Mój klient to wariat!
Budowlaniec i handlarz wędlinami chcieli wyłudzić 160 milionów zł podatku VAT
Dwaj panowie z Pabianic wpadli na pomysł interesu. Jeden zamówił u drugiego obrazy. Konkretnie 20 sztuk. Drugi, nazwijmy go „artystą”, namalował je. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie cena owych dzieł. Według faktury, jaka spłynęła do pabianickiego urzędu skarbowego, „artysta” miał za nie dostać 2 miliardy złotych. Plus 160 milionów podatku VAT.
Oskarżeni: Damian M. (33 l.) – wykształcenie podstawowe, ale z powołania artysta, Damian M. (29 l.) – licencjat z ekonomii, trudnił się handlem wędlinami O: m.in. usiłowanie wyłudzenia podatku VAT w wysokości 160 milionów zł Obrońcy: Małgorzata Striżko i Arkadiusz Wróblewski Oskarżenie: prokurator Ewa Stęplewska, Prokuratura Rejonowa w Pabianicach
Sąd: sędzia Joanna Krakowiak, Sąd Okręgowy w Łodzi
– Ile faktur przyniósł do rozliczenia oskarżony? – dopytuje sędzia. – Tylko tę jedną. Również Hubert P., księgowy drugiego z oskarżonych, po otrzymaniu do rozliczenia faktury na ponad 2 miliardy zł był oszołomiony:
– Od razu mówiłem, że to nierealna faktura. Nie chciałem jej przyjąć, ale z wypowiedzi Damiana wynikało jasno, że chce ją rozliczyć.
Gdy faktury trafiły na biurka urzędników, ci natychmiast przeprowadzili kontrolę. Jej wynik był jasny. Faktury zostały sztucznie zawyżone. Co oczywiście nie pozwala na odliczenie podatku VAT, pozwoliło natomiast na postawienie obu mężczyznom zarzutów. Na temat dzieł wypowiedział się również biegły rzeczoznawca, historyk sztuki. Jego zdaniem prace namalowane były bez znajomości podstawowych zasad kompozycji i technologii malarskiej. Co więcej, warstwa malarska części prac nie wyschła, ponieważ użyto złego rozcieńczalnika. Biegły był pewien, że obrazy mają charakter amatorski, zaś inne dzieła autora nie są notowane w rankingach wycen zamieszczonych na portalach aukcyjnych. I najważniejsze: cena. Biegły wycenił wszystkie obrazy na sumę 830 złotych.
Artysta prosto z drzewa
Damian M., twórca dzieł, pojawił się w sądzie tylko raz. Nie wyglądał najlepiej. Wychudzony, niedbale ubrany, miał dużo do powiedzenia, ale tylko przed salą sądową. Kiedy stanął przed sądem, był już mniej rozmowny.
– Czy zrozumiał pan akt oskarżenia? – sędzia Joanna Krakowiak zadała mu standardowe pytanie.
– Poniekąd – padła już mało standardowa odpowiedź. – Ale do stawianych zarzutów nie przyznaję się.
Zgodził się odpowiedzieć tylko na pytania swojej obrońcy Małgorzaty Striżki:
– Czy jest pan od czegoś uzależniony?
– Oczywiście – stwierdził pewnie i niemal z dumą oskarżony. – Nadużywam alkoholu, marihuany, amfetaminy i dopalaczy. Nadużywam ich niemal od urodzenia. Nie piłem i nie paliłem do 7. roku życia. Próbowałem podjąć leczenie odwykowe, ale nie było dla mnie miejsca na odwyku.
Zaczepiony przez dziennikarzy na sądowym korytarzu chętnie odpowiadał na każde pytanie. Dzięki temu wiadomo, że duszę artystyczną odkrył u siebie podczas ostatniej odsiadki w więzieniu. Uznał, że skoro sprawia