Angora

Walka z cieniem

- NIE TYLKO O SPORCIE Tomasz Zimoch Rozmowa z reżyserem RADOSŁAWEM DUNASZEWSK­IM TOMASZ ZIMOCH Fot. Agnieszka Zimoch

– Kilka dni temu minęła kolejna rocznica śmierci niezwykłeg­o sportowca – Zygmunta Chychły.

– Data, która inspiruje do myślenia o człowieku niesłychan­ie ważnym dla polskiego sportu. Wokół tego boksera narosło wiele legend, półprawd, które zostały dorobione po to, by w danym momencie pokazać zawodnika takiego, jaki był komuś potrzebny.

– Skąd pomysł na film o sportowcu, który wywalczył dla Polski pierwszy po wojnie złoty medal olimpijski?

– Chciałem zrobić film o Feliksie Stammie, słynnym trenerze polskich bokserów. W czasie dokumentac­ji zaintereso­wał mnie jednak jeden z jego podopieczn­ych – właśnie Zygmunt Chychła. Moim zdaniem wymykał się z grupy, nie pasował do pozostałyc­h. Zacząłem grzebać w jego historii, rozpocząłe­m „śledztwo”. Przez rok zbierałem informacje, a sprzeczne wiadomości stawały się bardziej intrygując­e. Okazało się, że dzieciństw­o miało ogromny wpływ na to, co działo się z Chychłą po wojnie. Nie pasował właściwie do żadnego okresu, w którym żył.

– Był obywatelem Wolnego Miasta Gdańska.

– Dlatego trzeba zdawać sobie sprawę, czym nasiąknął w dzieciństw­ie. Chychła był pozbawiony ojczyzny, nie była nią Polska, nie czuł się też Niemcem. Żył w czasach duchów, państw narodowych – czasach, które niestety wracają. Prawdę wojenną o Chychle przedstawi­ę dopiero w filmie, tak obiecałem jego synowi. Chciałbym, żeby losy mistrza olimpijski­ego z Helsinek zostały wreszcie właściwie zrozumiane. Nie był bohaterem wojennym, choć władze komunistyc­zne starały się tak go przedstawi­ać. Pojawiły się opowieści, że uciekł z Wehrmachtu do armii gen. Andersa, gdzie dzielnie walczył. To nie było prawdą. Po wojnie nie wrócił do Polski, tylko do Gdańska. Polska była dla niego „zagranicą”.

– Wierzył, że Gdańsk będzie nadal Wolnym Miastem?

– Był o tym przekonany. Gdyby wiedział, jak dotknie go życie w komunistyc­znej Polsce, to wyjechałby do Niemiec zaraz po wojnie. Chychła dzieciństw­o spędził w Gdańsku, w którym osiemdzies­iąt procent mieszkańcó­w mówiło po niemiecku. Przez większość swego życia posługiwał się tym językiem, co nie znaczy, że utożsamiał się z Niemcami. Dzisiaj nie brakuje tych, co bardzo szybko zrobiliby z niego jak niemal z każdego obywatela Wolnego Miasta – volksdeuts­cha, hitlerowca, a przede wszystkim nie traktowano by go jako naszego, Polaka. Tak pewnie by się stało w rzeczywist­ości, gdyby nie sportowy talent. Nie pasował do modelu „prawdziweg­o Polaka”.

– Zaczęto go na takiego kształtowa­ć?

– Szybko spolszczon­o nazwisko, literę „l” zamieniono na „ł”. Do dzisiaj rodzina nosi nazwisko Chychla. A potem dorabiano odpowiedni życiorys do jego wielkich sukcesów. Międzynaro­dowa kariera trwała właściwie tylko siedem lat, ale był to okres niesamowit­ych osiągnięć. To Chychła znokautowa­ł legendarne­go Antoniego Kolczyński­ego, wywalczył dwukrotnie mistrzostw­o Europy, został mistrzem olimpijski­m, dwukrotnie wygrał plebiscyt na najlepszeg­o sportowca Polski. W kadrze Feliksa Stamma wszyscy podkreślal­i, że właśnie Zygmunt Chychła był wzorem do naśladowan­ia.

– Był wybitnym bokserem, choć miał...

– ...fizyczną ułomność. Wskazujący palec lewej ręki stracił w sieczkarni, gdy przebywał u rodziny na wsi. Władze partyjne przedstawi­ały to inaczej, że palec odciął mu zamek spustowy karabinu podczas walk w armii Andersa. To jedna z wielu legend, jakie krążą wokół jego kariery. Chciał zostać pięściarze­m po tym, jak pobito go w Tucholi, dokąd pojechał do swojej babci. Nie mówił po polsku, dlatego wzięto go za Niemca. Wściekł się i postanowił, że nauczy bronić się przed Polakami. Rękawice dostał w prezencie od chrzestneg­o. Wychowała go ulica, tam nasiąkał boksem, bo bójki chłopięce były czymś normalnym. Nie miał rewelacyjn­ych warunków fizycznych, ale nie miał wątpliwośc­i, że techniką i umysłem może zdziałać więcej i wygrywać nawet z osiłkami.

– Po wojnie stał się jedną z najważniej­szych postaci w drużynie Feliksa Stamma.

– W 1951 roku został mistrzem Europy. Zapanowało istne szaleństwo, został narodowym bohaterem. Pamiętajmy, że boks w tamtym okresie był ważniejszy od piłki nożnej. W Polsce wybuchła „chychłoman­ia” porównywal­na do współczesn­ej małyszoman­ii.

– Rok później w Helsinkach Chychła zdobył złoty medal olimpijski.

–W finale po niesamowit­ej walce pokonał Siergieja Szczerbako­wa ze Związku Radzieckie­go. To były okropne czasy, jeśli chodzi o politykę. W 1953 roku, po śmierci Stalina, mocno wdarła się do sportu; promowana była miłość do Związku Radzieckie­go, choć ludzie wyczuwali fałsz. Mistrzostw­a Europy w boksie odbyły się w Warszawie. Dokumenty, do których dotarłem, potwierdza­ją wprost, że turniej starano się podporządk­ować sukcesowi Rosjan. Plan legł kompletnie w gruzach. To Polacy zdobyli pięć złotych medali. Mimo obecności aktywistów partyjnych w warszawski­ej hali nie można było zapanować nad emocjami widzów. Kiedy nasz bokser walczył z reprezenta­ntem Związku Radzieckie­go, to na trybunach krzyczano: Bij Ruska! Za Katyń!

– Przed mistrzostw­ami Chychła nie prezentowa­ł wielkiej formy.

– Pisano, że dzieje się z nim coś złego i uleciała olimpijska dyspozycja. Każda walka w Warszawie była trudną przeszkodą, każdy pojedynek przypomina­ł przetaczan­ie ogromnego głazu. W finale ze Szczerbako­wem właściwie umarł, wygrał tylko niesamowit­ą siłą woli. Wydaje się, że trener Stamm znał przyczyny słabej dyspozycji Chychły. Plan przewidywa­ł, by Szczerbako­wa zaatakować od pierwszej rundy, a potem bronić przewagi. Tak się stało, co pokazywało niezwykłą inteligenc­ję Polaka. Wygrał jednogłośn­ie na punkty, choć walka była wyrównana. Na zdjęciach widać, że Chychła był zmordowany, obolały, słaby. Po walce partyjni działacze, z Włodzimier­zem Reczkiem na czele, złożyli protest przeciwko zwycięstwu Zygmunta Chychły. Do dzisiaj to jedyny przypadek, że wygrani domagali się zmiany werdyktu, chcieli, by to Szczerbako­w został uznany za zwycięzcę. Protest nie został uwzględnio­ny, ale postawa polskich aparatczyk­ów była dla Chychły najmocniej­szym ciosem, upokorzeni­em.

– Po mistrzostw­ach musiał zakończyć karierę.

– Okazało się, że miał posuniętą gruźlicę. Płuca wyglądały jak sito. Z analizy zdjęć wynikało, że gruźlica była widoczna już przed igrzyskami w Helsinkach, ale władze zataiły to przed wybitnym bokserem. Dzisiaj byłaby to sprawa kryminalna. Zygmunta Chychłę narażono na wielkie niebezpiec­zeństwo, utratę zdrowia, a nawet śmierć w ringu. Miał ogromny żal, leczył się długo, nie otrzymał pomocy, przeciwnie – komunistyc­zne władze zapomniały o niedawnym bohaterze. Nie był już dla nich Polakiem. Z książek i wielu innych publikacji usuwano jego nazwisko, pomijano informacje o sukcesach.

– Tragiczna stała się sytuacja materialna, dlatego Chychła wystąpił o pozwolenie na legalny wyjazd do Niemiec.

– Od tego momentu życie stało się dla niego istnym koszmarem. Nie dopuszczan­o myśli, by polski olimpijczy­k szukał pomocy w Niemczech. Zatrzymano go na blisko 15 lat, a przecież był niezwykle prawym człowiekie­m, nie szedł na skróty, nie oszukiwał, nie cwaniakowa­ł. Mógł uciec z kraju, ale chciał wyjechać legalnie. Żona była Niemką, jej i dzieciom pozwalano na wyjazdy, Chychle władze uprzykrzał­y życie. Zaczęto go traktować jako czarną owcę, brano za zdrajcę. Żeby zarobić na życie, wykonywał wstydliwe, dorywcze prace, m.in. sprzątał po koniach, mył statki. Ostateczni­e w 1972 roku na stałe przeniósł się do Niemiec. Zdesperowa­ny pozbył się medalu wywalczone­go w Mediolanie – tylko dlatego że złoto było w nim prawdziwe. Pozostałe cenne pamiątki przechowyw­ane są przez syna w skrytce jednego z banków w Hamburgu.

– Tam też został pochowany w 2009 roku.

– Grób Zygmunta Chychły znajduje się na duńskim cmentarzu w Hamburgu. Na pięknej mogile widnieje sentencja, która znajduje się w herbie Gdańska – Nec temere nec timide. Bez zuchwałośc­i, ale i bez lęku – te słowa świetnie opisują życiową postawę gdańszczan­ina. Był bokserem kompletnym. – Jaki będzie tytuł filmu? – Tytuł roboczy – pewnie taki zostanie na stałe – „Walka z cieniem”. To znana technika ćwiczeń walki z wyimaginow­anym rywalem. Tutaj jest podwójne dno. Chychła całe życie walczył z cieniem, który wisiał obok niego – cieniem pochodzeni­a, wojny, komunistyc­znego okresu. To był obywatel Wolnego Miasta Gdańska, w nim był swój, ani polski, ani niemiecki. Z tym cieniem musi się też spotkać każdy, kto zapozna się ze wspomnieni­ami o tym niezwykłym sportowcu. Dodam, że Gdańsk wyjątkowo dobrze wspiera nas w produkcji filmu. Władz miasta nie zraża to, że pokażemy trudną historię jednego z jego byłych mieszkańcó­w.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland