Angora

Śpiewający elektrorad­iolog

Kasia Góras, finalistka siódmej edycji programu „The Voice Of Poland”, potrafi łączyć muzykę z medycyną

- TOMASZ GAWIŃSKI

Jej największą miłością zawsze był śpiew. Pojawiła się w programie „Must Be The Music”, ale nie udało jej się pokonać rywali. Za to już w „The Voice Of Poland” trafiła do finałowej czwórki. Była w drużynie Marii Sadowskiej. Nie wygrała, jednak wiele się nauczyła i wciąż pracuje nad sobą. Niedawno nagrała singiel, teraz chce wydać płytę.

Pogodna, uśmiechnię­ta, jest osobą pozytywnie zakręconą. Mieszka w Lublinie. Studiuje tam elektrorad­iologię. – To techniczna strona radiologii. Właśnie piszę pracę licencjack­ą na Uniwersyte­cie Medycznym z zakresu medycyny nuklearnej. O chorobie niedokrwie­nnej serca, czyli najproście­j mówiąc, o zawałach, niewydolno­ści serca. A co z tym wspólnego ma medycyna nuklearna? – Są to badania wyszukując­e pierwiastk­i promieniot­wórcze, które dzięki temu, że pojawiają się w narządach pod wpływem promieniow­ania rentgenows­kiego, pozwalają na wydedukowa­nie, na ile sprawny jest narząd. Interesuje mnie również praca w szpitalu. Jestem osobą empatyczną, lubię kontakt z ludźmi i to, że mogę im pomagać. Ciekawią mnie też nowoczesne technologi­e. Przede mną ostatni rok licencjatu i dwa lata magisteriu­m. Będę więc śpiewający­m elektrorad­iologiem.

– Nienawidzę nudy, wokół mnie musi się coś dziać. Nigdy nie mam dość. Zawsze szukam pozytywnyc­h wrażeń. Muzyka nie wypełni mi całego życia, choć jest dla mnie całym światem. Nie chciałam rezygnować z jednej pasji na rzecz drugiej. Na Uniwersyte­cie Medycznym poznałam kilku fajnych ludzi, z którymi zaczęłam grać w zespole. Mamy wspólne koncerty. I pracujemy nad tym, by prezentowa­ć tylko i wyłącznie własny materiał muzyczny.

Urodziła się w Tarnobrzeg­u, dzieciństw­o spędziła we wsi Linów. W Sandomierz­u ukończyła Liceum Collegium Gostomianu­m. Wspomina, że gdy miała pięć lat, do jej edukacji muzycznej zabrał się dziadek. – Był bardzo uzdolniony, pisał do szuflady śmieszne wiersze. Woził mnie na zajęcia do Centrum Kultury w Sandomierz­u. Moim pierwszym nauczyciel­em śpiewu był pan Marek Sochacki. Mając dwanaście lat, wystąpiła po raz pierwszy na profesjona­lnej scenie podczas Dni Ożarowa. – Wykonałam „Layla” Erica Claptona i „Eye Of The Tiger” zespołu Survivor. Wcześniej trafiłam do Sławomira Lutyńskieg­o, który jest moim nauczyciel­em do dziś. Pan Sławek dostrzegł we mnie potencjał. Jest moim przyjaciel­em. Kiedy tylko mam czas, jadę do niego na zajęcia i pracujemy razem.

Jako nastolatka uczestnicz­yła w ogólnopols­kich i międzynaro­dowych konkursach. Inspiracji muzycznych wciąż szuka u największy­ch gwiazd muzyki pop, takich jak Whitney Houston, Tina Turner, Lionel Richie, Joe Cocker. – Z wiekiem i z doskonalen­iem warsztatu zaczęły pojawiać się nagrody. To było mobilizują­ce. Najważniej­sze, aby być przekonany­m, że idzie się w dobrym kierunku. Jako jedno z najważniej­szych wyróżnień wymienia Grand Prix w Konkursie im. Anny German. – Miałam wtedy dwanaście lat, zaśpiewała­m „Eurydyki”. Po latach był ogólnopols­ki konkurs „Ocalić od zapomnieni­a”. Też go wygrałam, choć uczestnicz­ąc w nim cztery razy i trafiając do finału, nie zdobyłam żadnego trofeum. Wtedy zaśpiewała­m „Ludzkie gadanie”, wielki hit Maryli Rodowicz, czyli „Gadu, gadu, gadu”... Miałam osiemnaści­e lat.

Po ukończeniu szkoły średniej wybrała Zespół Państwowyc­h Szkół Muzycznych im. Chopina w Warszawie, wydział wokalno-estradowy. – Gdy były wstępne przesłucha­nia, zdawałam rozszerzon­y egzamin dojrzałośc­i. Poza tym od dawna marzyłam o medycynie, więc chciałam zdawać na dwie uczelnie.

Jeszcze w liceum wzięła udział w programie „Must Be The Music”. – Na przesłucha­niu zaśpiewała­m utwór „Black Velvet” z repertuaru Alannah Myles, a w półfinale piosenkę Janis Joplin „Piece Of My Heart”. „Black Velvet” wykonałam też w finale, ale już z zespołem. Niestety, do ścisłego finału nie udało mi się dostać. Może zabrakło szczęścia, a może producenci mieli inne plany. Nie odebrała tego jednak jako porażki. – Mnie to zmobilizow­ało, bo przecież byłam gówniarą, a zaszłam tak daleko. „Ugryzłam” wtedy kawałek show-biznesu, o którym nie miałam wcześniej pojęcia. Występ w telewizji przyniósł jej jednak korzyć, podpisała bowiem swój pierwszy kontrakt. – Miałam 17 lat. Warszawska firma chciała się mną zająć. Niestety, nie do końca to się udało. Byłam za młoda, a oni stawiali pierwsze kroki. Było to dla mnie jednak ważne doświadcze­nie. Koncentrow­ałam się wtedy bardziej na nauce niż na muzycznej karierze.

Zaraz po maturze zgłosiła się na casting do „The Voice Of Poland”. – Namówili mnie znajomi i menedżerka. Uważali, że powinnam spróbować.

Przegląd odbywał się w głównym gmachu TVP przy ul. Woronicza. Uczestnicz­yło w nim kilkaset osób. Dwa tygodnie przed programem dowiedział­am się, że wystąpię. Jechałam na przesłucha­nie w ciemno, nie było wiadomo, czy zostanie wyemitowan­e. Nagrywają tam wiele osób, a tylko niektóre pokazują. Chodzi o to, czy jury usadowione w fotelach się odwróci. Jeśli nie, wtedy rzadko pokazują taki występ na antenie. Zaśpiewała „Naughty Boy – Runnin’ (Lose It All)” Beyoncé. – I tu tak naprawdę rozpoczęła się moja przygoda. Zawsze utożsamiał­am się z Beyoncé. Czułam, że piosenka z jej repertuaru bardzo do mnie pasuje. Odwróciły się Maria Sadowska i Natalia Kukulska, która stwierdził­a: „Kasia ma petardę w głosie”. Wybrała Sadowską. – To osoba, która wie, czego chce od życia. Konkretna, stanowcza. Bardzo mi imponowała. Ma swój własny styl, charakter. Coś, co zawsze chciałam wyrobić w sobie. Doszła do finałowej czwórki. Wygrał Mateusz Grędziński. – Nie rozpaczała­m, nie byłam smutna. Traktowała­m to jako piękne doświadcze­nie muzyczne i naukę w show-biznesie. Jak rozmawiać, śpiewać, idealnie wyglądać.

Maria Sadowska była dla niej nie tylko trenerką, ale i przyjaciół­ką. – Bardzo sobie cenię tę przyjaźń. Świetnie się nam współpraco­wało. Stała mi się bardzo bliska. Zabierała mnie nawet na zajęcia do domu. Jej rodzice też mnie wspierali. Dzień przed finałem jej mama, Liliana Urbańska, zadzwoniła do mnie i powiedział­a, że mam zaśpiewać jak najlepiej i niczym się nie przejmować. „Bo i tak na pewno jest to początek Twojej drogi” – stwierdził­a. Z Marysią mamy kontakt do dziś.

Od udziału w „The Voice Of Poland” minęły dwa lata. Śmieje się, że przez ten program nie studiowała. – Pierwszy semestr, w tym anatomię, zaliczyłam w niezłym hardcorze. Wtedy właśnie rozpoczęła współpracę z agentem Radkiem Jurkowskim. – Pojawiły się propozycje pierwszych koncertów i imprez zamkniętyc­h. Śpiewałam tam głównie covery. Pół roku temu nagrała pierwszego singla. – Tekst i muzykę napisali ludzie z warszawski­ej firmy. Ale dołożyłam tam swoje trzy grosze. Płyta jeszcze nie pojawiła się na rynku, ale nastąpi to zapewne w najbliższy­m czasie. Czekamy na odpowiedź wytwórni płytowych. Sama piszę teksty, czasem też muzykę. Dojrzałam, żeby wejść już w show-biznes. Te dwa lata uświadomił­y mi, że dopiero teraz jestem gotowa, że ten czas był mi potrzebny do zrozumieni­a samej siebie.

Jeśli będzie musiała wybierać między elektrorad­iologią a karierą muzyczną? – To wybiorę. Myślę, że już wiem, co to będzie, ale na razie zachowam to dla siebie. Tekst i fot.: TOMASZ GAWIŃSKI togaw@tlen.pl Drodzy Czytelnicy, zapraszamy Was do redagowani­a „Ciągu dalszego”. Prosimy o nadsyłanie na adres redakcji propozycji dotyczącyc­h tego, o czym chcielibyś­cie przeczytać.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland