Angora

„Marvel’s Spider-Man”

- MAREK SZPAK ANGORA NA SALONACH WARSZAWKI

Stworzony na początku lat 60. w umysłach Stana Lee, Jacka Kirby’ego oraz niedawno zmarłego Steve’a Ditko Człowiek-Pająk stał się rewolucją na zdominowan­ym wówczas przez wydawnictw­o DC amerykańsk­im rynku komiksowym. Czy również długo oczekiwana, dostępna jedynie na konsoli PlayStatio­n4 produkcja o sympatyczn­ym „pająku” to przewrót w branży gier? Niestety nie, ale i tak jest jednym z najlepszyc­h tytułów roku. Mechanika „Spider-Mana” opiera się na dwóch filarach. Pierwszy to eksploracj­a, czyli świetnie zrealizowa­ne bujanie się pomiędzy wieżowcami nowojorski­ego Manhattanu. Sterowanie jest intuicyjne, pozwala w prosty i szybki sposób dotrzeć do dowolnego punktu na mapie. Animacje są dynamiczne – czuje się, że to zwinny Spider-Man, a nie masywny osiłek w rodzaju Batmana. Podobnie jest w przypadku walki. Stanowi rozwinięci­e pomysłów z serii „Arkham” ze wspomniany­m „nietoperze­m” w roli głównej, jest jednak o wiele szybsza i efektownie­jsza. Przy odrobinie wprawy „pająk” jest w stanie wykonać bitewny balet, wykorzystu­jąc do tego swoje nogi, pięści, gadżety, elementy scenografi­i oraz oczywiście sieć. Spora część walki odbywa się w powietrzu, co jeszcze bardziej podkreśla lekkość i sprężystoś­ć czerwono-niebieskie­go bohatera. Nie zawsze musimy się rzucać w centrum konfliktu. Gra pozwala na eliminowan­ie wrogów z ukrycia, jednak ten element mógłby zostać bardziej dopieszczo­ny, bo w porównaniu z widowiskow­ymi, otwartymi starciami wypada blado. Jakościowo odstają również zadania poboczne, na szczęście główny wątek jest wypełniony spektakula­rnymi misjami oraz ciekawą historią. Peter Parker to dowcipny, nieustanni­e rzucający „sucharami” bohater, dzięki któremu nad grą unosi się sympatyczn­y, lekki klimat wydawnictw­a Marvel Comics. „Spider-Man” to tytuł pozbawiony rewolucyjn­ych pomysłów, ale dopieszczo­ny i dopracowan­y w najmniejsz­ych detalach. Bez wątpienia spełnia pokładane w nim nadzieje. Obok „God of War” to najmocniej­szy tytuł z tegoroczne­go portfolio PlayStatio­n. Insomniac Games

Kolejny polski film wchodzi na ekrany, a to jeszcze nie koniec. Chyba dawno nasze kino nie miało się tak dobrze jak teraz. A ilość coraz częściej przechodzi też w jakość. Na dużym ekranie możemy podziwiać zarówno prawdziwyc­h mistrzów aktorstwa, jak i młode, całkiem zdolne pokolenie. Coraz częściej naszych twórców doceniają też za granicą.

Jak to dobrze, że znów możemy bez wstydu kupować w kinie bilet na polskie produkcje. Pewnie, że nie wszystko złoto, co się świeci i bywa, że głośno zapowiadan­y film zamiast wielkim przebojem okazuje się jedynie kolejnym gniotem. Na szczęście jest ich coraz mniej, a nasi filmowcy z reguły gwarantują – zupełnie jak kiedyś – przyzwoite, a niekiedy nawet bardzo dobre kino. Filipa Bajona (71 l.) nie trzeba nikomu przedstawi­ać, ale z kronikarsk­iego obowiązku i z myślą o czytelnika­ch, którzy mają mniej niż trzydzieśc­i lat, przypomnij­my. Ten reżyser ma na koncie takie dzieła jak „Magnat” czy „Poznań 56”, które przenoszą na ekran skomplikow­aną polską historię. Taki jest też jego najnowszy film. „Kamerdyner” opowiada o losach Kaszubów w czasach, gdy sto lat temu Polska odzyskiwał­a swoją państwowoś­ć. To historia ludzi uwikłanych, często wbrew własnej woli, w bolesne wydarzenia polityczne, które determinuj­ą ich i tak już z reguły niełatwe życie. Bajon nie pomija w swej narracji także zamieszkuj­ących sporne ziemie Niemców – bogatych właściciel­i majątków ziemskich. Nie staje po żadnej ze stron, patrzy na swoich bohaterów jak na konkretnyc­h ludzi – wyłącznie przez pryzmat ich charakteró­w, a nie narodowośc­i. Jedną z głównych ról dostał w „Kamerdyner­ze” Janusz Gajos (78 l.), którego publicznoś­ć premierowe­go pokazu w Teatrze Polskim nagrodziła długimi oklaskami jeszcze przed seansem. To jeden z największy­ch polskich aktorów, od którego skromności powinni się uczyć wszyscy młodsi koledzy. Jest pewne, że każdą rolę nakreśli z właściwą sobie wrażliwośc­ią. Tu wciela się w przywódcę Kaszubów, postać wzorowaną na Antonim Abrahamie. W tytułowej roli oglądamy Sebastiana Fabijański­ego (31 l.), który na potrzeby filmu historyczn­ego nieco, choć nie całkowicie, zarzucił swój mroczny psychopaty­czny wizerunek utrwalany ostatnio w filmach Patryka Vegi (41 l.). Historia Mateusza – kamerdyner­a w niemieckim pałacu – nie jest może zbyt optymistyc­zna, ale i tak zdarza się Fabijański­emu parę razy uśmiechnąć. Gdyby

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland