Flandryjskie klimaty
Czy tutaj jest bezpiecznie?
To podstawowe pytanie, które zadają sobie turyści z Polski. Szczególnie nasila się ono ostatnio, gdy wielką popularnością zaczęły cieszyć się seriale opowiadające o przemyśle narkotyków mającym szlaki wiodące przez Meksyk. Odpowiedź może zaskoczyć, bowiem w Mieście Meksyk jest dość bezpiecznie. Oczywiście są dzielnice zamieszkane przez biedotę, gdzie nietrudno być okradzionym. Jednak w większości miejsc odwiedzanych przez turystów nie brakuje mundurowych strzegących porządku. Nie powinna tu dziwić obecność policjantów wyposażonych w długą broń. Zresztą przy okazji gliniarzy warto poruszyć temat korupcji. Tajemnicą poliszynela jest to, że z racji małych zarobków policjanci są tutaj podatni na „branie w łapę”. Doskonale przekonał się o tym mój znajomy, który spieszył się na lotnisko. Jechał samochodem wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno. Nagle zajechał mu drogę radiowóz policyjny. Jak się później okazało, policjant wyłączył światła w samochodzie i jechał za nim po ciemku do momentu, aż znajomy przekroczy prędkość. Dopiero w tym momencie zapalił koguty, wyprzedził go i kazał zjechać na pobocze. Dyskusji właściwie nie było. Można było zapłacić mandat albo skorzystać z promocji – dać łapówkę o wiele mniejszą. Policjant przystał na drugi wariant. Wziął do kieszeni odpowiednik 20 złotych i puścił znajomego wolno, informując dodatkowo, gdzie po drodze jeszcze będą stały kolejne patrole policji... W przypadku mundurowych zaskakiwać może coś jeszcze. Tu każdy przechodzi na czerwonym świetle, o ile oczywiście jest okazja i akurat nie przejeżdża samochód. Policja zupełnie na to nie reaguje, o czym miałem okazję się przekonać, gdy w obecności dwójki gliniarzy na skrzyżowaniu przechodziłem na czerwonym świetle. Co innego, gdybym spowodował wypadek. Wówczas, z racji tego, że złamałem przepis, zostałbym ukarany mandatem...
Egzamin, którego nie ma
Dobrym zakończeniem opowieści z Mexico City niech będzie historia o tym, jak wygląda egzamin na prawo jazdy. Oczywiście szczegóły zależą od stanu, ale w większości z nich w skrócie wygląda to następująco... Na egzamin przyjeżdżamy własnym samochodem, ponieważ Meksykanie wychodzą z założenia, że samemu trzeba nauczyć się jeździć i jeśli ktoś tego nie potrafi, to po prostu nie będzie jeździł. Kiedy już przyjedziemy, idziemy do miejsca przypominającego komisariat policji. Tam płacimy odpowiednią kwotę, wypełniamy formularz i przystępujemy do egzaminu z teorii. Do niego zaś nie trzeba się uczyć, bowiem policjant podaje prawidłowe odpowiedzi, po czym rozwiązujemy test. Chwilę później dowiadujemy się, że zdaliśmy egzamin i możemy odebrać prawo jazdy! Co więcej, w większości stanów nawet nie trzeba zdawać żadnego egzaminu. Niezły meksyk, prawda?
Antwerpia zdaje się być mało znana wśród polskich turystów, choć Belgia pozostaje celem marzeń zawodowych wielu naszych rodaków, a i leży niedaleko. Wielki port morski (drugi w Europie po holenderskim Rotterdamie) leżący u ujścia rzeki Skaldy, utrwalił się w świadomości jako centrum handlu diamentami oraz rodzinne miasto malarza Rubensa. W obu wypadkach zasadnie. Kto chce kupić kamienie szlachetne, odwiedza antwerpskie szlifiernie, których rodowód sięga kilku wieków wstecz. W pamięci zostaje także dom Rubensa, w którym wielki flamandzki artysta żył i tworzył, pełen autentycznych sprzętów i kolorytu rodem z XVII wieku. Atrakcją jest wizyta na rynku Grote Markt, tętniącym życiem placem, od którego można zagłębić się w stare uliczki pełne sklepów i restauracji. Antwerpia, podobnie jak sąsiednie Gandawa i Brugia, jest pomostem między czasem minionym a przyszłością.
Gandawa to drugi klejnot regionu. U początków miasta stoją Celtowie, ale ci zakładali setki miejscowości w Europie. Magnesem przyciągającym turystów do Gandawy jest tradycja produkcji sukna, na którym miasto szalenie się wzbogaciło, dzięki czemu znakiem rozpoznawczym miasta stała się nauka i kultura. W 1913 roku zorganizowano tu Wystawę Światową, zaś w 1944 miasto wyzwalali między innymi polscy żołnierze z dywizji pancernej gen. Maczka. Pamięć o tym jest pośród gandawczyków żywa do dziś. Miasto jest rzadkiej urody, zbudowane nad wodą, pełne mostów, kamiennych nabrzeży i gry świateł.
Do Brugii stąd już niedaleko. To perła kraju. Jedno z najpiękniejszych miast Europy. Od wieków żyje z handlu, ale prestiż buduje uniwersytetem i wielkimi postaciami europejskiej kultury. Kolebka flamandzkiego malarstwa. Warto zatrzymać się tu na kilka dni i pooddychać atmosferą średniowiecza, które zaskakująco dobrze prezentuje się we współczesności.
Ł. Azik BRUKSELA. ANTWERPIA, BRUGIA, GANDAWA. TRAVELBOOK. HELION/ BEZDROŻA, Gliwice 2018, s. 200. Cena 26,90 zł.