktu widzenia najważniejsze było to, że uniknęliśmy rozlewu krwi. RAJCZYK Bombowe miasteczko. Podczas budowy amerykańskiej bomby atomowej zbudowano prawdopodobnie największe w dziejach pole kempingowe. W 1943 roku z całych Stanów Zjednoczonych ściągnięto w tym celu 4000 przyczep kempingowych. Zgromadzono je w miejscowości Hanford w Stanie Waszyngton – a samo skupisko nazwano Hanford Trailer City. W przyczepach zamieszkało 12 tysięcy pracowników. Całe miasteczko atomowe zamieszkiwało ponad 50 tysięcy osób. Po roku 1947 przyczepy zwrócono właścicielom.
Nikogo nie słuchał
MIECZYSŁAW WACHOWSKI, w latach osiemdziesiątych kierowca i sekretarz Wałęsy, od 1991 do 1995 szef gabinetu prezydenta:
– W 1981 roku Wałęsa powiedział do mnie: Ja dostanę Nobla (Nagrodę Nobla dostał w 1983 r. – przyp. autora), ale oni nas pozamykają. Ale jak będę prezydentem, to ja to wszystko ureguluję. To pokazuje, że Wałęsa praktycznie od momentu, gdy został przywódcą „Solidarności”, myślał o odebraniu władzy komunistom.
Już w 1976 roku Wałęsa powiedział SB do widzenia. Dlatego gdy ktoś twierdzi, że podczas rozmów w 1988 roku mógł być sterowany przez Kiszczaka, to nie wie, co mówi.
Jeszcze w 1980 i 1981 roku Wałęsa pozostawał pod silnym wpływem Geremka, do którego należało ostatnie słowo. W 1988 roku już nikogo nie słuchał. Pamiętam takie jego spotkanie z Jaruzelskim i Glempem, na które poszedł zupełnie nieprzygotowany. Powiedział wtedy: Dopiero podczas takich rozmów mogę zobaczyć, czy się cofnąć, czy ich nacisnąć. Dlatego przed rozmowami przy Zawrat także się nie przygotowywał. Ale jak pokazała historia, Wałęsa postawił na swoim i zrealizował właściwie wszystko, co chciał.
Człowiek nie do ominięcia
Prof. ANTONI DUDEK, politolog, członek Rady Instytutu Pamięci Narodowej (2010 – 2016):
– Władza zastanawiała się, jak w rozmowach z „Solidarnością” pominąć Wałęsę. W latach 1986 – 1987 próbowali nakłonić Kościół, żeby w negocjacjach z nimi wzięły udział osoby desygnowane przez Episkopat. Ale ten pomysł zablokował Jan Paweł II.
Mimo że Wałęsa wśród części działaczy związkowych był niepopularny, a nawet znienawidzony, to jednak po tym jak dostał Nagrodę Nobla, w odbiorze społecznym stał się postacią nie do ominięcia.
W willi przy Zawrat komuniści nakłonili Wałęsę, aby wezwać do przerwania strajków i miał to być wstęp do czegoś większego.
Aktyw partyjny w terenie był bardzo zaniepokojony tym spotkaniem, dlatego Komitet Centralny przekazał organizacjom partyjnym swoje stanowisko, które brzmiało: to, że Kiszczak spotkał się z Wałęsą, nie oznacza zgody na legalizację „Solidarności”.
Władza nie chciała, żeby te rozmowy odbywały się pod szyldem „Solidarności”, a Wałęsa na to się nie zgadzał, dlatego Okrągły Stół nie odbył się jesienią 1988, tylko zimą 1989.
Wszystko właściwie sprowadzało się do tego, że Jaruzelskiemu i Kiszczakowi zależało na tym, żeby opozycja i Kościół pobłogosławiły operację przeniesienia centrum władzy z PZPR do tworzonego urzędu prezydenta (Jaruzelski został prezydentem w lipcu 1989 r. – przyp. autora). Te rozmowy kontynuowano w Magdalence i przy Okrągłym Stole. W ich wyniku Kościół dostał swoje ustawy, a „Solidarność” legalizację i do 35 proc. miejsc w Sejmie oraz możliwość walki o całą pulę w Senacie.
Czy Wałęsa i biskup Dąbrowski w 1988 roku byli tajnymi współpracownikami służb PRL? Gdyby byli, to nie urządzano by tego całego przedstawienia. Z faktu, że ktoś w przeszłości miał etap współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa, nie wynika, że ta współpraca musi trwać całe życie. Jestem przekonany, że Wałęsa w 1988 roku działał już niezależnie. Można zadać pytanie, czy istniała jakaś możliwość szantażu? Wówczas raczej nie. Niedługo ukaże się ciekawa publikacja, z której wynika, że w czasach, gdy Wałęsa był prezydentem, podjęto taką próbę, ale nie przyniosła ona efektów.
Wiele osób zastanawia się, czy gdyby nie doszło do rozmów w willi przy Zawrat, potem w Magdalence, a następnie przy Okrągłym Stole, to komunizm by upadł? Na pewno tak by było, ale trwałoby to zapewne kilkanaście miesięcy dłużej. Czy wówczas w Polsce miałby miejsce scenariusz czechosłowacki czy rumuński? Raczej ten pierwszy, bo władza nie była już zdolna do użycia siły na dużą skalę.
Twardy orzech do zgryzienia
Prof. JAN ŻARYN, historyk, senator, dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN (2006 – 2009):
– Osoby reprezentujące opozycję w pierwszych rozmowach z władzą moim zdaniem nie zostały wybrane przypadkowo. Można było założyć, że będą stanowiły twardy orzech do zgryzienia. Przygotowując się do dzielenia władzą z ludźmi z „Solidarności”, komuniści chcieli mieć jak najwięcej osób, na które byłyby jakieś haki. Dlatego przez długie miesiące władza nie godziła się na rozmowy z Kuroniem i Michnikiem, uznając, że mimo podobnej proweniencji ideowej będą trudniejszymi partnerami, zwłaszcza że nie było na nich kompromitujących materiałów.
O Wałęsie wszystko wiemy. A nie ulega wątpliwości, że biskup Jerzy Dąbrowski, jako TW „Ignacy”, był współpracownikiem SB (według historyków IPN brał za to pieniądze – przyp. autora). Jednak nie wiem, czy w 1988 roku nadal był związany z PRL-owskimi służbami. (*) Leszek Kołakowski (**) 14 lutego 1991 biskup Dąbrowski zginął w wypadku samochodowym, którego przyczyny do dziś wywołują wiele spekulacji.