Angora

Prezes postawił na złego konia. Teraz nie potrafi przyznać, że przegrał

- JAKUB BIERZYŃSKI Autor jest szefem grupy OMD Poland, socjologie­m, publicystą, doradcą Roberta Biedronia

(Wirtualna Polska) Rzecz o Jarosławie Kaczyńskim i Mateuszu Morawiecki­m.

Jak PiS ma utrzymać mit moralnego wzburzenia i prawdziwyc­h wartości? Jak głosić wieści o czystości intencji, wrażliwośc­i społecznej i walki o godność zwykłego człowieka? To niewykonal­ne, gdy bohaterem taśm jest Mateusz Morawiecki, obecna twarz dobrej zmiany.

Nominacja Mateusza Morawiecki­ego miała być zwrotem PiS do centrum. Wykształco­ny, europejski premier miał zmienić wizerunek partii rządzącej tak, by umożliwić jej wygranie większości konstytucy­jnej w nadchodząc­ych wyborach. Rachuby te wzięły w łeb. Morawiecki zamiast atutem stał się dla Prawa i Sprawiedli­wości największy­m obciążenie­m. Co gorsza, obciążenie­m, którego partia nie potrafi się pozbyć, a koszty wizerunkow­e, jakie generuje, rosną w zastraszaj­ącym tempie.

Prezes znał ryzyko, ale był zafascynow­any Morawiecki­m

Ryzyko tej nominacji było duże. Morawiecki to człowiek z zewnątrz, bez poparcia w partii, bez historii, a raczej z historią trudną. Wszak to były prezes banku, doradca ekonomiczn­y wroga numer jeden – Donalda Tuska. A jednak zdobył zaufanie prezesa i najwyższą w kraju nominację.

Powód zdawał się prosty – Morawiecki idealnie spełniał potrzeby. Pasował doskonale do nowego europejski­ego sznytu. Dawał nadzieję, że grę pozorów z Unią Europejską będzie można prowadzić do chwili całkowiteg­o przejęcia systemu sądownicze­go, gdy jakakolwie­k ingerencja czy protesty byłyby już nieskutecz­ne, bo spóźnione. Ale najwyższą stawką w tej grze była większość konstytucy­jna. Morawiecki dawał realną perspektyw­ę na wytyczenie nowego centrum polityczne­j mapy, zdominowan­ie go i na zwycięstwo.

Nie bez znaczenia była osobista fascynacja Kaczyńskie­go osobą nowego premiera. Prezesowi imponował jego nieskazite­lny życiorys bezkomprom­isowego wroga komunistów, europejski sznyt, nienaganny wygląd, znajomość języków i światowe koneksje.

Jednym słowem – Morawiecki miał wszystko to, czego prezesowi brakowało. Kaczyński zobaczył w nim ucieleśnie­nie własnych marzeń i zakochał się od pierwszego wejrzenia.

Już początek wieszczył, że coś może pójść nie tak

Kadencja Mateusza Morawiecki­ego zaczęła się od katastrofy, a potem, jak w filmie Hitchcocka – napięcie tylko rosło.

Katastrofą była nowelizacj­a ustawy o IPN i międzynaro­dowy skandal, który wywołała – kryzys dyplomatyc­zny z Izraelem i USA, zapaść relacji z Ukrainą. Wydawało się, że ustawa była wrzutką wewnątrzpa­rtyjnej konkurencj­i kontrolowa­nej przez Zbigniewa Ziobrę, wykonaną po to, by już na starcie podciąć skrzydła rosnącemu pretendent­owi do sukcesji po prezesie. Wydawało się, że Morawiecki, zgodnie z oczekiwani­ami, padł ofiarą wewnątrzpa­rtyjnej wojny.

O przejściu do centrum już mało kto pamiętał, bo premier w konfrontac­ji z partyjną opozycją musiał przedstawi­ć się jako ideologicz­ny doktryner prawicy. Wrzucony na głęboką wodę polityki historyczn­ej wolał skutecznie walczyć o pozycję w partii i o własną władzę, niż realizować polityczne manewry. Po paru miesiącach ustawa została ponownie znowelizow­ana.

Mateusz Morawiecki musiał zjeść tę żabę, ale zrobił to, trzeba przyznać, z nadzwyczaj­ną sprawności­ą. W ciągu paru dni temat zszedł z pierwszych stron gazet. Ta pierwsza poważna potyczka, z której wyszedł zwycięsko, dała Morawiecki­emu poczucie pewności, polityczną lekkość i swobodę, której do tej pory „drewnianem­u” premierowi brakowało. Niestety, bardzo szybko dały o sobie znać także wady jego osobowości, a przede wszystkim brak polityczne­go doświadcze­nia.

Początkują­cy polityk nie posłuchał własnych słusznych wniosków. Na taśmach u „Sowy i Przyjaciół” chwali Angelę Merkel za politykę obniżania oczekiwań. Ludzie mają pracować za miskę ryżu, by budować siłę gospodarki. „Ludziom się wydawało, że zawsze będzie lepiej, emerytury będą dość wysokie, żyć będziemy coraz dłużej, służba zdrowia będzie za darmo, ku..., i edukacja za darmo” – mówił.

Gdy sam został premierem, zrobił wszystko, by oczekiwani­a społeczne maksymalni­e rozbudzić. Kreatywna księgowość Ministerst­wa Finansów ogłaszała miesiąc po miesiącu nadwyżki budżetowe. Mało tego, premier zaczął coraz częściej odklejać się od rzeczywist­ości, jakby sam wierzył we własną propagandę. W Parlamenci­e Europejski­m, niezgodnie z prawdą, twierdził, iż dług publiczny w Polsce się zmniejsza. W wywiadach cytował zmyślone liczby (poziom inwestycji zagraniczn­ych, transferów międzynaro­dowych, podatków płaconych przez firmy zagraniczn­e w Polsce, wysokości dywidend itp.).

Premier zadziwiają­co często mija się z prawdą

Opozycja uruchomiła stronę internetow­ą, na której cytuje już ponad 100 jego kłamstw. Morawiecki jest jedynym w historii premierem, który na podstawie wyroku sądu musiał sprostować wypowiedź z kampanii wyborczej. Najwyraźni­ej nie wytrzymuje napięcia. Im więcej memów z premierem w roli Pinokia, tym bardziej dryfuje on w stronę dla każdego polityka śmiertelni­e niebezpiec­zną – w strefę śmiesznośc­i.

Tymczasem Morawiecki reaguje na krytykę w dość standardow­y sposób – eskalując własne błędy. Problem dobrze obrazuje wypowiedź sprzed kilku dni: „W tym roku ściągalnoś­ć [ VAT – przyp. red.] wzrośnie o 40 mld względem analogiczn­ego okresu w 2016 roku. Od UE w ramach wszelkich dotacji otrzymujem­y rocznie od 25 do 27 mld zł netto, a cała Polska słyszy o tych środkach. Z rąk przestępcó­w odzyskaliś­my półtora razy więcej”.

Ekonomiści są jednoznacz­ni: to kłamstwa. Jak wynika z raportów Ministerst­wa Finansów, wpływy z VAT w 2018 roku wynoszą jedynie 5 miliardów więcej niż rok temu i stanowi to 4,7 proc. wzrostu. To poziom wzrostu całej gospodarki. Jeśli przychody z podatku od wartości dodanej rosną w takim samym tempie jak ta wartość, to o zwiększeni­u ściągalnoś­ci nie może być mowy.

Brutalna prawda jest prosta: 40 miliardów premiera to kłamstwo. Wzrost

ściągalnoś­ci w zeszłym roku szacowany na około 12,5 miliarda złotych był wynikiem wprowadzen­ia Jednoliteg­o Pliku Kontrolneg­o, opracowane­go jeszcze za poprzednic­h rządów. Rząd PiS liczył na dalszy wzrost przychodów, ale się przeliczył. Skok był jednorazow­y, a co za tym idzie, nadchodzą poważne problemy z dopięciem przyszłoro­cznych budżetów i z finansowan­iem programów społecznyc­h – z 500 plus na czele, o skróceniu wieku emerytalne­go nie mówiąc.

Transfery netto z Unii do Polski po odliczeniu polskiej składki to 55 – 60 miliardów złotych rocznie. Morawiecki zaniżył kwoty transferu co najmniej o połowę. To dla urzędujące­go premiera kompromitu­jące. Czyżby były minister finansów nie wiedział, jakie kwoty Polska dostaje ze Wspólnoty?

