Jesienny weekend
mistyczne bractwo. Są ubrani na czerwono muzycy Aissawa w zielonych nakryciach głowy, maszeruje kolorowo odziane bractwo Gnawa, trudno oderwać wzrok od ich bogato wyszywanych gandor, za nimi podążają okryci bielą muzycy Ahwash. Obuci w żółte pantofle, zdają się unosić nad ziemią w rytm wesołej melodii fletów. A wszyscy zebrani, barwny tłum gapiów daje się porwać hipnotyzującej kakofonii. Nie ma nic poza kolorem i muzyką. Ludzie klaszczą, śpiewają, wirują w tańcu. Zatracają się w pradawnym rytuale, który nie utracił nic ze swojej siły.
Z nastaniem wieczora miasto ogarnia nastrój radosnego oczekiwania. Uliczki medyny są zupełnie zakorkowane. Z domostw, riadów i hosteli wylewają się tłumy ludzi. Podążają na plac Moulay Hassan, gdzie wkrótce rozpoczną się długo wyczekiwane koncerty. Przestrzeń przed sceną, tarasy i stoliki w okolicznych kawiarniach zapełniają się w błyskawicznym tempie. Czuć narastające napięcie. Kiedy rozbrzmiewają pierwsze dźwięki tradycyjnej muzyki Maroka, zebranych
ogarnia szaleństwo.
Gnawa, charakteryzująca się transowym rytmem ciężkich metalowych kastanietów, zwanych qraqab, oraz porywającymi dźwiękami gimbri, trzystrunowej arabskiej lutni, nikogo nie pozostawia obojętnym. Bawią się młodzi i starzy, małżeństwa, dzieci, czule obejmujące się pary i grupy roześmianych przyjaciół. Przestają obowiązywać normy, znika nieśmiałość i podyktowana społecznymi nakazami powściągliwość. Wszyscy są równi. Tak samo wolni – bez względu na pochodzenie, zasobność portfela czy religię.
Mijają godziny, a na scenie pojawiają się kolejni artyści – miejscowi oraz goście z Europy i Stanów. Tradycyjna muzyka przeplata się z jazzem, a także z mocnymi rockowymi kawałkami. Entuzjazm tłumu nie słabnie. Około godziny 3 w nocy rozbrzmiewają ostatnie akordy, a plac powoli pustoszeje. Essaouira zasypia na kilka godzin.
Rano budzi mnie szum wiatru. Na ulicy wichura dosłownie urywa głowę. Miejscowi powiadają, że obudziły się pradawne duchy miasta, jego prawowici właściciele.
Wieczorem, kiedy czekam pod sceną na plaży, niebo jest znowu bezchmurne. Światło gwiazd i wyjątkowo jasnego dziś księżyca miękko otula wody niespokojnego oceanu, biały piasek i zebrane wokół postaci. Niektórzy siedzą, inni stoją, delikatnie kołysząc się w rytm muzyki, jeszcze inni zapamiętali się w tańcu. Będą tak wirować przez następne dwa dni. Jak przed wiekami, za panowania Mohammeda III kosmopolityczna Essaouira jest świadectwem tego, że wszyscy jesteśmy jednością. Jesteśmy ludźmi. Dzielącymi ten sam zachwyt, smutek, miłość i radość.
Jak radzi autorka, wczesna jesień jest świetnym czasem, by odwiedzić ten region. Krainę kontrastów i urokliwych miejsc, starannie przygotowanych dla rzeszy turystów. Jesień ogranicza tłumy przyjezdnych, a Wyżyna Lubelska oferuje nie tylko ciekawe poznawczo miejsca, ale także warunki do niespiesznego relaksu.
Kazimierz Dolny ma imponujące dzieje, zważywszy, że pierwsze ślady osadnictwa w tej okolicy datowane są na 11 tysięcy lat przed naszą erą. Inne ślady, jak wypalanie lasów, świadczą o działalności gospodarczej człowieka, uprawach, hodowli. Już w XII wieku osiedliły się tu siostry norbertanki i osada musiała mieć znaczenie, skoro kronikarze odnotowali powtarzające się najazdy Tatarów, Rusinów, Jadźwingów i Litwinów. Trzeba o tym pamiętać, spacerując po kazimierskim Rynku, datowanym na przełom XIV i XV wieku, będącym fuzją epok i stylów. Warto wejść w cień studni, której altana wykonana w stylu zakopiańskim (?) jest znakiem rozpoznawczym miasta. Przy Rynku mieszczą się zabytkowe kamienice, zaś nad wszystkim wznosi się XVII-wieczna fara. Zbudowano ją u stóp góry zamkowej, a jest najokazalszym przykładem renesansu lubelskiego. Niestety, o urodzie XIV-wiecznego zamku świadczą już tylko jego ruiny i legenda, zapisana przez wielkie rody jego kolejnych właścicieli. Miasto ma niezwykły urok i od lat wabi malarzy i plastyków, którzy próbują uchwycić jego czar. Kazimierz utrwalali na płótnach Gierymski i Gerson, Ślewiński i Sichulski oraz wielu współczesnych artystów, co można zrozumieć, spacerując ulicami Zamkową, Senatorską czy Klasztorną. Pisali o Kazimierzu Bolesław Prus, Stefan Żeromski i Maria Kuncewiczowa (która spędziła tu kilka lat życia). Godnym zwieńczeniem wizyty w mieście będzie popołudnie w Kazimierskim Parku Krajobrazowym albo choćby na nadwiślańskim bulwarze.
Ł. Azik KAZIMIERZ DOLNY, LUBLIN I OKOLICE. MAGDALENA BODNARI. TRAVELBOOK, BEZDROŻA/HELION, Gliwice 2018, s. 160. Cena 26,90 zł.