Jestem odludkiem
Z wykształcenia jest magistrem filologii angielskiej – ukończył Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu. Muzyki uczył się na drugich studiach w Akademii Muzycznej w Katowicach (Wydział Jazzu i Muzyki Rozrywkowej, grał na gitarze elektrycznej). Jest jednym z założycieli zespołu SOFA; razem otrzymali Fryderyka w kategorii „Nowa twarz fonografii”. Wydali trzy płyty. W 2013 roku powołał zespół ORGANEK, z którym wydał płyty „Głupi” i „Czarna Madonna”. Na koncie ma m.in. Nagrodę Muzyczną Programu Trzeciego Polskiego Radia, Nagrodę Artystyczną Miasta Torunia i „Katarzynę” w Piernikowej Alei Gwiazd tego miasta. Jeden z topowych i najbardziej cenionych polskich muzyków. Obecnie pisze książkę.
– Ostatnie miesiące spędził pan na Męskiego Grania. Jak było?
– W tym roku nie organizowałem Męskiego Grania. W ubiegłym i 2016 roku byłem jego dyrektorem muzycznym. Na głowie miałem przygotowanie repertuaru, dobór wykonawców, organizację wszystkich siedmiu koncertów i orkiestry. W tym roku byłem zaproszonym gościem. Zagraliśmy z zespołem trzy koncerty; spośród nich najważniejszy był koncert „ONA” – specjalny projekt, który przedstawiliśmy w Żywcu. Na trzy koncerty zaprosiliśmy same kobiety, aby ich głosem – wbrew nazwie festiwalu – porozmawiać o podstawowych zasadach, którymi kierujemy się w codziennym życiu: o tolerancji, demokracji, miłości, wzajemnym szacunku itd. Był to najważniejszy koncert, jaki zagraliśmy tego lata. Śpiewały w nim: Anita Lipnicka, Kasia Nosowska, Barbara Wrońska, Renata Przemyk, Katarzyna Groniec. – Co to takiego Orkiestra Męskiego Grania? – Jest to orkiestra, która gra na zakończenie wieczoru i przypomina klasykę polskiej muzyki rozrywkowej. Zapis koncertów jest na dwóch płytach CD i zajmuje czwarte miejsce pod względem sprzedaży. Mam satysfakcję, że wszystko się udało i że dałem sobie radę.
– Bardziej zainteresowała mnie pana indywidualna płyta „Czarna Madonna”, a na niej utwór tytułowy, który nazywa pan najważniejszym w swojej karierze. Jak powstał?
– Powstał w nocy, tak jak większość moich utworów, bo jestem nocnym markiem; wczesne godziny nie mobilizują mnie do pracy, bo rozpraszają. Nocą jest cicho i mogę się skupić i jest to dla mnie kreatywny czas. „Czarna Madonna” przyszła do mnie sama, to był dla mnie wynik pewnych doświadczeń, bólu. Przyszła do mnie w całości, bo ja uwielbiam taki styl pisania, który objawia mi się w całości. Napisałem ją jednym ciągiem, od góry do dołu, i niczego później nie zmieniłem.
– Dlaczego ten utwór nazywa pan najważniejszym?
