Szukamy ciągu dalszego – Nie musimy robić za klaunów
Trzeci Oddech Kaczuchy wciąż koncertuje.
Mówią o sobie, że zawsze byli blisko kabaretu, ale nigdy kabaretem nie byli. W ich programie nie brakowało skeczy, monologów, ale zawsze preferowali piosenki. Są laureatami kilku ważnych polskich festiwali. Wielokrotnie obśmiewali otaczającą rzeczywistość, szydzili z PRL. Uwielbiane przez publiczność piosenki, „Kombajnista”, „Wódz” czy „Republika rudych”, nie były lubiane przez władze. Założyciel zespołu i jego lider Andrzej Janeczko od siedmiu lat dzieli pracę między estradę a bycie sołtysem.
Mieszkają we wsi Ługi, w powiecie zgierskim, w gminie Stryków. Do Łodzi mają kilkanaście kilometrów. Osiedlili się tutaj pod koniec lat 90. Maja Piwońska i Andrzej Janeczko. Od wielu lat są małżeństwem, od wielu lat występują razem, tworząc Trzeci Oddech Kaczuchy. – Spodobało się nam to miejsce. Znaleźliśmy tutaj działkę i uznaliśmy, że chcemy tu wybudować dom.
Nie było łatwo. Andrzej sam ciężko pracował. Jak już powstał budynek, na początku mieszkali w pokoju na górze, bo resztę trzeba było wykańczać. Trwało to trochę. Ale dziś mają tu, jak to określają, swój azyl.
Andrzej porusza się obecnie o kuli. – Pojechaliśmy na wakacje do Egiptu. Żona uwielbia nurkować. I na plaży złamałem nogę w stopie. Musiałem mieć operację, nogę wsadzono w gips. Nawet zacząłem o tym pisać książkę – śmieje się. – Trzy tygodnie temu miałem powtórną operację, wyjęli druty. Ale wciąż mam problemy i chodzę o kuli. Szwów od cholery. Teraz rehabilitacja. Najgorzej, że miałem problemy z prowadzeniem auta. Musiałem kupić samochód z automatyczną skrzynią biegów.
Po powrocie wciąż z żoną występowali. – Niektórzy myśleli, że robię sobie jaja, że tak ma być. Kulawy facet na scenie.
Minione lato mieli pracowite. – Podróżujemy po Polsce. Teraz wybieramy się do Białegostoku, pojutrze Bełchatów, a weekend zakończą dożynki w Plichtowie. Latem dominują imprezy plenerowe. Cieszy nas, że ludzie wciąż nas pamiętają i ciągle zapraszają.
Dodaje, że z pewnością pomógł im w tym recital „Trzeci Oddech Kaczuchy – to już 36 lat”. Program wyemitowano w ubiegłym roku na antenie Telewizyjnej Dwójki, a później wielokrotnie powtarzano w innych programach TVP. – Przygotowaliśmy się do niego bardzo godnie. Musiały być zatem nasze klasyczne już utwory, jak „Kombajnista”, „Pytania syna poety” i „Wódz”, który napisany w czasach Edwarda Gierka, przypisywany jest kolejnym wodzom i nie stracił na aktualności. Niektórzy mówią, że jesteśmy prorokami.
Podkreśla, że przez lata pisał wiele tzw. piosenek chwilowych. – Doszło do tego, że na jedną melodię śpiewaliśmy piosenkę o Donku i o Jarku. Wtedy uznałem, iż kończę z polityką. Wciąż mamy jej elementy w naszych występach, lecz już dość. Kiedyś robiło się tylko politycznie, a teraz wróciłem do korzeni, tzn. do poezji. Debiutowałem bowiem w 1981 r. tomikiem „Kolegom poetom”.
Wyjaśnia, że program w TVP był konglomeratem piosenek weselszych, ale tak naprawdę literacko-poetyckich. – I bardzo to się spodobało. Mieliśmy gości – Danutę Błażejczyk, Marka Piekarczyka, Karola Strasburgera. A całość doskonale prowadził Tomek Kammel. I ten program sprawił, że znowu mamy dużo zamówień na występy.
To, co dziś proponują widzom, to – jak to nazywa – trójpak, czyli recitale nowych piosenek, spotkania autorskie z książką „Trzeci Oddech Kaczuchy – o życiu i scenie” i wystawę grafik. – W wieku 48 lat poszedłem na studia do ASP w Łodzi i je skończyłem z dyplomem grafika warsztatowego. Łatwo nie było. Zwłaszcza I rok był ciężki, gdyż nauczyciele akademiccy podejrzewali, że robię sobie z nich jaja, że przyszedłem na studia dla hecy, a nie po to, aby się uczyć. Ale udało mi się ich ogarnąć.
Zespół powstał w 1981 r. w Olsztynie, w Wyższej Szkole Pedagogicznej. – Najpierw zdawałem na archi- tekturę do Gdańska, ale oblałem. A po drodze do Wysokiego Mazowieckiego, gdzie mieszkałem, był Olsztyn. Studiowały tam dwie moje siostry. I namówiły, abym spróbował zdawać na geodezję na Akademii Rolniczo- Technicznej. Dostałem się, studiowałem na tym kierunku trzy lata. Od początku działałem w radiu studenckim, w teatrze, w kabarecie.
Zamierzał zostać radiowcem, bo podobała mu się ta robota. – Ale w pewnym momencie zrobiłem reportaż, który nie przypadł do gustu władzy, komitetowi uczelnianemu PZPR. Zagrożono mi wyrzuceniem. Sam zatem odszedłem, bo miałem dość kierunku technicznego, a i presji politycznej także.
Trafił do Wyższej Szkoły Pedagogicznej. Studiował kierunek kulturalno-oświatowy. – I wtedy zacząłem koncentrować się na grze na gitarze i na śpiewaniu. Poznałem Maję, która śpiewała z siostrą Jolą i Zbigniewem Rojkiem. Dogadaliśmy się i w trójkę, z Mają i Zbyszkiem, założyliśmy zespół. W kwietniu 1982 r. pojechaliśmy na Festiwal Piosenki Studenckiej do Krakowa. Już jako Trzeci Oddech Kaczuchy.
Skąd tak dziwna nazwa? – Zależało mi na tym, aby nazwa była frapująca, przyciągająca, choć nasza była długa. Trzeci, bo była nas trójka, oddech, gdyż był rok 1981, a więc pierwszy polityczny oddech, a kaczuchy? W dzieciństwie naszymi idolami nie była Gąska Balbinka czy Jacek i Agatka, ale Kaczor Donald!
W Krakowie zdobyli pierwsze miejsce, zostali laureatami Grand Prix, otrzymali nagrodę dziennikarzy oraz „Gazety Krakowskiej”. – Wszystkie zarobione pieniądze wydaliśmy podczas bankietu, stawiając wszystkim mocniejsze trunki. Podszedł do mnie wówczas Wojciech Młynarski i chwaląc, stwierdził: „Powinniście robić to zawodowo”. Powiedział też jedną ważną rzecz: – „Pamiętaj, Andrzej, nigdy nie pisz tekstów poniżej pewnej części ciała”. I te słowa słyszę do dzisiaj. Potem też nas wspierał.
Zaproszono ich do Opola, gdzie podczas festiwalu, w konkursie „Interpretacje” zdobyli I nagrodę. – To otworzyło nam drzwi do zawodowego zajęcia się tym, co robiliśmy. Związaliśmy się z ZPR z Warszawy. Ja przerwałem na rok studia, Maja naukę w technikum, a Zbyszek robotę i zaczęliśmy występować. Zagraliśmy mnóstwo koncertów.
Zespół osiągnął wielką popularność. – Pierwszy singiel sprzedano w ciągu tygodnia w liczbie 100 tys. egzemplarzy. Do wybuchu stanu wojennego grali właściwie bez przerwy i stali się jedną z najbardziej rozpoznawalnych grup studenckich.
– 15 grudnia r. mieliśmy lecieć z Markiem Grechutą do USA. A 13 ogłoszono w Polsce wojnę. Zająłem się zatem pisaniem pracy magisterskiej. Udało mi się skończyć studia. W sumie nauka na dwóch olsztyńskich uczelniach zabrała mi trzynaście lat. Ale to świetne życiowe doświadczenie. W 1982 r. odszedł od nas Zbyszek Rojek. Z innymi artystami z Olsztyna założył formację Kaczki z Nowej Paczki.
Dalej grali, teraz w duecie. Rozstali się z ZPR i przeszli do Estrady Łódzkiej, która zaproponowała im małe mieszkanie na Bałutach. – Przygotowaliśmy program, pełny spektakl