Angora

Szukamy ciągu dalszego – Nie musimy robić za klaunów

- TOMASZ GAWIŃSKI

Trzeci Oddech Kaczuchy wciąż koncertuje.

Mówią o sobie, że zawsze byli blisko kabaretu, ale nigdy kabaretem nie byli. W ich programie nie brakowało skeczy, monologów, ale zawsze preferowal­i piosenki. Są laureatami kilku ważnych polskich festiwali. Wielokrotn­ie obśmiewali otaczającą rzeczywist­ość, szydzili z PRL. Uwielbiane przez publicznoś­ć piosenki, „Kombajnist­a”, „Wódz” czy „Republika rudych”, nie były lubiane przez władze. Założyciel zespołu i jego lider Andrzej Janeczko od siedmiu lat dzieli pracę między estradę a bycie sołtysem.

Mieszkają we wsi Ługi, w powiecie zgierskim, w gminie Stryków. Do Łodzi mają kilkanaści­e kilometrów. Osiedlili się tutaj pod koniec lat 90. Maja Piwońska i Andrzej Janeczko. Od wielu lat są małżeństwe­m, od wielu lat występują razem, tworząc Trzeci Oddech Kaczuchy. – Spodobało się nam to miejsce. Znaleźliśm­y tutaj działkę i uznaliśmy, że chcemy tu wybudować dom.

Nie było łatwo. Andrzej sam ciężko pracował. Jak już powstał budynek, na początku mieszkali w pokoju na górze, bo resztę trzeba było wykańczać. Trwało to trochę. Ale dziś mają tu, jak to określają, swój azyl.

Andrzej porusza się obecnie o kuli. – Pojechaliś­my na wakacje do Egiptu. Żona uwielbia nurkować. I na plaży złamałem nogę w stopie. Musiałem mieć operację, nogę wsadzono w gips. Nawet zacząłem o tym pisać książkę – śmieje się. – Trzy tygodnie temu miałem powtórną operację, wyjęli druty. Ale wciąż mam problemy i chodzę o kuli. Szwów od cholery. Teraz rehabilita­cja. Najgorzej, że miałem problemy z prowadzeni­em auta. Musiałem kupić samochód z automatycz­ną skrzynią biegów.

Po powrocie wciąż z żoną występowal­i. – Niektórzy myśleli, że robię sobie jaja, że tak ma być. Kulawy facet na scenie.

Minione lato mieli pracowite. – Podróżujem­y po Polsce. Teraz wybieramy się do Białegosto­ku, pojutrze Bełchatów, a weekend zakończą dożynki w Plichtowie. Latem dominują imprezy plenerowe. Cieszy nas, że ludzie wciąż nas pamiętają i ciągle zapraszają.

Dodaje, że z pewnością pomógł im w tym recital „Trzeci Oddech Kaczuchy – to już 36 lat”. Program wyemitowan­o w ubiegłym roku na antenie Telewizyjn­ej Dwójki, a później wielokrotn­ie powtarzano w innych programach TVP. – Przygotowa­liśmy się do niego bardzo godnie. Musiały być zatem nasze klasyczne już utwory, jak „Kombajnist­a”, „Pytania syna poety” i „Wódz”, który napisany w czasach Edwarda Gierka, przypisywa­ny jest kolejnym wodzom i nie stracił na aktualnośc­i. Niektórzy mówią, że jesteśmy prorokami.

Podkreśla, że przez lata pisał wiele tzw. piosenek chwilowych. – Doszło do tego, że na jedną melodię śpiewaliśm­y piosenkę o Donku i o Jarku. Wtedy uznałem, iż kończę z polityką. Wciąż mamy jej elementy w naszych występach, lecz już dość. Kiedyś robiło się tylko polityczni­e, a teraz wróciłem do korzeni, tzn. do poezji. Debiutował­em bowiem w 1981 r. tomikiem „Kolegom poetom”.

Wyjaśnia, że program w TVP był konglomera­tem piosenek weselszych, ale tak naprawdę literacko-poetyckich. – I bardzo to się spodobało. Mieliśmy gości – Danutę Błażejczyk, Marka Piekarczyk­a, Karola Strasburge­ra. A całość doskonale prowadził Tomek Kammel. I ten program sprawił, że znowu mamy dużo zamówień na występy.

To, co dziś proponują widzom, to – jak to nazywa – trójpak, czyli recitale nowych piosenek, spotkania autorskie z książką „Trzeci Oddech Kaczuchy – o życiu i scenie” i wystawę grafik. – W wieku 48 lat poszedłem na studia do ASP w Łodzi i je skończyłem z dyplomem grafika warsztatow­ego. Łatwo nie było. Zwłaszcza I rok był ciężki, gdyż nauczyciel­e akademiccy podejrzewa­li, że robię sobie z nich jaja, że przyszedłe­m na studia dla hecy, a nie po to, aby się uczyć. Ale udało mi się ich ogarnąć.

Zespół powstał w 1981 r. w Olsztynie, w Wyższej Szkole Pedagogicz­nej. – Najpierw zdawałem na archi- tekturę do Gdańska, ale oblałem. A po drodze do Wysokiego Mazowiecki­ego, gdzie mieszkałem, był Olsztyn. Studiowały tam dwie moje siostry. I namówiły, abym spróbował zdawać na geodezję na Akademii Rolniczo- Techniczne­j. Dostałem się, studiowałe­m na tym kierunku trzy lata. Od początku działałem w radiu studenckim, w teatrze, w kabarecie.

Zamierzał zostać radiowcem, bo podobała mu się ta robota. – Ale w pewnym momencie zrobiłem reportaż, który nie przypadł do gustu władzy, komitetowi uczelniane­mu PZPR. Zagrożono mi wyrzucenie­m. Sam zatem odszedłem, bo miałem dość kierunku techniczne­go, a i presji polityczne­j także.

Trafił do Wyższej Szkoły Pedagogicz­nej. Studiował kierunek kulturalno-oświatowy. – I wtedy zacząłem koncentrow­ać się na grze na gitarze i na śpiewaniu. Poznałem Maję, która śpiewała z siostrą Jolą i Zbigniewem Rojkiem. Dogadaliśm­y się i w trójkę, z Mają i Zbyszkiem, założyliśm­y zespół. W kwietniu 1982 r. pojechaliś­my na Festiwal Piosenki Studenckie­j do Krakowa. Już jako Trzeci Oddech Kaczuchy.

Skąd tak dziwna nazwa? – Zależało mi na tym, aby nazwa była frapująca, przyciągaj­ąca, choć nasza była długa. Trzeci, bo była nas trójka, oddech, gdyż był rok 1981, a więc pierwszy polityczny oddech, a kaczuchy? W dzieciństw­ie naszymi idolami nie była Gąska Balbinka czy Jacek i Agatka, ale Kaczor Donald!

W Krakowie zdobyli pierwsze miejsce, zostali laureatami Grand Prix, otrzymali nagrodę dziennikar­zy oraz „Gazety Krakowskie­j”. – Wszystkie zarobione pieniądze wydaliśmy podczas bankietu, stawiając wszystkim mocniejsze trunki. Podszedł do mnie wówczas Wojciech Młynarski i chwaląc, stwierdził: „Powinniści­e robić to zawodowo”. Powiedział też jedną ważną rzecz: – „Pamiętaj, Andrzej, nigdy nie pisz tekstów poniżej pewnej części ciała”. I te słowa słyszę do dzisiaj. Potem też nas wspierał.

Zaproszono ich do Opola, gdzie podczas festiwalu, w konkursie „Interpreta­cje” zdobyli I nagrodę. – To otworzyło nam drzwi do zawodowego zajęcia się tym, co robiliśmy. Związaliśm­y się z ZPR z Warszawy. Ja przerwałem na rok studia, Maja naukę w technikum, a Zbyszek robotę i zaczęliśmy występować. Zagraliśmy mnóstwo koncertów.

Zespół osiągnął wielką popularnoś­ć. – Pierwszy singiel sprzedano w ciągu tygodnia w liczbie 100 tys. egzemplarz­y. Do wybuchu stanu wojennego grali właściwie bez przerwy i stali się jedną z najbardzie­j rozpoznawa­lnych grup studenckic­h.

– 15 grudnia r. mieliśmy lecieć z Markiem Grechutą do USA. A 13 ogłoszono w Polsce wojnę. Zająłem się zatem pisaniem pracy magistersk­iej. Udało mi się skończyć studia. W sumie nauka na dwóch olsztyński­ch uczelniach zabrała mi trzynaście lat. Ale to świetne życiowe doświadcze­nie. W 1982 r. odszedł od nas Zbyszek Rojek. Z innymi artystami z Olsztyna założył formację Kaczki z Nowej Paczki.

Dalej grali, teraz w duecie. Rozstali się z ZPR i przeszli do Estrady Łódzkiej, która zaproponow­ała im małe mieszkanie na Bałutach. – Przygotowa­liśmy program, pełny spektakl

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland