McCartney znów na topie
Były członek The Beatles jest w centrum uwagi melomanów na świecie. Znalazł się zarówno na szczycie amerykańskiej listy bestsellerów płytowych „Billboard 200”, jak i na czele zestawienia najbogatszych brytyjskich muzyków. Majątek artysty wynosi 1,2 miliarda dolarów (według „Celebrity Net Worth”).
Mimo pokaźnego majątku i bogactwa artystycznych dokonań McCartney jest nadal pełen inwencji. We wrześniu ukazało się jego najnowsze dzieło zatytułowane „Egypt Station”. Album traktuje o podróży pociągiem, który zatrzymuje się na tylu stacjach, ile jest nagrań na płycie. Każde kolejne miejsce postoju przynosi nowe muzyczno-liryczne treści.
McCartney ma za sobą ponad pół wieku kariery. Wspólnie z Johnem Lennonem napisał blisko 300 piosenek, nie mając wykształcenia muzycznego i nie czytając nut. Również jako solista może pochwalić się obszernym, bo liczącym 18 tytułów, fonograficznym dorobkiem (jeśli uwzględnić longplay „Ram” firmowany wspólnie z żoną Lindą) i wciąż z powodzeniem koncertuje.
W 1968 roku artysta Michael Leonard – zainspirowany piosenką Beatlesów „When I’m 64” – wyobraził sobie, jak będą wyglądać członkowie grupy, kiedy skończą 64 lata, i tak przedstawił ich na portrecie. Mimo że McCartney jest dziś o 12 lat starszy niż w wizjach autora obrazu, wygląda lepiej niż przewidywał malarz. Wprawdzie włosy ma bardziej siwe, ale jest szczuplejszy. Emanuje osobistym urokiem i nie opuszcza go dobry humor. „Byliśmy jedynymi ludźmi, którzy nigdy nie widzieli Beatlesów” – żartuje. Z kolei owiany legendą brak obuwia na słynnym zdjęciu z okładki „Abbey Road” wyjaśnia prozaicznie: „Miałem w tym dniu na nogach sandałki, a ponieważ podczas sesji zdjęciowej panował upał, to je zdjąłem”.
Muzyk gościł niedawno w telewizyjnym programie „The Tonight Show” Jimmy’ego Fallona. Gospodarz audycji przypomniał, jak to on i McCartney jedli w Londynie kolację i do ich stołu podeszła fanka byłego Beatlesa, wyznając, że jest zakochana w jego twórczości. Dodała, że najbardziej lubi piosenkę „Hej Jude”. Na to McCartney zaśpiewał początek utworu, a zaskoczeni takim obrotem sprawy pozostali goście restauracji wtórowali mu w refrenie.
Artysta ma wciąż wiele zaskakujących pomysłów. Niedawno kilka z nich doczekało się realizacji. Przykładem album „Kisses on the Bottom” (2012), na którym ten rockowy muzyk zamienił się w wokalistę jazzowego i wykonał zestaw standardów oraz dwie własne kompozycje nie tylko z rockmanami, ale też z orkiestrą, dziecięcym chórem oraz kilkoma światowej sławy przedstawicielami muzyki improwizowanej, z Dianą Krall na czele.
W tym roku latem McCartney zaskoczył fanów ogłoszonymi w ostatniej chwili pięcioma występami, które zapowiadały jego nową płytę. Pierwsze cztery odbyły się w Wielkiej Brytanii – jeden w Londynie, a trzy w Liverpoolu. Ostatni – 26 lipca w klubie Cavern, gdzie Beatlesi grali po raz pierwszy w 1961 roku. Przed estradą zamkniętego w 1973 roku obiektu, a później przebudowanego i stanowiącego dziś cel wypraw fanów grupy, zgromadziło się kilkuset melomanów, którym piosenkarz zaprezentował trzy utwory z premierowego albumu i ponad dwadzieścia z repertuaru The Beatles. Podobny występ miał miejsce 7 września na nowojorskiej stacji kolejowej. Publiczność liczyła około 300 osób. Przebojów McCartneya wysłuchali m.in.: Meryl Streep, Chris Rock, Amy Schumer, Jimmy Fallon i Jon Bon Jovi. Największe brawa otrzymała kompozycja „Hey Jude”, którą publiczność śpiewała razem z wokalistą. W sierpniu minęło pół wieku od premiery tego utworu, a singiel z nagraniami „Hey Jude” i „Revolution” zapoczątkował działalność należącej do Beatlesów wytwórni fonograficznej Apple Records.
Nowa płyta już jest w sklepach. Analogowa wersja ma okazałą rozkładaną okładkę. „Ludzie za płytę sporo zapłacą, więc trzeba im dać w zamian coś wartościowego” – twierdzi McCartney, który jest autorem ilustracji na obwolucie. Longplay okazał się pierwszym od 36 lat z dyskografii McCartneya, który dotarł na szczyt listy „Billboard 200”. Wcześniej, w 1982 roku, trafił tam krążek „Tug Of War”, ale nie od razu na pierwsze miejsce, jak stało się to w przypadku „Egypt Station”.
„Nie chciałem tworzyć kolejnego albumu pop ze zbiorem nagrań singlowych – twierdzi McCartney. – Podobne krążki są domeną takich artystek jak Beyoncé czy Taylor Swift, a do tego one mają ładniejsze nogi niż ja. My (w czasach The Beatles) też początkowo kompletowaliśmy repertuar na albumy z naszych przebojów. Dopiero później pomyśleliśmy, że można włożyć w pracę więcej inwencji, aby powstała spójna tematycznie całość”. Jednym z pierwszych przykładów albumu koncepcyjnego w dorobku „chłopców z Liver- poolu” jest „Orkiestra klubu samotnych serc sierżanta Pieprza” (1967). To właśnie McCartney zaproponował, aby w utworze „A Day in the Life” zagrała orkiestra. Chciał, aby w finale wszyscy muzycy zaczęli od najniższych dźwięków, jakie potrafią wydobyć ze swoich instrumentów, i w dowolnym tempie grali coraz wyżej. Klasycznym instrumentalistom pomysł wydał się niedorzeczny. Dopiero kiedy George Martin zalecił rozpocząć od tego samego dźwięku, a później po nim grać wyżej, instrukcję wykonali. Również wcześniejszy album „Revolver” (1966) zawierał oryginalne pomysły McCartneya. To on wymyślił końcowe loopy w hicie „Tomorrow Never Knows” i – o czym może nie wszyscy wiedzą – zagrał gitarową solówkę w otwierającej płytę kompozycji George’a Harrisona, zatytułowanej „Taxman”.
Na „Egypt Station” muzyk powrócił do konwencji albumu koncepcyjnego. „Trzeba płyty wysłuchać w całości, aby ją dobrze poznać” – twierdzi autor. Fani McCartneya już zapewne znają na pamięć nowe nagrania. Tymczasem artysta wyruszył w kolejną trasę koncertową. Tournée „Freshen Up” zadebiutowało 17 września w Quebec City (Kanada), a na dniach obejmie USA, Japonię i wreszcie kraje Europy. Polscy melomani będą mieli okazję zobaczyć McCartneya w akcji 3 grudnia na estradzie w Krakowie. „Uwielbiam trasy – twierdzi muzyk. – Najlepszy na nich jest kontakt z publicznością”.