– Piosenka powstała w bardzo trudnym czasie dla mnie. Moja mama zachorowała – dzisiaj już nie żyje. Było to odwołanie do archetypu kobiecości, prośba o pomoc do ukochanej osoby. Nazwałem ją Madonną, bo jeżeli kogoś kochamy, to ubóstwiamy tę osobę. Ze względów literackich i osobistych jest to moja najważniejsza piosenka. Później nałożyły się takie trasie warstwy jak śmierć mamy, znajomość z Korą, którą poprosiłem, żeby wystąpiła w teledysku do tej piosenki. Wyszło piękne dzieło wyreżyserowane przez Jerzego Skolimowskiego. Było to niemal metafizyczne przeżycie i bardzo oczyszczające, za co jestem wdzięczny mamie, Korze i losowi, że miałem okazję czegoś takiego dotknąć. – Jak przeżył pan śmierć Kory? – Moja mama umierała bardzo długo i ja wiedziałem, jak to wygląda. W przypadku Kory dochodziły do mnie informacje, że wszystko jest OK, a tymczasem śmierć przyszła nagle, była dla mnie uderzająca, bo miałem przeświadczenie, że odszedł ktoś naprawdę ważny nie tylko dla rynku muzycznego w Polsce, ale także dla mnie. Moja znajomość z Korą w ciągu dwóch lat nabrała intensywności, która zmieniała się z minuty na minutę. Raz była wybuchowa, a za chwilę bardzo kochana, czuła i współczująca. Budziła w ludziach skrajne emocje. Wszyscy ją kochali za to, jaką jest osobowością, jaką niezłomną artystką, jak potrafi rozmawiać z ludźmi, jak jest silna, mądra i odważna. W bezpośrednim kontakcie robiła niesamowite wrażenie. Wiedziałem, że odszedł ktoś bardzo wyjątkowy. Bardzo to przeżyłem. Jechaliśmy wtedy z koncertu na koncert, obudziłem się rano w jakiejś miejscowości i w samochodzie słuchaliśmy w milczeniu audycji w Trójce o niej. Uroniłem niejedną łzę. Uświadomiłem sobie, kogo straciliśmy i jak bardzo będzie mi jej brakowało.
– Bardzo wzruszająco zaśpiewał pan na jej pogrzebie. Dlaczego wybrał pan „Czarną Madonnę”?
– Zostałem o to poproszony przez rodzinę i jej menedżerkę. Ta piosenka nas połączyła i jednocześnie rozłączyła. Ja to połączenie cały czas czuję i ono jest we mnie. Było to dla mnie wielkie zaskoczenie, kiedy otrzymałem tę propozycję. Wiedziałem, że nie mogę odmówić i że nie chcę odmówić, bo chciałem się z nią w ten sposób pożegnać. Sam nigdy bym czegoś takiego nie zaproponował. Nie wiedziałem, czy będę w stanie nad sobą zapanować, i poprosiłem Marcina Wyrostka, żeby mi towarzyszył, bo czułem, że gitara nie udźwignie tej piosenki. – Zapewne był to trudny dla pana występ? – Bardzo trudny, myślałem, że się tam rozsypię. Udało mi się uciec myślami, ale cały czas byłem przy Korze i to było dla mnie najważniejsze.
– Podejrzewano, że „Czarną Madonnę” śpiewa pan do Matki Boskiej, co zostało odebrane jako utwór kontrowersyjny, ale podobno swoje uczucie kieruje pan do kogoś innego?
– Nigdy nie miałem zamiaru budować kariery lub też swojego wizerunku czy pozycji na kontrowersji. Z mojego punktu widzenia to małostkowe, głupie i krótkowzroczne. Słowa utworu są pewnego rodzaju metaforą, prośbą do ukochanej kobiety o pomoc w utrapieniu. Czarna Madonna jest archetypem kobiety, ikoną, a że ludzi, których kochamy, wynosimy do rangi boskiej, nazwałem adresatkę moich słów Czarną Madonną. To głęboko humanistyczny tekst. Nic dziwnego, że odwołuję się do sfery religijnej, ikonografii. Wyrosłem pośród tych symboli, one są głęboko we mnie – mimo że mój Bóg jest bardziej Bogiem Spinozy. Wierzę w dobro, piękno i pełnię bytu tu na ziemi.
– Co było powodem powstania zespołu ORGANEK?
– Chęć realizacji własnych pomysłów, pisania innych tekstów o czymś innym, chęć stania się autonomicznym artystą. Przerzuciłem się na twarde, ostre granie. Chciałem przestać być Tomkiem, a stać się Organkiem.
– Nowa płyta to pana powrót do rodzinnych stron...
– Pochodzę z Suwalszczyzny. Urodziłem się w Suwałkach, mieszkałem prawie 20 lat w Raczkach – jest to miejscowość w dolinie Rospudy, która