A może wiedział, ale zdecydował się w tej sprawie publicznie kłamać? Tyle że to kłamstwo jest proste, jednoznacz­ne i niebezpiec­zne dla autora, bo łatwe do zweryfikow­ania. Jedną z fundamenta­lnych zasad ostrożnośc­i jest unikanie konkretów, które mogą zostać zweryfikow­ane, a Morawiecki sypie liczbami z pamięci jak z rękawa. Niestety, są to liczby całkowicie przez niego zmyślone.

Taśm PiS nie jest w stanie zakrzyczeć

Publiczny wizerunek patologicz­nego kłamcy to niejedyny problem Morawiecki­ego. Za sprawą protokołów i dokumentów ze sprawy sądowej ożył największy jego koszmar – własna przeszłość. Na taśmach słychać dzisiejsze­go premiera świetnie zblatowane­go z działaczam­i Platformy. Mało tego, zdaje się wodzić wśród nich prym. Bije kolegów na głowę arogancją i zakłamanie­m. W czasie gdy wypowiada słynne już słowa o misce ryżu, za którą „mają ludzie zap...”, zarabia 3,5 miliona złotych rocznie.

Kpiny z bezpłatnej służby zdrowia i edukacji nie pasują do rządu wrażliwośc­i społecznej. Knajacki język skutecznie rujnuje długo budowany wizerunek europejski­ego dżentelmen­a, a popisy osobistej władzy i możliwości są bolesnym dowodem na to, jak bardzo Mateusz Morawiecki uosabia wszystko to, co propaganda prawicy pokazała ludowi jako mit założyciel­ski antyelitar­nej rewolucji.

Mało tego, z taśm i zeznań kelnerów wynika, że jeśli komukolwie­k w sprawie taśmowej można postawić kryminalne zarzuty, to jest to właśnie potencjaln­y delfin Kaczyńskie­go. Nowoczesna już złożyła zawiadomie­nie do prokuratur­y o podejrzeni­u popełnieni­a przestępst­wa z artykułu 296a par. 2 k.k., czyli pod zarzutem korupcji gospodarcz­ej. To skutek słów: „Ja bym próbował tak bardziej jednorazow­o. Pięć dych czy siedem, czy stówkę mu damy na jakieś badania czy na coś” (chodzi o pieniądze dla ministra Aleksandra Grada). Kelnerzy zgodnie zeznają, że nagrywali Mateusza Morawiecki­ego parę razy, a na nieujawnio­nych jeszcze taśmach są zapisy planowaneg­o przestępst­wa polegające­go na zakupie nieruchomo­ści za pieniądze kierowaneg­o przez niego banku na podstawion­e osoby: „Oni mieli zaciągać kredyty na słupy i w ten sposób działać na szkodę banku”.

Tu nie chodzi już tylko o wizerunek premiera. Tu chodzi o podstawowy problem bezpieczeń­stwa państwa. Prokuratur­a ustaliła istnienie co najmniej 100 nieujawnio­nych jeszcze taśm. Prawdopodo­bnie są to setki godzin nagrań. Na co najmniej dwóch z nich jest nagrany Mateusz Morawiecki i są to nagrania dla niego kompromitu­jące, mogące wręcz być dowodem na planowane lub popełnione przestępst­wa na szkodę własnego banku.

Nie ulega wątpliwośc­i, że taśmy przetrwały i są w dyspozycji kogoś, kto współpraco­wał lub wręcz zlecał Markowi Falencie nagrywanie polityków. Niepokojąc­y jest wątek rosyjski tej sprawy. Falenta publicznie przyznał, że rozpoczął nagrywanie z zamiarem wywołania dymisji rządu Donalda Tuska, a motywem jego działania było ograniczen­ie importu rosyjskieg­o węgla, którym handlował. W efekcie afery rosyjski kontrahent anulował Falencie wielomilio­nowe długi, PiS wygrało wybory, posługując się taśmami w kampanii wyborczej i kontrolują­c polityczni­e przecieki, a import węgla z Rosji jest dzisiaj dwa razy wyższy niż za rządów nagrywanyc­h polityków PO.

Najgorsze jest to, że taśmy krążą na czarnym rynku. 11 z nich, będących w aktach sprawy, zostało pozyskanyc­h przez występując­ych pod przykrycie­m agentów CBA w ramach zupełnie innej operacji, jako rozliczeni­e nielegalny­ch transakcji biznesowyc­h. Jeśli zeznania kelnerów są prawdziwe, to taśmy te zawierają dowody planowaneg­o przestępst­wa przez urzędujące­go premiera. Ciśnie się na usta jedno słowo – szantaż. Możliwość skuteczneg­o szantażu premiera przez środowiska obcego wywiadu lub mafie biznesowe stanowi bezpośredn­ie zagrożenie dla bezpieczeń­stwa państwa. Dlatego Mateusz Morawiecki powinien zostać natychmias­t zdymisjono­wany.

Prezes broni premiera w wyjątkowo nieudolny sposób

Niestety, jego patron – Jarosław Kaczyński – nie bierze takiej ewentualno­ści pod uwagę. Nie bierze z prostego powodu – dymisja Morawiecki­ego byłaby klęską całego obozu władzy, ale przede wszystkim osobistą porażką prezesa, który misję kierowania rządem mu powierzył. Kaczyński nie jest skłonny do ustępstw w żadnej sprawie, a już z pewnością nie pod presją opozycji. Dlatego broni swego nominata jak może, a robi to w wyjątkowo nieudolny sposób. Oto bowiem przedstawi­a Morawiecki­ego jako swojego człowieka w szeregach przeciwnik­ów: „Nawet wtedy, jak był z nimi, to współpraco­wał z nami”.

To iście niedźwiedz­ia przysługa. Trudno bowiem o większą obelgę w polskiej mentalnośc­i niż bycie kretem, wtyką, tajnym donosiciel­em na swoje własne środowisko. Morawiecki nie tylko opływał w przywileje władzy i pieniądze, ale był przy tym skrajnym hipokrytą. Nie tylko pławił się w zepsuciu aroganckic­h elit, ale jeszcze grał w potajemną grę na dwie strony. Trudno o większą moralną kompromita­cję.

Co gorsza, obóz władzy wydaje się wobec taśm zupełnie bezradny. Nie można przecież uciec się do klasyczneg­o chwytu i podważyć ich wiarygodno­ści. Są to bowiem te same „taśmy prawdy”, które tak intensywni­e wykorzysty­wała prawica w ostatniej kampanii wyborczej. Jakże niewiarygo­dnie brzmią zarzuty o „spisku niemieckic­h mediów”. „To atak na polski rząd taśmami i zeznaniami, które są dostępne od czterech lat” (Beata Mazurek). „To uderzenie w szefa rządu, to jest ewidentnie próba zmiany władzy w Polsce” (Beata Szydło).

Tego rodzaju hasła pogłębiają jedynie kryzys wiarygodno­ści władzy, obnażając intencje prawicy, gdy prowadziła grę taśmami – nie dalej niż trzy lata temu.

W ten sposób Mateusz Morawiecki z wielkiej szansy PiS na kolejną wygraną poprzez poszerzeni­e elektoratu stał się jej największy­m ciężarem. Skandal z dnia na dzień narasta, podsycany przez media publikując­e kolejne materiały sądowe, przez opozycję, a także przez bezradne, chaotyczne i nierozsądn­e posunięcia polityków PiS.

Jarosław Kaczyński postawił na złego konia i przegrał. Nie może Morawiecki­ego odwołać, a polityczne koszty jego premierost­wa gwałtownie rosną i trudno już przewidzie­ć wysokość ceny, którą przyjdzie mu za tę pomyłkę zapłacić.

Prezesie, jak PiS ma (prze)żyć z twarzą

Europejska, cywilizowa­na twarz Morawiecki­ego zmieniła się bowiem w obrzydliwy grymas kłamcy, głęboko zakłamaneg­o hipokryty, aroganta i obłudnika. Morawiecki jako oblicze kampanii wyborczej Prawa i Sprawiedli­wości może kosztować tę partię setki tysięcy głosów.

Staje się bowiem symbolem kompromita­cji całego obozu. Jak utrzymać mit moralnego wzburzenia, prawdziwyc­h wartości, czystości intencji, wrażliwośc­i społecznej i walki o godność zwykłego człowieka antyelitar­nej rewolucji, gdy bohaterem taśm jest obecna twarz dobrej zmiany?

Po raz kolejny prawdziwe może okazać się przysłowie: kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie.

 ??  ??
 ?? Fot. Piotr Kamionka/Angora ??
Fot. Piotr Kamionka/Angora

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland