Walka z cieniem
– Kilka dni temu minęła kolejna rocznica śmierci niezwykłego sportowca – Zygmunta Chychły.
– Data, która inspiruje do myślenia o człowieku niesłychanie ważnym dla polskiego sportu. Wokół tego boksera narosło wiele legend, półprawd, które zostały dorobione po to, by w danym momencie pokazać zawodnika takiego, jaki był komuś potrzebny.
– Skąd pomysł na film o sportowcu, który wywalczył dla Polski pierwszy po wojnie złoty medal olimpijski?
– Chciałem zrobić film o Feliksie Stammie, słynnym trenerze polskich bokserów. W czasie dokumentacji zainteresował mnie jednak jeden z jego podopiecznych – właśnie Zygmunt Chychła. Moim zdaniem wymykał się z grupy, nie pasował do pozostałych. Zacząłem grzebać w jego historii, rozpocząłem „śledztwo”. Przez rok zbierałem informacje, a sprzeczne wiadomości stawały się bardziej intrygujące. Okazało się, że dzieciństwo miało ogromny wpływ na to, co działo się z Chychłą po wojnie. Nie pasował właściwie do żadnego okresu, w którym żył.
– Był obywatelem Wolnego Miasta Gdańska.
– Dlatego trzeba zdawać sobie sprawę, czym nasiąknął w dzieciństwie. Chychła był pozbawiony ojczyzny, nie była nią Polska, nie czuł się też Niemcem. Żył w czasach duchów, państw narodowych – czasach, które niestety wracają. Prawdę wojenną o Chychle przedstawię dopiero w filmie, tak obiecałem jego synowi. Chciałbym, żeby losy mistrza olimpijskiego z Helsinek zostały wreszcie właściwie zrozumiane. Nie był bohaterem wojennym, choć władze komunistyczne starały się tak go przedstawiać. Pojawiły się opowieści, że uciekł z Wehrmachtu do armii gen. Andersa, gdzie dzielnie walczył. To nie było prawdą. Po wojnie nie wrócił do Polski, tylko do Gdańska. Polska była dla niego „zagranicą”.
– Wierzył, że Gdańsk będzie nadal Wolnym Miastem?
– Był o tym przekonany. Gdyby wiedział, jak dotknie go życie w komunistycznej Polsce, to wyjechałby do Niemiec zaraz po wojnie. Chychła dzieciństwo spędził w Gdańsku, w którym osiemdziesiąt procent mieszkańców mówiło po niemiecku. Przez większość swego życia posługiwał się tym językiem, co nie znaczy, że utożsamiał się z Niemcami. Dzisiaj nie brakuje tych, co bardzo szybko zrobiliby z niego jak niemal z każdego obywatela Wolnego Miasta – volksdeutscha, hitlerowca, a przede wszystkim nie traktowano by go jako naszego, Polaka. Tak pewnie by się stało w rzeczywistości, gdyby nie sportowy talent. Nie pasował do modelu „prawdziwego Polaka”.
– Zaczęto go na takiego kształtować?
– Szybko spolszczono nazwisko, literę „l” zamieniono na „ł”. Do dzisiaj rodzina nosi nazwisko Chychla. A potem dorabiano odpowiedni życiorys do jego wielkich sukcesów. Międzynarodowa kariera trwała właściwie tylko siedem lat, ale był to okres niesamowitych osiągnięć. To Chychła znokautował legendarnego Antoniego Kolczyńskiego, wywalczył dwukrotnie mistrzostwo Europy, został mistrzem olimpijskim, dwukrotnie wygrał plebiscyt na najlepszego sportowca Polski. W kadrze Feliksa Stamma wszyscy podkreślali, że właśnie Zygmunt Chychła był wzorem do naśladowania.
– Był wybitnym bokserem, choć miał...
– ...fizyczną ułomność. Wskazujący palec lewej ręki stracił w sieczkarni, gdy przebywał u rodziny na wsi. Władze partyjne przedstawiały to inaczej, że palec odciął mu zamek spustowy karabinu podczas walk w armii Andersa. To jedna z wielu legend, jakie krążą wokół jego kariery. Chciał zostać pięściarzem po tym, jak pobito go w Tucholi, dokąd pojechał do swojej babci. Nie mówił po polsku, dlatego wzięto go za Niemca. Wściekł się i postanowił, że nauczy bronić się przed Polakami. Rękawice dostał w prezencie od chrzestnego. Wychowała go ulica, tam nasiąkał boksem, bo bójki chłopięce były czymś normalnym. Nie miał rewelacyjnych warunków fizycznych, ale nie miał wątpliwości, że techniką i umysłem może zdziałać więcej i wygrywać nawet z osiłkami.
– Po wojnie stał się jedną z najważniejszych postaci w drużynie Feliksa Stamma.
– W 1951 roku został mistrzem Europy. Zapanowało istne szaleństwo, został narodowym bohaterem. Pamiętajmy, że boks w tamtym okresie był ważniejszy od piłki nożnej. W Polsce wybuchła „chychłomania” porównywalna do współczesnej małyszomanii.
– Rok później w Helsinkach Chychła zdobył złoty medal olimpijski.
–W finale po niesamowitej walce pokonał Siergieja Szczerbakowa ze Związku Radzieckiego. To były okropne czasy, jeśli chodzi o politykę. W 1953 roku, po śmierci Stalina, mocno wdarła się do sportu; promowana była miłość do Związku Radzieckiego, choć ludzie wyczuwali fałsz. Mistrzostwa Europy w boksie odbyły się w Warszawie. Dokumenty, do których dotarłem, potwierdzają wprost, że turniej starano się podporządkować sukcesowi Rosjan. Plan legł kompletnie w gruzach. To Polacy zdobyli pięć złotych medali. Mimo obecności aktywistów partyjnych w warszawskiej hali nie można było zapanować nad emocjami widzów. Kiedy nasz bokser walczył z reprezentantem Związku Radzieckiego, to na trybunach krzyczano: Bij Ruska! Za Katyń!
– Przed mistrzostwami Chychła nie prezentował wielkiej formy.
– Pisano, że dzieje się z nim coś złego i uleciała olimpijska dyspozycja. Każda walka w Warszawie była trudną przeszkodą, każdy pojedynek przypominał przetaczanie ogromnego głazu. W finale ze Szczerbakowem właściwie umarł, wygrał tylko niesamowitą siłą woli. Wydaje się, że trener Stamm znał przyczyny słabej dyspozycji Chychły. Plan przewidywał, by Szczerbakowa zaatakować od pierwszej rundy, a potem bronić przewagi. Tak się stało, co pokazywało niezwykłą inteligencję Polaka. Wygrał jednogłośnie na punkty, choć walka była wyrównana. Na zdjęciach widać, że Chychła był zmordowany, obolały, słaby. Po walce partyjni działacze, z Włodzimierzem Reczkiem na czele, złożyli protest przeciwko zwycięstwu Zygmunta Chychły. Do dzisiaj to jedyny przypadek, że wygrani domagali się zmiany werdyktu, chcieli, by to Szczerbakow został uznany za zwycięzcę. Protest nie został uwzględniony, ale postawa polskich aparatczyków była dla Chychły najmocniejszym ciosem, upokorzeniem.
– Po mistrzostwach musiał zakończyć karierę.
– Okazało się, że miał posuniętą gruźlicę. Płuca wyglądały jak sito. Z analizy zdjęć wynikało, że gruźlica była widoczna już przed igrzyskami w Helsinkach, ale władze zataiły to przed wybitnym bokserem. Dzisiaj byłaby to sprawa kryminalna. Zygmunta Chychłę narażono na wielkie niebezpieczeństwo, utratę zdrowia, a nawet śmierć w ringu. Miał ogromny żal, leczył się długo, nie otrzymał pomocy, przeciwnie – komunistyczne władze zapomniały o niedawnym bohaterze. Nie był już dla nich Polakiem. Z książek i wielu innych publikacji usuwano jego nazwisko, pomijano informacje o sukcesach.
– Tragiczna stała się sytuacja materialna, dlatego Chychła wystąpił o pozwolenie na legalny wyjazd do Niemiec.
– Od tego momentu życie stało się dla niego istnym koszmarem. Nie dopuszczano myśli, by polski olimpijczyk szukał pomocy w Niemczech. Zatrzymano go na blisko 15 lat, a przecież był niezwykle prawym człowiekiem, nie szedł na skróty, nie oszukiwał, nie cwaniakował. Mógł uciec z kraju, ale chciał wyjechać legalnie. Żona była Niemką, jej i dzieciom pozwalano na wyjazdy, Chychle władze uprzykrzały życie. Zaczęto go traktować jako czarną owcę, brano za zdrajcę. Żeby zarobić na życie, wykonywał wstydliwe, dorywcze prace, m.in. sprzątał po koniach, mył statki. Ostatecznie w 1972 roku na stałe przeniósł się do Niemiec. Zdesperowany pozbył się medalu wywalczonego w Mediolanie – tylko dlatego że złoto było w nim prawdziwe. Pozostałe cenne pamiątki przechowywane są przez syna w skrytce jednego z banków w Hamburgu.
– Tam też został pochowany w 2009 roku.
– Grób Zygmunta Chychły znajduje się na duńskim cmentarzu w Hamburgu. Na pięknej mogile widnieje sentencja, która znajduje się w herbie Gdańska – Nec temere nec timide. Bez zuchwałości, ale i bez lęku – te słowa świetnie opisują życiową postawę gdańszczanina. Był bokserem kompletnym. – Jaki będzie tytuł filmu? – Tytuł roboczy – pewnie taki zostanie na stałe – „Walka z cieniem”. To znana technika ćwiczeń walki z wyimaginowanym rywalem. Tutaj jest podwójne dno. Chychła całe życie walczył z cieniem, który wisiał obok niego – cieniem pochodzenia, wojny, komunistycznego okresu. To był obywatel Wolnego Miasta Gdańska, w nim był swój, ani polski, ani niemiecki. Z tym cieniem musi się też spotkać każdy, kto zapozna się ze wspomnieniami o tym niezwykłym sportowcu. Dodam, że Gdańsk wyjątkowo dobrze wspiera nas w produkcji filmu. Władz miasta nie zraża to, że pokażemy trudną historię jednego z jego byłych mieszkańców.